Sezon 2014 wcale nie porwał i był dość słaby – pisze Michał Gutka, dziennikarz Przeglądu Sportowego w gościnnym powrocie na łamy NFL24.
Jakie szczęście, że za nami naprawdę świetny mecz w Super Bowl. Powiedziałbym nawet, że w czasie mojej przygody z NFL najlepszy, jaki widziałem, a licząc niedzielne starcie było ich równo dziesięć. Tylko starcie Steelers z Cardinals sprzed sześciu lat może się moim zdaniem równać z tym, co zaprezentowali Patriots i Seahawks. Całe szczęście, bo wg mnie sezon zasadniczy wcale nie porwał i był dość słaby, a Super Bowl okazało się takie, o jakim wszyscy marzyliśmy i trzymało w napięciu do samego końca.
Przez pierwszy miesiąc sezonu zasadniczego zdominowała dyskusja o running backu Ravens, który znokautował własną żonę w windzie, a Roger Goodell szedł w zaparte, że taśmy z tym nagraniem nigdy nie widział. Cała afera ciągnęła się do momentu, w którym wszyscy mieli jej już serdecznie dość i chyba można uznać, że wielu kibiców ma już gdzieś to całe zamieszanie. Komisarz ligi nie przyzna do tego, że taśmę widział albo miał do niej dostęp, więc naciski nie mają sensu, a Rice pewnie jeszcze wróci do NFL. Vick wrócił, Stallworth wrócił, to Rice nie wróci? Smutne, ale niestety prawdziwe.
Jeszcze bardziej druzgocącą, przynajmniej w moich oczach, była afera związana z Adrianem Peterson. Gwiazda Vikings to ktoś więcej niż futbolista. To symbol NFL, niedawny MVP tej ligi, który dla wielu młodych chłopców w USA jest autorytetem, a pokazał, że na to nie zasługuje. Może jednak trzeba wziąć sobie do serca słowa Charlesa Barkleya? – Gdybyście wiedzieli, jacy sportowcy są prywatnie, to nie stawialibyście ich za wzory – rzucił sir Charles kilka lat temu i przykład Petersona znów każe się nad tym zastanowić. Mnie osobiście boli ta afera, bo nie ukrywam, że kibicuję Vikings od samych początków swojej przygody z NFL, a Peterson od debiutanckiego sezonu jest moim ulubionym futbolistą.
Ale dość o aferach, nam – wiernym fanom futbolu amerykańskiego – nie przysłoniły one spraw boiskowych. Moim zdaniem jednak nie było tutaj wielkich emocji. Zobaczmy, co się wydarzyło. Po pierwsze, dywizję NFC South, przez wielu (w tym mnie) uznawaną w offseason za jedną z trzech najlepszych w lidze, wygrał zespół z ujemnym bilansem. Po drugie, Johnny Manziel, tak bardzo dzielący opinię publiczną i kibiców debiutant, okazał się – ku uciesze jego krytyków – graczem bardzo słabym, a teraz po zakończeniu sezonu udał się na odwyk. Ciekawe, gdzie są teraz ci, którzy mówili, że Raiders czy Vikings zamiast brać Manziela czekali na Carra i Bridgewatera?
Po trzecie, dwóch z najciekawszych młodych rozgrywających tej ligi – Colin Kaepernick i Robert Griffin III – notują kolejne zjazdy formy oraz kontuzje i trzeba poważnie zacząć się zastanawiać, czy kiedyś nawiążą do ogromnych oczekiwań? Trzymam kciuki za obydwu w przyszłym sezonie. Po czwarte, najlepszy zawodnik tego sezonu w moim odczuciu – J.J. Watt – tkwi w drużynie prowadzonej przez trio Case Keenum – Ryan Fitzpatrick – Ryan Mallett i nie zobaczyliśmy go w playoffach. Po piąte, najlepszą historią tego sezonu i drużyną, która zaskoczyła wszystkich byli Dallas Cowboys z trio Tony Romo – Jerry Jones – Jason Garrett. Nie znam fana NFL, który nie nienawidziłby chociaż jednego z nich. Po szóste, ogromna klęska Peytona Manninga w playoffach. Z bólem patrzyłem na rozgrywającego Broncos, było mi go po prostu żal.
