Stało się. Znamy pierwsze rozstrzygnięcia rozgrywek futbolu akademickiego. W najważniejszych i najbardziej medialnych spotkaniach nie zabrakło niespodziewanych rezultatów, widowiskowych zagrań i chwil pełnych wzruszeń. Na największe słowa uznania zasłużyła drużyna Ohio State Buckeyes, która mimo przeciwności losu zdołała w świetnym stylu zakwalifikować się do spotkania finałowego NCAA. W tym spotkaniu ekipa Urbana Meyera zmierzy się z fantastycznymi Oregon Ducks.
Sugar Bowl: Alabama Crimson Tide – Ohio State Buckeyes 35:42
Piękny sen, który na początku wydawał się strasznym koszmarem dla ekipy Ohio State Buckeyes trwa w najlepsze. Zespół, który w przeciągu całego sezonu stracił aż dwóch rozgrywających nie poddał się i zrobił wszystko co było możliwe by dostać się do finału rozgrywek NCAA, pokonując faworyzowany zespół z Alabamy. Buckeyes prowadzeni na boisku przez nominalnie trzeciego rozgrywającego Cardale’a Jonesa tym meczem po raz kolejny potwierdzili jak wspaniały team mogą stanowić w obliczu tylu kłód rzucanym im pod nogi przez złośliwy los. Wydawało się, że wysoka wygrana przeciwko Wisconsin Badgers pod koniec sezonu regularnego będzie szczytem możliwości ekipy trenera Meyera. Mecz o Sugar Bowl po raz kolejny zadał kłam twierdzeniu, że Buckeyes mogą być w swoich poczynaniach ograniczani. Naszpikowany gwiazdami zespół Crimson Tide był faworytem tych zawodów, ale mimo to nie wykorzystał swojego potężnego potencjału i przegrał mecz z walecznym, pełnym serca i niesamowicie poukładanym teamem z Ohio State.
Spotkanie rozpoczęło się zgodnie z przewidywaniami wielu analityków, kibiców i trenerów całej ligi NCAA. Według prognoz to faworyzowana drużyna trenera Nicka Sabana miała w tym meczu osiągnąć szybko i miażdżąca przewagę, pozwalającą później na swobodne prowadzenie gry. Początkowo ten plan udawało się realizować. Mimo że pierwsze punkty po field goalu zdobyli Buckeyes, zespół z Alabamy potrafił szybko i dosadnie odpowiedzieć zaliczając 14 punktów po przyłożeniach running backa Derricka Henry’ego oraz skrzydłowego Amari Coopera. Po pierwszej kwarcie, gdy na tablicy wyników widniał rezultat 14:6 dla Crimson Tide, wielu zaczynało godzić się już z faktem, że to Alabama zagra 12 stycznia o tytuł najlepszej studenckiej ekipy w kraju. Buckeyes jednak w tym sezonie lubią gdy zaczyna się w nich wątpić. Mimo że na początku drugiej kwarty ‚Bama zdobyła kolejne 7 punktów za sprawą T.J. Yeldona to w powietrzu zaczęło pachnieć nie lada sensacją. Cardale Jones pozbył się stresu, który towarzyszył mu przy pierwszych akcjach i zaczął grać tak jak potrafi. Bohaterem po stronie Ohio State był jednak zupełnie kto inny. Na 3 minuty przed końcem swój świetny występ przyłożeniem zaznaczył biegacz Buckeyes Ezekiel Elliott. To on był liderem swojego zespołu, to on dawał sygnał w każdej akcji do walki i dopiął swego. Po jego wspomnianym przyłożeniu w Buckeyes wstąpił dobrze znany, stary duch. Atmosfera na boisku wśród graczy Meyera wyraźnie się poprawiła. W poczynania Buckeyes wdarła się tak bardzo oczekiwana swoboda, czego