Potężna punktowa zdobycz TCU, pięć punktowych podań Marcusa Marioty i rekord Amari Coopera. Pod znakiem tych wydarzeń stał dziewiąty tydzień rozgrywek futbolu uniwersyteckiego. Sensacji nie było, ale było na co popatrzeć.
Oregon Ducks – California Golden Bears 59:41
Spotkanie faworyzowanych Ducks z zespołem z Californii nie zapowiadało się na mocno wyrównane. Plasujący się w czołówce krajowego rankingu „Kaczory” mieli szybko i gładko rozprawić się ze swoimi nisko notowanymi przeciwnikami w konfrontacji na stadionie w Santa Clara. Zwycięstwo 59:41 nie pokazuje przygniatającej przewagi zespołu wygranego, przeciwnie, uzmysławia spore kłopoty podopiecznych trenera Marka Helfricha, zwłaszcza w grze obronnej. Istnieje pewna niepisana zasada, że drużyn zwycięskich się nie sądzi. I faktycznie, w dużej mierze zespół z Oregonu spisał się w tym spotkaniu na medal. Szeroki wachlarz zagrań w ataku, niesamowicie wysoka klasa rozgrywającego Marcusa Marioty oraz doskonały poziom gry biegowej i na skrzydłach zasługuje zdecydowanie na brawa po tym meczu. To dzięki wspomnianym formacjom Ducks zawdzięczają tak wysoką zdobycz punktową, bo 59 „oczek” w spotkaniu to potężna dawka.
Jednak zanim ofensywa z Oregonu nabrała rozpędu w Santa Clara pachniało sensacją, zwłaszcza w pierwszej kwarcie spotkania. Mecz bowiem zdobyczą punktową rozpoczęła o dziwo drużyna gospodarzy, a 6 punktów biegiem o długości 12 jardów zdobył Luke Rubenzer. Mariota i spółka, zmuszeni byli gonić wynik i 2 minuty później po akcji wspomnianego Marioty z Dwaynem Stanfordem na tablicy wyników widniał remis po 7. Wydawało się, że Ducks opanowali pierwsze nerwy w tym meczu, gdy running back Vic Enwere po raz kolejny wprawił w spore zdziwienie i radość kibiców zgromadzonych na Levi’s Stadium. Tym samym na 5 minut przed końcem pierwszej odsłony Golden Bears wygrywali 7:14 ze swoimi przeciwnikami i niewiele wskazywało na to by mogli się szybko zatrzymać w powiększaniu swojej zdobyczy punktowej. Jednak od czego zespół Ducks ma Royce’a Freemana. Running back gości, który nota bene rozgrywał kolejne świetne zawody doprowadził jeszcze przed końcem kwarty do remisu 14:14. Na początku drugiej kwarty Ducks uzyskali pierwszą przewagę w tym meczu po kopnięciu Aidana Schneidera, a gdy 3 minuty później Mariota obsłużył kolejnym dobrym podaniem Pharaoha Browna zespół z Oregonu zyskał na tyle wysoką przewagę by móc spokojnie kontrolować przebieg spotkania do samego końca. W kolejnym posiadaniu z kolei doskonałym powrotem na długość 59 jardów popisał się Charles Nelson i drużyna trenera Helfricha w końcu odnalazła swój własny meczowy rytm.