Nie chcę być zrozumiany źle – to nie tak, że w NFL zakończył się dramatycznie słaby sezon i tak dalej. Po prostu uważam, że mało było pozytywnych, pamiętnych rzeczy. Wśród takich można na pewno wymienić Odella Beckhama i jego spektakularne chwyty – dawno jakiś debiutant nie zdobył tak szybko serc kibiców. Na pewno trzeba wymienić Watta, który moim zdaniem zasłużył na MVP. Dlaczego? Krótkie pytanie – za 10 lat ktoś Was pyta, kogo zapamiętaliście z mijającego sezonu, ilu z was wymieni Aarona Rodgersa, ostatecznego zwycięzcę statuetki? Wydaje mi się, że niewielu. QB Packers zagrał naprawdę świetny sezon, ale nie zrobił niczego ponad stan, na takie liczby stać jeszcze kilku rozgrywających. Niestety za rok pewnie któryś QB wykręci podobne statystyki i nawet Watt, który zapowiedział, że do lata zamyka się w lesie w Wisconsin i tylko trenuje, nie będzie w stanie go zdetronizować. Już nie wiem, co ten facet musi zrobić, by to się udało. 30 sacków, 10 INT, kilka TD z defensywy i jeszcze regularna gra na pozycji tight enda? Pochwalić też należy Arizona Cardinals, którzy mimo wielkich problemów ze zdrowiem swoich rozgrywających dobrnęli do playoffów. Za rok na pewno urośnie im grono sympatyków.
Najlepszym jednak, co spotkało nas w tym sezonie było Super Bowl. Końcówka meczu nadaje się na film albo ze trzy. Emocji było tyle, co w meczach polskich piłkarzy ręcznych, a sekwencja od podania Wilsona do Kearse’a, przez jego żonglerski chwyt po przechwyt Malcolma Butlera w end zone może rywalizować z końcówką świetnego pojedynku Rams z Titans i legendarnego zagrania „One Yard Short”. Ponadto historia Butlera, chłopaka, który tylnymi drzwiami wbił się do skladu Patriots, a wcześniej pracował w fast-foodzie Popeye’s to kolejna cegiełka w budowie mitu o American Dream.
Tematów przed meczem nie brakowało – starcie dwóch dynastii, pojedynek starej szkoły duetów (Brady i Belichick) z nową (Carrol i Wilson), Deflategate czy milczący Marshawn Lynch. Górą była stara szkoła, co mnie cieszy. Moim zdaniem dzięki tej wygranej Brady ostatecznie zakończył spekulacje o tym, kto jest najlepszym QB od czasów Joe Montany. Deflategate to moim zdaniem farsa, więc nie mam zamiaru się nad tym rozwodzić, ale za to chciałbym przyklasnąć Lynchowi. Amerykańskie media szukają sensacji jeszcze bardziej niż nasze, a chore przepisy NFL każą zawodnikom z nimi rozmawiać. Sam Lynch rzekomo cierpi na jakąś fobię społeczną, co mówił Richard Sherman i było widać we vlogach „Real Rob Report” Michaela Robinsona, byłego fullbacka Seahawks. Dla Lyncha nawet usiąść i powiedzieć „I’m just here so I won’t get fined” jest aktem odwagi. Nie każdy czuje się przed kamerą jak ryba w wodzie i trzeba to uszanować. Szacunek dla running backa z Seattle.
Szacunek też dla Patriots. Nie wszyscy z Was zapewne lubią tę drużynę, choć w Polsce fanów Pats nie brakuje. Nie da się jednak nie docenić tego, że przy zmieniającej się notorycznie lidze, Belichick stworzył zespół oparty tak naprawdę na jednej filozofii, ale ciągle szukający niuansów i nowatorskich rozwiązań. Niech za przykład świadczą choćby mistrzowskie manewry na line of scrimmage w meczu z Ravens. W lidze, w której przy dobrych wiatrach można przejść w rok od sezonu zwieńczonego numerem 1 w Drafcie do playoffów, Patriots trzymali się czuba i aż dziw bierze, że 10 lat czekali na mistrzostwo. Przeciętny kibic NFL na myśl o zespole z New England od razu kojarzy znakomitego QB, trenera, dobrą organizację i to, że „zawsze wygrywają”. M.in. dlatego byłem w tym meczu za Patriotami – to wszystko musiało się w końcu doczekać czwartej korony i nie było ku temu lepszego rywala, niż aktualni mistrzowie.