dowodem był niesamowite zagranie zamykające pierwszą połowę spotkania. Piłka była w posiadaniu Ohio State. Rozgrywający Jones otrzymał futbolówkę na trzynastym jardzie połowy przeciwnika. Jones szybko przekazał piłkę zbiegającemu do środka Jalinowi Marshallowi, ten z kolei do spółki z Evanem Spencerem wykonał piękne zagranie typu „reverse”. Po tym widowiskowym zwodzie Spencer odnalazł się z piłką bez kompletnej asysty obrońców. Mógł spokojnie wypatrzeć w strefie końcowej Michaela Thomasa i posłać do niego dokładne podanie, otwierające skrzydłowemu drogę do łatwej zdobyczy punktowej. To była przełomowa chwila tego meczu. Po przerwie pierwszym punktowym podaniem w meczu popisał się Jones, który otworzył drogę do strefy końcowej Devinowi Smithowi. W tej akcji kompletnie nie popisał się kryjący Smitha Eddie Jackson. Defensive back Alabamy w ostatniej fazie lotu piłki kierowanej do Smitha potknął się, a zawodnik Buckeyes został kompletnie bez defensywnej asysty zdobywając 6 punktów, które wyprowadziło jego zespół na cenne prowadzenie. Kibice Buckeyes oszaleli. A euforię podgrzał kilka minut później defensywny liniowy Steve Miller, który przechwycił piłką rzuconą przez rozgrywającego Crimson Tide Blake’a Simsa i pomknął do strefy punktowej niczym rasowy punt returner. Po tym zagraniu Buckeyes prowadzili 21:34 i na boisku stadionu ekipy New Orleans Saints zapachniało gigantyczną niespodzianką. Trzecią kwartę Crimson Tide zamknęli jeszcze jednym przyłożeniem w wykonaniu rozgrywającego, niwelując stratę do sześciu punktów. Czwarta kwarta była chyba najbardziej emocjonująca. Sims do tej pory aż trzy razy rzucał piłkę w ręce przeciwników i obawiał się kolejnych strat. Buckeyes z kolei sprawiali wrażenie jakby chcieli za wszelką cenę dać sobie spokój z podejmowaniem ryzyka z podwyższaniem prowadzenia. Te złudzenia jednak prysły na trzy minuty przed końcem meczu. Najlepszy na boisku Ezekiel Elliott przemknął nie dotknięty przez linię obronną Crimson Tide i po 85 jardowym biegu przypieczętował zwycięstwo swojego zespołu nad faworyzowanym rywalem. Alabamę od tej chwili stać było tylko na przyłożenie w wykonaniu Amari Coopera, które ustaliło wynik całego spotkania na 35:42. Buckeyes tryumfowali. Szał kibiców był niesamowity. W powietrzu latał trener Meyer, podrzucany z radości przez swoich zawodników. Po raz kolejny quarterback Jones nie zawiódł ani kibiców, ani swoich kolegów, ani wiernych fanów zespołu. Prawdziwym liderem był Elliott, który w całym meczu zanotował 23o jardów biegiem i 2 przyłożenia. Po stronie pokonanych najbardziej zawiodła para Sims-Cooper, tak skuteczna przez cały sezon regularny. Straty Simsa mocno ograniczyły podejmowanie przez niego ryzyka w akcjach górą. Cierpiał na tym Cooper. Najlepszy wide receiver w kraju skończył to niesamowicie ważne spotkanie jednie z 71 jardami na koncie. Zdobył on co prawda 2 przyłożenia, jednak w końcowym rozrachunku okazały się one zupełnie nieprzydatne, bo to Buckeyes dzięki swojemu fenomenalnemu występowi zagrają w Arlington o tytuł najlepszej ekipy w NCAA.