Mariota był w swoim żywiole. Raz po raz uruchamiał swoich skrzydłowych, w konsekwencji notując aż 5 punktowych podań. W sumie zanotował, aż 326 jardów po własnych zagraniach rzutowych. Doskonała wręcz gra w ataku została jednak nieco przyćmiona sporą nieporadnością w obronie. Co z tego, że Mariota napędzał ofensywną machinę swojego teamu, skoro we własnych posiadaniach przeciwnicy potrafili skutecznie wyprowadzać w pole nie najlepszą tego dnia defensywę Ducks. Efekt tego miszmaszu był taki, że spotkanie zamieniło się w pojedynek formacji ofensywnych. Z jednej strony Mariota wykonywał swoje zadania, z drugiej rozgrywający gospodarzy Jared Goff wraz z całą ławą skrzydłowych konsekwentnie zdobywali jardy i punkty. Wspomniani skrzydłowi to Maurice Harris, Chris Harper i Bryce Treggs, którzy przy asyście Goffa systematycznie zdobywali sporo jardów. To dzięki ich zagraniom Golden Bears nie stracili w tym spotkaniu kontaktu z przeciwnikiem i mimo porażki pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie, sprawiając sporo kłopotów niezłej defensywie Ducks. Bohaterem spotkania był jednak Mariota i mimo że zanotował pierwszą w tym sezonie rzutową stratę może być pewien, że po tym tygodniu wciąż będzie liderem w rankingu najlepszych zawodników ligi. Sprawę pierwszego przechwytu swojego rozgrywającego zbagatelizował jego trener. Mariota wyglądał na zszokowanego po niefortunnym podaniu jednak Helfrich uspokajał go, co wzbudziło ciepłą reakcję młodego gracza. W przyszłym tygodniu rozgrywek Ducks czeka dość ciężki pojedynek z ekipą ze Stanford, która słynie z dobrej pary cornerbacków. Czas więc na kolejne przechwyty?
Texas Tech Red Raiders – TCU Horned Frogs 27:82
Początek spotkania w Fort Worth nie zapowiadał porażki, aż tak wielkich rozmiarów zespołu Texas Tech. Mecz bowiem od pięknego zagrania rozpoczął rozgrywający Red Raiders, Davis Webb, który krótkim podaniem otworzył drogę do strefy punktowej Kenny’emu Williamsowi. Jednak to nie Webb był bohaterem tego spotkania lecz jego vis a vis Trevone Boykin. Rozgrywający „Rogatych Żab” został absolutnym aktorem numer 1 tego meczu i choć wspomniany Webb zagrał całkiem porządne spotkanie, to jednak rozmiary zwycięstwa, zdobycz punktowa i styl jakim swój zespół okrasił genialny Boykin, nie pozostawiły wątpliwości co do tego, kto zasłużył na największe słowa uznania po tym pasjonującym meczu. Boykin tym meczem wpisał się na stałe w karty historii nie tylko swojej uczelni, ale także całym rozgrywek NCAA. 7 przyłożeń po jego podaniach i łącznie 433 jardy. Ta statystyka mówi sama za siebie, a gra Boykina była niesamowicie przyjemna w oglądaniu. Boykin doskonale rozumiał się zarówno z Deante’ Greyem jak i z Joshem Doctsonem. Dwójka Grey-Docston zdobyła razem pewne 4 przyłożenia, wykorzytsując zarówno świetną asystę swojego rozgrywającego jak i dramatycznie dziurawą obronę Red Raiders.
Najbardziej braki i słabości formacji defensywnej drużyny Texas tech obnażyła jednak dwójka biegaczy z TCU. Aaron Green i Trevorris Johnson rozegrali fenomenalne zawody. Zdobyli równo po 105 jardów i łącznie 3 przyłożenia, z czego 2 były dziełem Johnsona. Dwójka running backów była obok Boykina absolutnymi bohaterami swojego zespołu. Największe owację zebrał jednak rozgrywający. Powodów bowiem było kilka. Boykin swoimi 7 punktowymi podania ustanowił nowy rekord uczelni. Co ciekawe 7 przyłożeń Boykin zanotował w całym zeszłym sezonie, więc tym jednym wyjątkowym meczem udowodnił jaki skok jakościowy wykonał podczas sezonu przygotowawczego, wchodząc na zupełnie inny, wyższy poziom gry. Gra Boykina była tak dobra, że w amerykańskich mediach zrodziły się propozycję, by Boykina włączyć do grona zawodników ubiegających się o trofeum Heismana. Szanse na wysoka pozycję w końcowym rankingu Boykins może zwiększyć jeśli prowadzony przez niego zespół nie spuści z tonu. Taki mecz jak ten z Texas Tech może dla młodego quarterbacka okazać się przełomowym, bo po spotkaniu pojawiły się opinie kwalifikujące Boykina wśród trzech najlepszych rozgrywających w kraju tuż obok Marcusa Marioty i Daka Prescotta. Z rankingu tego Boykin wyeliminował nie byle kogo, bo samego Jameisa Winstona. Mimo problemów tego drugiego to i tak ogromna nobilitacja dla zawodnika TCU. Tym samym Boykin w najbardziej właściwy sposób odpowiedział na prowokacyjne wypowiedzi swojego trenera, która kilka tygodni wcześniej miał powiedzieć, że jego rozgrywający nie jest gotów na konfrontacje z zespołami rzędu Texas Tech. Czy była to tylko zagrywka psychologiczną trenera Gary’ego Pattersona? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że czymkolwiek były te uwagi, okazały się bardzo skuteczne, bo Boykin rozegrał mecz życia.
