Super Bowl 50 niczym Tom Brady podzieliło kibiców na swoich zwolenników, jak i przeciwników. Czy ostatni mecz sezonu 2015 faktycznie miał prawo nas rozczarować?
Prawie pół roku czekania na ten jeden mecz. Jak dziś pamiętam, kiedy w roli faworytów stawialiśmy Seattle Seahawks, New England Patriots, Green Bay Packers, czy nawet Arizonę Cardinals. Ostatecznie jako wisienkę na torcie podano nam Denver Broncos i Carolinę Panthers. Z jednej strony miła odmiana od typowych ‚turniejowych’ drużyn, ale z drugiej pewien niesmak, jakby ktoś zapomniał polać tort czekoladą. Peyton Manning vs. Cam Newton, poobijany dziadek vs. sezonowa gwiazda z tytułem MVP. W trakcie sezonu pewnie uśmiechnął bym się szeroko, gdybym usłyszał, że właśnie takie zestawienie będziemy oglądać w najważniejszym meczu sezonu, a nawet historii NFL. Jednak jakkolwiek byśmy go obstawiali i analizowali ostatecznie zawsze zostajemy zaskoczeni.
Podświadomie czułem, że to spotkanie nie będzie polegało na rozbijaniu banku z punktami, choć gdzieś w oddali tliła się iskierka nadziei na wymianę ciosów pomiędzy rozgrywającymi. Ostatecznie wymiana ciosów nastąpiła, ale po stronie obronnej, którą osobiście doceniam, ale myśląc globalnie i medialnie to nie można było popaść w ekstazę (jak chociażby rok temu).
O tym, że defensywa Denver Broncos jest dobra wiedzieliśmy od dawna, ale małe potknięcia w trakcie sezonu (jak chociażby przeciwko Steelers) i późniejsze kontuzje mogły mylnie sprawiać wrażenie, że to jedynie świetna, ale nie genialna (czy wręcz legendarna) formacja. Pierwsze przesłanki o tym, że takową może być był mecz o miejsce w SB przeciwko New England Patriots. Już wtedy głównie dzięki defensywie Broncos zapewnili sobie miejsce w ostatnim meczu sezonu. Natomiast przeciwko Panthers udowodnili swoją unikalność. Nie tylko byli wystarczająco dobrzy, żeby utrzymywać Panthers z dala od swojego pola punktowego, ale i na tyle dokładni i konsekwentni, żeby odbierać piłki, odzierać przeciwników z słabości i ostatecznie na tyle go sfrustrować, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Przez cały sezon Cam Newton radził sobie z presją jaką wywierali na nim przeciwnicy, a wynosiła ona 35.5% wszystkich akcji. Koordynator defensywy, Wade Phillips, przygotował dla niego jeszcze cięższe zadanie, bo – aktualnie – mistrzowska defensywa była przy nim w prawie 47% wszystkich zagrań. Aż 35 razy próbowali dobrać się do skóry MVP minionego sezonu, podczas gdy linia ofensywna – złożona z najlepszych zawodników, specjalistów od pass protection – potrafiła odpowiedzieć na jedynie 26 z nich. Ich prawdziwą zmorą był, nie kto inny, jak Von Miller, który udowodnił, że na daną chwilę nie ma sobie równych (no może poza J.J. Wattem). Ba, radził sobie nawet przy linii bocznej, kiedy w jednej z akcji krył Jericho Cotchery’ego, który próbował go zmylić tzw. double-move. Nic z tego…
Newton czuł presję nawet wtedy, kiedy przeciwnicy nie mieli szans na dorwanie mu się do gardła, a kiedy już dochodzili ten oddawał celne rzuty tylko w 31 procentach. Największym problemem Panthers był zbyt głęboki skład formacji defensywnej zespołu Wade’a Phillipsa. Kiedy skupiałeś się na Millerze, wówczas ranił Cię DeMarcus Ware albo Malik Jackson, albo Derek Wolfe, albo Shaquil Barrett, albo cały blitz… Można by rzecz, że każda decyzja była zła. Do zatrzymania takiej ekipy potrzebna jest równie dobra, uniwersalna.
