Czwarty tydzień rozgrywek NCAA za nami. Obiektywnie rzecz biorąc była to jedna z najbardziej zajmujących i najbardziej widowiskowych serii spotkań w najnowszej historii uczelnianego futbolu. Spośród szeregu najbardziej ciekawych spotkań wybraliśmy te, których przebieg każdy szanujący się kibic NCAA powinien znać. Serdecznie zapraszamy.
TCU Horned Frogs – Texas Tech Red Raiders 55:52
Już sam wynik tego meczu pokazuje jakiego niesamowitego widowiska świadkami byli kibice zgromadzeni w Lubbock w Teksasie. Jak to zwykle w futbolu bywa, im wyższy i bardziej wyrównany wynik tym więcej zawodników, którzy mieli swój olbrzymi wkład w grę. Tak było i tym razem. Po obu stronach boiska podczas tego meczu zaroiło się od graczy, którzy śmiało mogą się mianować gwiazdami ligi uniwersyteckiej. Mecz rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami. Pierwsze punkty dla TCU zdobyli Josh Doctson do spółki ze swoim rozgrywającym Trevone’em Boykinem. Boykin zakończył celnym podaniem na długość 9 jardów cały drive dzięki któremu Horned Frogs zyskali 80 jardów przy 8 zagraniach. W tym momencie spotkania wielu mogłoby się wydawać, że Frogs pójdą za ciosem i postarają się szybko „odjechać” swoim teoretycznie słabszym przeciwnikom. Nic bardziej mylnego. Gracze z Texas Tech potrzebowali niecałej minuty by szybko wyrównać stan rywalizacji. Pierwsze punkty w tej akcji zdobył DeAndre Washington po krótkim, biegu. Warto dodać, że było to jedno z aż czterech przyłożeń tego zawodnika w tym meczu. W połowie pierwszej odsłony TCU zdobyło 2 punkty po zagraniu typu safety, a na niecałe 4 minuty przed końcem tej kwarty Frogs wyszli na dość wyraźne prowadzenie. Wszystko to dzięki running backowi Aaronowi Greenowi, który również z bliskiej odległości zdobył punkty dla swojego teamu. Red Raiders nie spuszczali jednak głów i dzielnie walczyli o utrzymanie kontaktu z przeciwnikiem. Efektem tego były punkty zdobyte na równo 2 minuty przed końcem pierwszej partii. Po raz kolejny dał o sobie znać Washington, który przebiegając 26 jardów wpadł w pole punktowe ekipy przeciwnej. Już wtedy kibice Horned Frogs wiedzieli, że ich pupili czeka naprawdę ciężki konfrontacja. Kolejne akcje bardzo wyraźne potwierdzały słuszność tych obaw. Druga kwarta przyniosła bowiem dość spory wstrząs. Półtorej minuty po wznowieniu gry rozgrywający Texas Tech Patrick Mahomes posłał 44 jardowe podanie do Jakeema Granta i w Lubbock coraz mocniej pachniało sporą sensacją. Oczywiście nikt jeszcze nie gratulował zwycięstwa Red Raiders, ani tym bardziej nie pogrzebywał kompletnie szans zespołu TCU. Fakty jednak wskazywały wyraźnie na to, że mecz ten może być ogromną szansą dla ekipy z Teksasu i jednocześnie ciężką próbą dla faworyzowanych Horned Frogs. Wynik 16:21 dla Texas Tech na początku drugiej odsłony wskazywał póki co ten pierwszy wariant. TCU jednak to zbyt pewny siebie i zbyt utalentowany zespół by poddawać się presji teoretycznie słabszych przeciwników. 7 minut po wyjściu na prowadzenie Texas Tech drużyna TCU powstała niczym feniks z popiołów. Najpierw udany field goal w wykonaniu Jaden Oberkroma, a potem kolejny owoc wzorowej współpracy pary Boykin-Docston i nagle zrobiło się 26:21. Raiders jednak dalej uparcie dążyli po swoje. Tym razem sprawy w swoje ręce wziął quarterback Patrick Mahomes, który zdobył swoje pierwsze przyłożenie biegowe po raz kolejny dając swojemu teamowi sensacyjne prowadzenie w tym meczu. Trwała istna wymiana ciosów. W tą scenerię również po raz kolejni wpisali się Boykin i Doctson, którzy kolejną wzorcową akcją dali swojemu zespołowi prowadzenie 33:28. Był koniec drugiej kwarty, połowa