Rose Bowl: Oregon Ducks – Florida State Seminoles 59:20
Pech, straty i Marcus Mariota. To trzy główne zmory ekipy w Florida State Seminoles w spotkaniu o Rose Bowl i o udział w finale rozgrywek NCAA. Mimo potężnej stawki i ogromnego ciężaru gatunkowego był to niezwykle dziwaczny mecz. Naprzeciwko sobie stanęli dwaj najbardziej widowiskowo grający rozgrywający ostatnich dwóch sezonów oraz ustępujący z aktualnym zdobywcą nagrody Heismana. Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec tego spotkania były szalenie wygórowane. W ogólnym rozrachunku mecz zawiódł. Poziom na jaki weszła drużyna zwycięska czyli Oregon Ducks nie mógł nikogo zaskoczyć, natomiast postawa drużyny przeciwnej czyli Florida State Seminoles była tym elementem, który atrakcyjnie zapowiadające się zawody zredukował do poziomu jednostronnego widowiska. Zespół Seminoles nie potrafił należycie wejść w spotkanie. Już na początku meczu podopieczni trenera Jimbo Fishera mogli narzekać na zbyt dużą ilość pecha, która wkradła się w ich boiskowe poczynania. Mowa tutaj o zagraniu z początku meczu, kiedy to rozgrywający Jameis Winston położył piłkę tuż za linią końcową boiska. Większość teamu cieszyła się z przyłożenia, sędziowie jednak wypatrzyli, że Winston zanim piłka przekroczyła linię dotknął kolanem ziemi 2 jardy przez polem punktowym. Radość musiała zostać odłożona, jak się okazało później na jakieś dobre pół roku. Noles nie mieli też szcęścia do pracy sędziów, którzy nie widzieli, lub nie chcieli widzieć wyraźnych przewinień graczy Ducks w kontaktach ze skrzydłowymi z Florydy. Jakby tego było mało kopacz Roberto Aguayo w jednej z prób trafił w słupek bramki. Wówczas jasne stało się, że Seminoles będą potrzebowali w tym meczu albo cudu, albo tytanicznie wykonanej pracy by wygrać zarówno z Ducks jak i z boiskowym fatum. To drugie dawało się jednak we znaki niemal przez cały mecz. W trzeciej kwarcie gracze FSU stracili aż 5 razy piłkę, z czego aż 3 po kuriozalnych wybiciach piłki z rąk biegaczy lub skrzydłowych. Bezradnie na to wszystko spoglądał trener Fisher, którego dziwną minę raz po raz wyłapywały telewizyjne kamery. To po prostu nie był dzień zespołu z Florydy bo nawet ich największa gwiazda pod koniec meczu straciła piłkę w bardzo komiczny sposób. Po tej akcji Jameis Winston może spodziewać się całej fali internetowych memów, które będą mu stale przypominać o tym kuriozum i sposobie w jaki upadał na ziemie przewrócony przez siebie samego.
Ducks z kolei mogli tylko spokojnie patrzeć jak Seminoles sami robią sobie krzywdę podczas posiadania piłki. Gracze z Oregonu jednak to zbyt klasowa ekipa by mogła pozwolić sobie na bierne przyglądanie się kłopotom swoich przeciwników. Prowadzeni przez świeżo upieczonego zdobywcę nagrody Heismana Marcusa Mariotę do cna wykorzystali wszystkie słabe strony swoich rywali zarówno w ataku jaki w obronie. Mariota szalał tak jak do tego przyzwyczaił. Biegał, podawał, po prostu lśnił swoim własnym blaskiem. Założeniem sztabu trenerskiego Ducks było jak najszybsze wydobycie się Marioty z tak zwanej „kieszeni” i wykonywanie podań w wolnej od obrońców przestrzeni. Quarterback Ducks z tego zadania wywiązywał się śpiewająco. Po otrzymaniu piłki o centra uciekał na bok, a że biegaczem jest i świetnym i bardzo szybkim nie sprawiała mu problemu skuteczna ucieczka z zatłoczonej części boiska. Mariota mecz zakończył z fenomenalną zdobyczą 338 jardów i 2 przyłożeń w grze górą oraz 62 jardów i jedną zdobyczą punktową w grze biegowej. Rozgrywający Ducks jednak nie ustrzegł się błędu, rzucając piłkę w ręce Nate’a Andrewsa. Błąd Marioty był jednak niczym wobec skali błędów Seminoles. Koszmarnie grała linia obronna. To „dzięki” jej tragicznej postawie Ducks wybiegali w tym meczu aż 301 jardów, zdobywając przy tym aż 5 przyłożeń, po dwa autorstwa Thomasa Tynera i Royce’a Freemana.