Bezradny w pomeczowych wypowiedziach wydawał się być trener Texas Tech Kliff Kingsbury, który wątpił w inny wynik spotkania nawet gdyby jego zawodnicy grali swój najlepszy futbol. Kingsbury ocenił, że jeśli zespół przeciwny gra w taki sposób w jaki robił to team TCU, to nie zna on odpowiedzi i reakcji na tak dobrą dyspozycję. Trudno nie przyznać trenerowi racji, jednak wypadałoby okazać choć odrobinę więcej wiary w umiejętności własnych podopiecznych. Mimo to prawdą jest, że TCU w tym meczu zaprezentowało nieosiągalny dla przeciwnika poziom nie tylko w ofensywie, ale także w obronie. Przypieczętowaniem dobrej gry defensywnej były 2 przechwyty podań rozgrywających Texas Tech. Autorami tych zagrań byli safety Sam Carter i Chris Hackett. Na brawa zasłużyli także zawodnicy, wykonujący powroty po kopnięciach. Piątka zawodników (na czele z B.J. Catalonem), którzy podejmowali się tego zadania wykonała 5 prób przy powrotach notując bardzo dobra średnią 18.8 jarda na próbę. Ten fakt po raz kolejny bardzo obciążą defensywę Texas Tech za porażkę w tym spotkaniu, która nie potrafiła dopasować się poziomem do swoich kolegów z ataku.
Michigan Wolverines – Michigan State Spartans 11:35
Konfrontacje futbolowych ekip Wolverines i Spartans od dawna stanowią bardzo atrakcyjny element rywalizacji obu uniwersytetów ze stanu Michigan. Tym razem nie mogło być mowy o jakiejkolwiek niespodziance. Faworyzowana drużyna Michigan State wyraźnie pokonała swoich lokalnych rywali. Spotkanie zgodnie z przewidywaniami miało dość jednostronny przebieg. Już 3 minuty po rozpoczęciu meczu, krótka akcja biegowa w wykonaniu Jeremy’ego Langforda dała gospodarzom pierwsze prowadzenie. „Rosomaki” nie znalazły skutecznego sposobu by odpowiednio zareagować na pierwsze punkty rywali. Tym samym pod koniec drugiej kwarty Langford znów wziął sprawy w swoje ręce i niemal w bliźniaczo podobnej akcji dał kolejne 6 punktów swojemu zespołowi.