spotkania, a kibice oglądający ten mecz byli rozgrzani do czerwoności. W połowie trzeciej kwarty we znaki ekipie TCU znowu dał się Washington, notując biegiem swoje trzecie przyłożenie i dając prowadzenie Texas Tech 33:35. Żeby tradycji stało się za dość TCU dzięki Aaroni Greenowi szybko zabrali prowadzenie swoim godnym przeciwnikom, by pod koniec trzeciej odsłony umożliwić jeszcze rywalom zdobycie 3 punktów po skutecznym kopnięciu z pola. Przed decydującą czwartą kwartą wynik brzmiał 40:38 dla TCU, ale mało kto odważyłby się wówczas wytypować zwycięzcę tego spotkania. Ostatnia kwarta rozpoczęła się od kolejnego, czwartego już mocnego uderzenia w wykonaniu DeAndre Washingtona, który kolejnym krótkim biegiem i przyłożeniem dał swojej ekipie kolejne już prowadzenie. Tradycyjnie TCU zdołali dość szybko odpowiedzieć na zagranie rywali. Widząc jednak, że w tym meczu każdy punkt może być na wagę złota przy stanie 46:45 zdecydowali się na podwyższenie za 2 punkty. Tą widowiskową akcję zakończył sam Boykin, który tym razem sam był adresatem celnego podania autorstwa Shauna Nixona. Na 6 minut przed końcem regulaminowego czasu stadion w Lubbock po raz kolejny eksplodował w euforycznej radości. Na tablicy widniał wynik 48:52, a to wszystko dzięki świetnemu podaniu Mahomesa do Justina Stocktona, który zyskał aż 50 jardów, dzięki czemu wyprowadził swój team na kolejne w tym spotkaniu prowadzenie. Horned Frogs jednak nigdy nie byli zespołem, który zwieszałby głowy nawet gdy tli się jeszcze mała iskierka nadziei na pozytywny wynik spotkania. Na 23 sekundy przed końcem znów w roli głównej wystąpił Aaron Green i rzutem na taśmę Frogs uniknęli sensacyjnej porażki.
Za ten mecz obu ekipom należą się potężne brawa. Gdy po zakończeniu meczu ktoś rzucił okiem na statystyki zawodników to dowiedział się, że ten mecz był prawdziwym widowiskiem na niesamowicie wysokim poziomie. Wśród wygranych Horned Frogs prym wiedli rzecz jasna Trevone Boykin, który zanotował 4 przyłożenia przy aż 485 zdobytych jardach. To świetny wynik, który mocno betonuje pozycję Boykina w walce o Heisman Trophy. Boykinowi kroku dzielnie dotrzymali Aaron Green, który przebiegł aż 162 jardy notując 2 przyłożenia, a największy wkład w sukces zespołu miał Josh Doctson, który w 18 akcjach zdobył po podaniach zdumiewającą liczbę 267 jardów i dołożył do tego 3 niesamowicie cenne przyłożenia. Po stronie pokonanych na słowa uznania zasłużył zdecydowanie DeAndre Washington, który oprócz wspomnianych 4 przyłożeń zdobył aż 188 jardów. Duży wkład w ten mecz mieli również rozgrywający Patrick Mahomes, który skutecznie obsługiwał swoich skrzydłowych Jakeema Granta oraz Devina Lauderdale’a.
Wojciech Lehmann
UCLA Bruins – Arizona Wildcats 56:30
Mecz na szczycie konferencji PAC 12 zawiódł oczekiwania kibiców Arizony i nie dostarczył emocji trzymających w napięciu do ostatnich minut. To spotkanie pokazało, że niepoprawni optymiści upatrujący z Arizonie czarnego konia rozgrywek a w ich gwiazdorze, Scooby Wright III nowego mesjasza, który poprowadzi Wildcats do ziemi obiecanej, są nieco oderwani rzeczywistości. Bijąc się w piersi przyznaję, że i ja byłem prawie pewien, że Arizona poradzi sobie w tym meczu a wracający po kontuzji Wright zagra na miarę nowego J.J. Watta i w pojedynkę rozprawi się z przybyszami z Kalifornii. Mocno się pomyliłem. Przebieg spotkania dowiódł, że wysoka porażka Wildcats w zeszłorocznym finale konferencji z Oregon Ducks a później przegrany bowl nie były wypadkami przy pracy tylko, że po prostu ta ekipa nie jest gotowa na wielkie sukcesy i wygrywanie decydujących spotkań z silnymi rywalami.