Co dalej? Przed rozpoczęciem przyszłego sezonu tematów nie powinno zabraknąć, jak zwykle mamy kilka znaków zapytania, odpowiedziami na które będziemy żyć całą wiosnę i lato. Czy Peyton Manning zakończy karierę? Czy rewolucja w San Francisco sprawi, że ta drużyna wróci na szczyt czy może rozbije się o dno? Co stanie się w Chicago i z Jayem Cutlerem? Co ze wspomnianymi wcześniej Ricem i Petersonem? Winston czy Mariota? Wszystkiemu temu będziemy przyglądać się z zapartym tchem. Ja ze swojej strony mogę obiecać, że będę walczył o częstsze opisywanie tej ligi w moim aktualnym miejscu pracy.
Michał Gutka
- Da Bears 1985, czyli jak Grabowscy i ich wąsy podbili USA - 11 maja 2019
- Draft 2017 i Draft Fest w Baltimore - 12 kwietnia 2019
- Od zera do Bohatera - 11 kwietnia 2019
- Problemy techniczne!!! - 1 kwietnia 2019
- NFC North – analiza salary cap - 12 marca 2019
Wydaje mi się, że z Patriots jest trochę tak jak z San Antonio Spurs w NBA. Wiele osób ich nienawidzi za to, że regularnie wyrzucają twoje ulubione zespoły za burtę w walce o finał, ale im są starsi, im bardziej doświadczeni tym bardziej się ich docenia oraz zyskuje sympatię. I tak jak ciężko sobie wyobrazić NBA bez Poppovicha i Duncana, tak ciężko będzie sobie wyobrazić NFL bez Bellichika i Brady’ego.
Czy pan Gutka potrafi wróżyć z fusów, że wie jaki był (będzie?) sezon 2015?
Błąd w tytule 😉 Z treści chyba dało się domyślić, że pisałem o 2014
Pats zasłużyli na wygraną. Wilson grał o wiele słabiej niż w zeszłym roku a już na pewno słabiej niż Brady. Co do sezonu- nie wypowiadam się bo wolę NCAA:) Jednak mi zabrakło jednego bohatera tak jak swego czasu błysnął Tebow a potem był Shermann ok JJ Watt był świetny ale poza play off
Kolejny, który nie rozumie co to znaczy MVP. Skoro Watt jest taki świetny, czemu nie potrafi zaprowadzi druyny do play-off?
Propozycja zabawy w fantazy draft tylko na jeden sezon. Kogo bierzecie z nr 1?
A skoro Rodgers taki MVP, to czemu nie poprowadził swojej drużyny do wygrania SB? 😛
1. Bo grał na jednej nodze 😛
2. Bo to sport drużynowy 😉
3. Bo MVP jest za sezon regularny, nie za play-off.
SZACH MAT!!!
Myślę, że w przekroju całego sezonu cięzko będzie komukolwiek wyprzedzić najleprzego QB w lidze. W Superbowl łatwiej ale jeśli wszyscy zagają w miarę równo, znowu najbardziej widać rozgrywającego.
No i ładny szach mat, tylko że zadany sobie samemu. Dokładnie tych samych argumentów możesz sobie użyć w odpowiedzi na zadane przez Ciebie pytanie. Przypomnę „Skoro Watt jest taki świetny, czemu nie potrafi zaprowadzi druyny do play-off?”.
A na jakiej on pozycji gra? QB bez dobrych skrzydłowych też daleko nie zajedzie
Nie żartuj… Green Bay sumarycznie mają najlepszy korpus WRów w lidze. Poza tym praktycznie sprawdzono już wielokrotnie, że to bardziej QB wpływa na osiągnięcia WRów, a nie odwrotnie.
Nflblog przywołał słowa Giselle Bundchen, żony Brady’ego, że jej mąż nie może jednorześnie rzucać i łapać piłki. Także sam QB meczu nie wygra.
Ale Krzyś ma trochę racji, bo mimo, że jestem fanem GB, to zaczynam się zastanawiać czy Rodgers to nie drugi Manning. Rozgrywający Packers już kolejny raz konkretnie daje dupy w play-off. Za każdym razem jest jakieś usprawiedliwienie. Teraz grał na jednej nodze, rok temu było zimno i Aaron był po kontuzji, dwa lata temu obrona Packers była słaba, a trzy z Giants łapacze gubili piłkę na potęgę. Poza wygraniem Superbowl Rodgers w ani jednym meczu play-off nie pociągnął drużyny tak jak to zrobił Brady dwa razy w tym roku – z Ravens i Seahawks.