Trzecia kwarta konfrontacji stała pod znakiem defensywnej dominacji Spartans nad swoimi przeciwnikami. Najpierw gwiazda defensywny Michigan State R.J. Williamson zaliczył przechwyt piłki rzuconej przez Devina Gardnera po czym pomknął do strefy punktowej zaliczając kolejne w tym sezonie przyłożenie. Tym samym „no fly zone” jak nazywana jest secondary Michigan State po raz kolejny dała się we znaki swoim rywalom. Swoje zadanie wykonywali także inni zawodnicy formacji defensywnej. Zwłaszcza linebacker Taiwan Jones, który brylował w zatrzymywaniach gry dołem rywali. Jones przypieczętował swój dobry występ przechwytem czym po raz kolejny udowodnił swoją nieoceniona wartość dla drużyny Spartans. Prawdziwym bohaterem wygranego meczu był jednak wspomniany Langford, który w czwartej kwarcie raz jeszcze znalazł lukę w linii defensywnej Wolverines i zaliczył kolejne, trzecie przyłożenie w meczu. O ile jednak punkty zdobywane przez Langforda były efektem krótkich, siłowych konfrontacji z obroną Wolverines to w całym meczu Langford zaliczył aż 177 jardów. Największe owacje wzbudził 27 jardowy bieg z treciej kwarty, czym Langford pokazał w jak świetnej dyspozycji znajduje się podczas meczu.
Doskonałe zawody Langforda przyćmiły nieco całkiem niezłą dyspozycję rozgrywającego gospodarzy Connora Cooka, który w bardzo racjonalny i spokojny sposób prowadził poczynania swojej ofensywnej formacji. Cook był autorem jedneo z najlepszych zagrań tego tygodnia w całej lidze, gdy popisał się pięknym podaniem do Tony’ego Lippetta tuż za plecami kryjącego go obrońcy. Lippett po pewnych chwycie pomknął do strefy końcowej zwiększając przewagę swojego teamu nad rywalami. Dyżyna Wolverines nawet na chwilę nie nawiązała walki w tym meczu. Bardzo słaba dyspozycja biegowa, która pozwoliła całemu zespołowi Michigan na zdobycie tylko 65 jardów w tym elemencie była idealnym papierkiem lakmusowym pokazującym w jak dużym sportowym dołku znajdują się zawodnicy trenera Brady’ego Hoke’a. Gra górą także nie mogła zachwycić bo rozgrywający Devin Gardner wykonał tylko 13 udanych podań na łączną długość 121 jardów. Porównując ten wynik do statystyk Cooka (12 podań, 227 jardów) łatwo zaobserwować przepaść jaka dzieliła te dwa zespoły podczas zawodów. Ogólnie w całym meczu Wolverines zdobyli jedynie 186 jardów, ich rywale 446. Te statystyki ostatecznie oddają przebieg wydarzeń na boisku w East Lansing.
Zeszły sezon, który dla Spartans zakończył się zdobyciem Rose Bowl był doskonałą podstawą do kontynuowania dobrej gry. To pozwoliło póki co na realizowanie wczesnych prognoz co do przyszłości postawy Michigan State. Na dzień dzisiejszy Spartans na pewno są brani pod uwagę jako jeden z czterech najlepszych zespołów w nadchodzących play-offach. Wiele o końcowym wyniku tego sezonu może powiedzieć konfrontacja z zespołem Ohio State, która odbędzie się już 8 listopada. To będzie istny sprawdzian dla Spartans. Dziś jednak zespół ten cieszy się po pokonaniu lokalnych rywali szósty raz w siedmiu ostatnich meczach. Dla społeczności uczelni stanowej w Michigan to jeden z ważniejszych dni. Jest on bowiem częścią bardzo bogatej historii tego zespołu. Ostatni raz takim wynikiem drużyna Spartans mogła pochwalić się na przełomie lat 50 i 60 ubiegłego stulecia.