Nie ma sensu pastwić się nad drużyną Arizony ale faktem jest, że łatwiej znaleźć w tym meczu ich minusy, błędy i niedociągnięcia niż jakieś plusy. Przede wszystkim piętą achillesową Wildcats był ich center i sposób, w jaki wykonywał snapy, który to sposób wołał o pomstę do nieba i przyprawiał o palpitację serca zarówno kibiców jak i trenera. Center miał tego dnia wyjątkowo ciężko rękę i nie dość, że rzucał mocno to również niemal za każdym razem tak wysoko, że opanowanie piłki przez QB wymagało od tego ostatniego nie tylko niezłego refleksu, ale i koszykarskich umiejętności na wysokim poziomie. Po drugie Scooby Wright III nie zagrał najlepiej a mówiąc bez ogródek, zawiódł w tym spotkaniu. Wielokrotnie spóźniał się z kryciem i blokami i zawodnicy Bruins uciekali mu bez większych problemów, miał kłopoty z koncentracją powodując ważki w skutkach falstart w drugiej kwarcie i w ogóle robił wrażenie jakby nie był w stanie wejść w rytm meczowy i jakby ostatnia kontuzja i przerwa w grze poważnie wytrąciły go z normalnej dyspozycji. Defensywa Wildcats wyglądała kiepsko zarówno w pierwszej jak i w drugiej linii niemal przez całe spotkanie, a krótkie przebłyski w tych formacjach nie były w stanie zmienić obrotu wydarzeń. Na domiar złego ofensywa też nie była w szczytowej formie, co skłoniło QB miejscowych Anu Solomona do wzięcia sprawy w swoje ręce, a raczej nogi i próbach zdobywania terenu częstym scramblingiem. Taka taktyka skończyła się tak jak skończyć się musiała a mianowicie wyeliminowaniem QB z gry, ponieważ już na początku drugiej kwarty otrzymał mocne uderzenie w głowę, po którym długo zbierał się z murawy. Przez chwilę kibicom przemknął przez głowę pełen grozy obrazek z meczu czwartkowego kiedy QB Cincinnati Gunner Kiel dostał nokautujące uderzenie również w głowę i padł nieruchomo na trawę a następnie został odwieziony do szpitala. Solomon miał więcej szczęścia, ale i tak mecz oglądał już do końca z perspektywy side line.
Początek nie wskazywał na to, że mecz będzie aż tak jednostronny. Gospodarze wyszli na prowadzenie 7-0 po kilku dobrych podaniach Solomona i dość dobrym dynamicznym drive’ie. I właściwie był to ich pierwszy i ostatni dobry drive w tym meczu, bo później działo się już tylko gorzej. Fumble po wspomnianym złym snapie na własnym 20 jardzie musiało się skończyć punktami dla UCLA, którzy uderzyli raz jeszcze i po pierwszych 15 minutach prowadzili 14-7. Na początku 2 kwarty Scooby Wright III popełnia bardzo poważny błąd w postaci falstartu i Bruins znajdują się już na tyle blisko end zone rywala, że muszą wykorzystać nadarzająca się okazję. Wszystko zaczyna się gospodarzom sypać. Center nadal posyła złe snapy co skutkuje kolejnym fumble 30 jardów od pola punktowego Wildcats, UCLA znowu to wykorzystuje i wychodzi na coraz wyraźniejsze prowadzenie bo jest już 28-7. Ofensywa biegowa Arizony a szczególnie ich RB Nick Wilson, ożywia się nieco w tym okresie gry i zdobywa przyłożenie dla gospodarzy jednak jest to łabędzi śpiew, bo po INT goście z Kalifornii prowadzą już 42-14. Jeszcze niewykorzystany przez Arizonę FG i takim wynikiem kończy się pierwsza połowa. Zmotywowani zapewne w szatni przez swojego trenera zawodnicy Wildcats wchodzą w drugą połowę kilkoma mocnymi akcjami w obronie, co pozwala im przejąć piłkę i po długim okresie posuchy zdobyć przyłożenie. Tyle, że przyłożenie niemal wyrwane z gardła rywala, bo nastąpiło ono dopiero w czwartej próbie. Gra Arizony nieco zyskuje na jakości za sprawą RB Nicka Wilsona, który ostatecznie zdobył w tym spotkaniu 136 jardów, jednak jest to za mało na UCLA , które zdobywa kolejne punkty krótką akcją biegową swojego QB Josha Rosena i na tablicy widnieje wynik 49-23 dla gości.. O czwartej kwarcie można powiedzieć tylko tyle, że się odbyła. Miejscowi kibice zaczęli opuszczać miejsca zmierzając w stronę wyjścia ze stadionu już pod koniec trzeciej kwarty kiedy zdali sobie sprawę, że tym razem ich zespół nie nawiąże walki z rywalem. Na trybunach dało się słyszeć nawet nietypowe dla tej dyscypliny sportu buczenie i pomruki niezadowolenia z postawy gospodarzy. Ostateczny wynik 56-30 dość wiernie odzwierciedla przewagą UCLA Bruins , którzy nie byli zagrożeni ani przez chwilę tylko po prostu szybko odjechali rywalom i kontrolowali spokojnie dalszy przebieg wydarzeń.