Po stronie Seminoles statystycznie nieźle zagrał tylko Jameis Winston, który zaliczył 348 jardów. Pozostali zawodnicy byli jakby w cieniu samych siebie. Świetny dwuletni bilans zwycięstw musiał ich chyba w dziwny sposób zahipnotyzować i zamienić w kogoś zupełnie innego. Prostota błędów graczy FSU porażała przez cały mecz. Noles grali tak jakby byli średnim zespołem z małej uczelni a nie pretendentem do tytułu. To wystarczyło „Kaczorom” by mogli narzucić w tym meczu swoje ciężkie warunki i zrobić to co robili przez cały sezon – demolowali przeciwników w szlagierowym spotkaniu. Teraz Ducks zmierzą się z Ohio State Buckeyes w wielkim finale rozgrywek, a pierwsze prognozy bukmacherów wskazują, że Ducks wygrają różnicą 7 punktów. Ducks kroczą do futbolowego nieba, podobnie jak Buckeyes. Bilet jednak do tego miejsca jest tylko jeden i kosztuje naprawdę sporo. Drużynie Seminoles zaś należy życzyć cierpliwości. Jeśli Jameis Winston zdecyduje się wziąć udział w drafcie NFL będzie to znak dla ekipy Jimbo Fishera by pewne klocki misternej układanki poukładać w zupełnie inny sposób. Z perspektywy całego sezonu jednak wysoka przegrana Seminoles z Ducks to efekt stąpania po bardzo cienkim lodzie drużyny z South Beach. W sezonie regularnym drużyna trenera Fishera nie raz cudem uciekała spod topora bolesnej porażki z niżej notowanymi przeciwnikami. Teraz taktyka odrabiania strat, która była tak bardzo skuteczna okazała się zgubna. Przeciwnik po prostu nie pozwolił się dogonić aplikując im końską dawkę jardów, przyłożeń i bolesnych strat. Seminoles przegrali sami ze sobą. Tak samo skwitował to Winston, który z biegiem sezonu w znaczący sposób wpływał na zły stan swojej ekipy. Cóż. W przyszłym sezonie może będzie inaczej.
Przełom roku to w tym sezonie także rywalizacja o mniej prestiżowe trofea. Zespoły, które w tym sezonie zaskakiwały i spisywały się niemal równie dobrze co czołowa czwórka muszą zadowolić się spotkaniami o znacznie niższe stawki. I tak ekipa TCU Horned Frogs zdeklasowała Ole Miss Rebels w meczu o Peach Bowl wygrywając 3:42. W Fiesta Bowl zespół Boise State Broncos po ładnym meczu pokonał 38:30 rywali z Arizona Wildcats. Świadkami niezłego widowiska byli także kibice przyglądający się meczowi o Orange Bowl gdzie Mississipi State Bulldogs nie uporali się z Georgia Tech Yellow Jackets przegrywając 34:49. Outback Bowl z udziałem Auburn Tigers i Wisconsin Badgers zakończył się wygraną tych drugich 31:34 dzięki kolejnemu dobremu występowi Melvina Gordona, a Cotton Bowl pomiędzy Michigan State Spartans, a Baylor Bears uchodzi za najbardziej wyrównany mecz całej fazy pucharowej. W meczu tym Spartans wygrali 42:41.
- PODSUMOWANIE DZIĘSIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 10 listopada 2015
- NFL 2015: ZAPOWIEDŹ WEEK 9 I MNF - 7 listopada 2015
- ZAPOWIEDŹ DZIESIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 7 listopada 2015
- PODSUMOWANIE DZIEWIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 3 listopada 2015
- ZAPOWIEDŹ PIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 3 października 2015
Go Buckeyes! Alabamie zabrakło konwersji w 3 próbach ale i obrona Ohio zagrała znakomicie. Żal było patrzeć na koniec sezonu Seminoles. Oregon obnażył wszystkie ich braki bez litości a liczba strat w decydującej 3 kwarcie przypominała koszmar. Mariota udowodnił, że jest świetnym dobrze poukładanym QB. powodzenia w NFL! Ja jednak w finale kibicuję Ohio
i dzięki za dobra robotę! w tym sezonie było naprawdę duużo o NCAA tak trzymać
Sugar Bowl pokazał też, że tym razem komisja dokonała słusznego wyboru promując do półfinału Ohio State. Osobiście uważam, że TCU nie nawiązałoby walki z Alabamą mimo, że rozbiło Ole Miss w innym bowlu. To oczywiście jest gdybanie po fakcie ale teraz widać, że to TCU lub Baylor powinno grać w Orange zamiast Seminols
Sorry- chodziło mi o Rose Bowl nie Orange oczywiście…