Ole Miss Rebels – LSU Tigers 7:10
Pierwszą porażkę w sezonie zaliczyli zawodnicy zespołu Ole Miss Rebels. Ich pogromcami po dość brzydkim meczu okazali się gracze drużyny LSU. Mecz zakończył się wynikiem 7:10. Do zwycięstwa zespół LSU poprowadził running back Leonard Fournette, autor aż 113 jardów. Po meczu okazało się, że sztab trenerski założył przed spotkaniem, że to właśnie gra biegowa powinna być i będzie kluczem do pokonania ekipy Rebels. Fournette po meczu tryskał dobrym humorem, mówił, że to było wielkie wyzwanie, ale i wielki obowiązek by wywiązać się z trenerskich planów i założeń. Spory udział w dobrej grze Fournette’a miała dobra dyspozycja linii ofensywnej LSU. Zresztą wsółpracę Tigers na linii running back-offensive line bardzo mocno chwalił Hugh Freeze. Wspomniany trener drużyny Ole Miss miał spore pretensje do swjego rozgrywającego, którego decydujące podanie w ostatnich sekundach meczu przechwycił safety Ronald Martin. Freeze nakazał swojemu rozgrywającemu bezpieczne podanie na bliższą odległość, by kopnięciem z pola doprowadzić do dogrywki. Bo Wallace nie posłuchał wskazówek trenera i zaryzykował dłuższe podanie. Martin okazał się nie do pokonania, a to zagranie zamknęło drogę do zwycięstwa teamowi Rebels.
Pozostałe ciekawe wydarzenia:
* Amari Cooper, wide receiver drużyny Alabama Crimson Tide ustanowił nowy rekord uczelni w długości złapanych podań w jednym meczu. Cooper w wygranym z zespołem Tennessee 34:20 meczu złapał łącznie aż 224 jardy. Poprzedni rekordzista, obecny gracz Atlanta Falcons Julio Jones zaliczył w jednym meczu 221 jardów. Było to 2010 roku w Knoxville w spotkaniu przeciwko Volunteers.
* Ameer Abdullah staje się coraz poważniejszym kandydatem do trofeum Heismana. Running back zespołu Nebraska Cornhuskers zanotował kolejne doskonałe spotkanie. W meczu przeciwko Rutgers Scarlet Knights Abdullad zaliczył 225 jardów i 3 przyłożenia. Ten wynik plasuje Abdullaha już teraz jako najlepszego gracza rozgrywek, który nie jest quarterbackiem.
* 7 prób zatrzymania. Tyle udało się udaremnić Joshowi Robinsonowi w jednej akcji. Krępy biegacz z drużyny Mississippi State popisał się takim wyczynem w wygranym spotkaniu przeciwko Kentucky Wildcats. W tym meczu Robinson raz jeszcze zaparł dech w piersiach kibiców, kiedy podczas jednej z akcji jednym zwodem minał aż 5 goniących go obrońców.
* Wspominany wcześniej running back z LSU Leonard Fournette mocno ułatwił pracę sędziom podczas spotkania z Ole Miss. W jednej akcji Fournette prawie stracił maskę od kasku. Żaden z zawodników Ole Miss w tym przypadku nie mógł twierdzić, że nie wykonał nielegalnego chwytu za ruszt kasku.
* Jak się okazuje flopping jest modny nie tylko w NBA. Popularne określenie na symulowanie faulu znalazło tez rację bytu na futbolowych boiskach NCAA. Pokaźnym flopem popisał się safety z LSU Jamal Adams, który po stosunkowo lekkim szturchańcu od Bo Wallace’a upadł na ziemię jakby uderzony przez samochód. Reakcja Adamsa zmusiła sędziów do rzutu flagą i ukarania zespołu 15 jardami.
* Lane Kiffin były główny trener zespołu Tennessee Volunteers, a obecnie koordynator ataku zespołu z Alabamy poprosił o policyjną eskortę podczas przyjazdu na stadion w Knoxville. Kiffin, który nie jest zbytnio lubiany po swojej przygodzie w Tennessee wszedł na stadion przy akompaniamencie gwizdów miejscowych kibiców. Obyło się bez rękoczynów.
Wojciech Lehmann
- PODSUMOWANIE DZIĘSIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 10 listopada 2015
- NFL 2015: ZAPOWIEDŹ WEEK 9 I MNF - 7 listopada 2015
- ZAPOWIEDŹ DZIESIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 7 listopada 2015
- PODSUMOWANIE DZIEWIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 3 listopada 2015
- ZAPOWIEDŹ PIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 3 października 2015