UCLA udowodniło w tym spotkaniu, że zasługuje na miejsce 7 w aktualnym rankingu (przed meczem 9) i prognozy wielu ekspertów przewidujące ich awans do tegorocznego play off nie są bezpodstawne. Josh Rosen mimo słabszego ostatniego tygodnia znów udowodnił, że jest jednym z najlepszych młodych rozgrywających w całej NCAA i potrafi pewną ręka produkować duże ilości jardów prowadząc swój team do wygranej. Jeśli ominą go kontuzje, nie jest bez szans w ostatecznej rozgrywce o Heisman Trophy. UCLA nie jest z kolei bez szans na finał konferencji z tym roku. Kolejny mecz grają już za tydzień znowu z Arizoną tyle, że tym razem z Arizoną State. Sezon powoli wkracza w okres decydujących rozstrzygnięć. Jeśli UCLA Bruins utrzymają formę, dobrą ofensywę i formację obronną grającą tak dokładnie jak w Tucson, mogą zajść naprawdę daleko. O wszystkim jak zwykle decydować będą starcia wewnątrz konferencji. Kibice z Kalifornii wierzą w swojego nowego idola QB Josha Rosena a media jak zwykle kreują go na nowego mesjasza tytułując Chosen Rosen. Czy wybraniec poprowadzi UCLA do futbolowego raju pokażą kolejne mecze.
Remigiusz Czyżewski
Wygrani i przegrani czwartego tygodnia rozgrywek NCAA:
Wygrani:
Leonard Fournette z LSU Tigers. Kolejne świetne spotkanie na koncie tego zawodnika i kolejny duży krok w kierunku Heisman Trophy. Biegacz ekipy LSU zanotował w meczu przeciwko Syracuse Orange 244 jardy oraz 2 przyłożenia i był bez wątpienia najlepszym zawodnikiem tej serii spotkań.
Shilique Calhoun z Michigan State Spartans. Defensive end ekipy Spartans udowadnia coraz bardziej, że w nadchodzącym drafcie NFL będzie jednym z najbardziej cenionych pass rusherów. Calhoun rozegrał kolejny doby mecz, tym razem przeciwko zespołowi Central Michigan notując 6 zatrzymań rywala, z czego 3 przy stracie jardów. Oprócz tego udało mu się zaliczyć 2,5 sacka, jedno zbite podanie oraz widowiskowy blok field goala.
Ishmael Adams z UCLA Bruins. Cornerback powrócił do gry po rocznym zawieszeniu i od razu pokazał się z bardzo dobrej strony notując przechwyt podania i jedno zbicie.
Przegrani:
Vernon Adams z Oregon Ducks. Nowy rozgrywający Ducks usiadł na ławce już po pierwszej połowie sromotnie przegranego meczu z Utah Utes. Adams, którego dyspozycja uległa sporemu pogorszeniu po złamaniu palca wskazującego prawej dłoni może przez to stracić na dłużej miejsce w wyjściowym składzie Ducks.
Ofensywa ekipy BYU Cougars. 105 jardów. Tylko tyle biegiem i po rzutach zdobyli Cougars w meczu przeciwko Michigan Wolverines. Złośliwi śmieją się, że po zdobyciu 50 jardów biegiem i 55 jardów po podaniach BYU zdołali przynajmniej zachować niezły balans pomiędzy tymi dwoma rodzajami zagrań.
Jack Conklin z Michigan State Spartans. Podstawowy zawodnik linii ofensywnej nabawił się dość poważnej kontuzji i przez to prawdopodobnie opuści szereg spotkań. Nie jest to dobra wiadomość dla zespołu z Michigan.
Liderzy kolejki:
Najwięcej jardów podaniami uzyskał w tym tygodniu QB Cincinnati Bearcats, Hayden Moore w przegranym 46:53 meczu z Memphis Tigers. Bylo to 557 jardów przy 4 TD i 2 INT. Co ciekawe Moore nie grał od początku tego meczu tylko wszedł na boisko w momencie kiedy podstawowy QB Cincy, Gunner Kiel został zniesiony po mocnym uderzeniu w głowę i odwieziony do szpitala.
Szaleje Leonard Fournette z LSU ale w tej kolejce znowu był zawodnik, który przebiegł więcej jardów w jednym meczu niż on. RB San Jose State Spartans Tyler Ervin zdobył równe 300 jardów w wygranym przez jego zespół 49:23 spotkaniu z Fresno State.
Najwięcej jardów „wyłapanych” miał WR TCU, Josh Doctson. Było ich 267 w ostrej strzelaninie jaką urządzili sobie w Teksasie zawodnicy TCU i Texas Tech.
Pozostałe ciekawe informacje:
* Ranking TOP 25 po czwartym tygodniu rozgrywek:
1. Ohio State Buckeyes
2. Michigan State Spartans
3. Ole Miss Rebels
4. TCU Horned Frogs
5. Baylor Bears
6. Notre Dame Fighting Irish
7. UCLA Bruins
8. Georgia Bulldogs
9. LSU Tigers
10. Utah Utes
11. Florida State Seminoles
12. Clemson Tigers
13. Alabama Crimson Tide
14. Texas A&M Aggies
15. Oklahoma Sooners
16. Northwestern Wildcats
17. USC Trojans
18. Stanford Cardinal
19. Wisconsin Badgers
20. Oklahoma State Cowboys
21. Mississippi State Bulldogs
22. Michigan Wolverines
23. West Virginia Mountaineers
24. California Golden Bears
25. Florida Gators
* Defensive end zespołu Penn State Nittany Lions Anthony Zettel wystąpił w spotkaniu przeciwko ekipie San Diego State mimo śmierci swojego taty. Zettel stracił ojca w piątek, a w sobotni wieczór zagrał już całkiem dobre spotkanie w barwach swojego teamu.
* 4-6 tygodni. Tyle czasu spędzi na rehabilitacji po zabiegu przepukliny Corey Clement z Wisconsin Badgers. Rekordy Melvina Gordona zatem muszą jeszcze trochę poczekać by ktokolwiek mógł je pobić.
* Karl Malone, były koszykarz NBA i zawodnik takich zespołów jak Utah Jazz i Los Angeles Lakers, a prywatnie ojciec K.J. Malone’a ofensywnego liniowego ekipy LSU Tigers został przyłapany na trybunach stadionu podczas meczu zespołu swojego syna. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że popularny „Mailman” przez większą część meczu grał w gry na starym telefonie komórkowym rodem z lat 90tych.
- PODSUMOWANIE DZIĘSIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 10 listopada 2015
- NFL 2015: ZAPOWIEDŹ WEEK 9 I MNF - 7 listopada 2015
- ZAPOWIEDŹ DZIESIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 7 listopada 2015
- PODSUMOWANIE DZIEWIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 3 listopada 2015
- ZAPOWIEDŹ PIĄTEGO TYGODNIA ROZGRYWEK NCAA - 3 października 2015
Pingback: online marketing services
Pingback: bittrex wiki
Pingback: PK studies Contract Research Organization
Pingback: Nonclinical PK Screening
Pingback: Tam Coc Tour
Pingback: messi lequipe
Pingback: Free Teen Chat
Pingback: 我要借錢
Pingback: Gutterridgehd.com
Pingback: russian gambling
Pingback: gvk bio
Pingback: 배터리게임|배터리게임주소|바둑이사이트
Pingback: verwandte Seite
Pingback: dom tani w budowie
Pingback: projekt poddasza
Pingback: Gvk bio India news
Pingback: International Removals Company
Pingback: agen poker
Pingback: rusztowania modu³owe
Pingback: Situs Judi Online Terpercaya Di Indonesia
Pingback: https://www.pasnova.pl
Pingback: http://nowoczesnyefekt.pl
Pingback: Pokerrepublik
Pingback: Buy CBD
Pingback: yavsak sarp
Pingback: decentralized content sharing
Pingback: Cheap Sex Toys
Pingback: Pregnancy Photographers In Vancouver
Pingback: squeeqee.co.uk
Pingback: login uniccshop mn
Pingback: adblock
Pingback: https://skinyme.com
Pingback: personalised Christmas gifts
Pingback: repelis
Pingback: repelis