Czasem miałem wrażenie, że Panthers byli zbyt pewnie swego. Uważali, że są na tyle dobrze ustawieni, że nie potrzebuję niczego zmieniać, aż tu nagle w praniu okazywało się, że to jednak było dalekie od ideału. W niektórych akcjach mieliśmy okazję oglądać ‚starego’, dobrego Cama Newtona, ale nie rozgrywającego na miarę MVP sezonu. To nie znaczy, że zagrał źle, ale na pewno nie na miarę tych możliwości, które pokazywał nam od września. Przykład? Poniższa akcja, która przez cały sezon nie stwarzałaby najmniejszych problemów, a była raczej rutyną w jej egzekwowaniu, podczas Super Bowl już taką nie była…
Nie chciałbym jednak piętnować jego gry, która w ostatecznym rozrachunku była poprawna. Były akcje, w których mogliśmy oglądać jego niezwykłą zwinność, silne ramie i zdolności do przeprowadzania akcji biegowych. Na sześć prób wybiegał aż 45 jardów (7.5 jarda na bieg), lecz ku memu zaskoczeniu Ron Rivera bardzo rzadko sięgał po akcje dołem i opcje, z których przecież tak znani byli Panthers w tym sezonie. Tym razem skupiali się na akcjach podaniowych, choć wcale nie było to konieczne przy tak bliskim wyniku (przynajmniej do czwartej kwarty). Osobiście twierdzę, że takim doborem zagrywek pozbawili się swojej największej broni tym samym przekształcając swojego MVP jedynie w kolejnego rozgrywającego, który ma posyłać piłki do swoich kolegów. Z drugiej jednak strony Newton uświadomił mnie tylko w moim wcześniejszym postrzeganiu jako QB. To jest świetny playmaker, ale gdy ma stać jedynie w pocket i oddawać rzuty, to traci już swój blask. Z tego względu będę miał niesmak, bo bardziej zapamiętam go za to czego nie zrobił, niż za to co zrobił.
O Peytonie Manningu możemy powiedzieć jedynie, że jest szczęściarzem do posiadania takiej defensywy. Doceniam jego kunszt i rutynę, ale powiedzieć, że jedynie, swą grą, pokazywał dobrą minę do złej gry, to jak nic nie powiedzieć. Sportowo – okropny w pierwszej połowie (miał ogromne szczęście, że tej nocy zanotował tylko jeden przechwyt), dopiero w drugiej nieco się ustabilizował, ale powiedzieć, że poprawił, to jednak określenie na wyrost. Ta noc mogła zakończyć się dla niego w dwóch płaszczyznach – tragicznie albo dobrze (nie mylić z fantastycznie). Wyobraźcie sobie… Co by było, gdyby to jednak Carolina wygrała ten mecz. Wówczas mówilibyśmy o niespełnionej legendzie z jednym pierścieniem, który w najważniejszych meczach sezonu spala się na oczach setek milionów, czego wynikiem jest ujemny bilans w postseason. Dodatkowo zyskalibyśmy kolejny argument, żeby spróbować obalić jego status „najlepszego rozgrywającego w historii” (cztery pierścienie Brady’ego wyglądałyby o wiele bardziej imponująco, a już nie wspomnę o jego młodszym bracie). Teraz to jednak nie ważne, bo Manning nie jest już tzw. „looserem” w playoffs. Pomimo, że rozegrał jeden ze swoich gorszych sezonów, dzięki defensywie zyskał drugi pierścień, a jedyne co stracił to hejterów próbujących obalić jego legendę.
Wade Phillips na spółkę ze swoimi zawodnikami niemal wypchnęli go na emeryturę, jednocześnie pokazując, że bez elitarnych zawodników nie ma co marzyć o aktualnym konkurowaniu z najlepszymi zespołami NFL. Ewentualna porażka mogłaby zmusić jego ambicje do jeszcze jednego sezonu, ale prawdopodobnie w innej drużynie, a wtedy oglądalibyśmy drugiego Willie’go Maysa w Mets, czy Michaela Jordana w Wizards – jednym zdaniem: przykry obrazek. Ten sezon jednak okazał się dla niego nad wyraz szczęśliwie. Bo przecież co by było gdyby Patriots wygrali z Dolphins w 17 tygodniu rozgrywek i zapewnili sobie mecz z Denver na swoim boisku, gdzie, jak wiemy, przy mroźnej pogodzie Manning niewiele by zdziałał….
Wszystko jednak ułożyło się po jego myśli i odchodzi (nie oficjalnie, ale głupotą byłoby pozostać na jeszcze jeden sezon) w blasku chwały. Już pewnie nigdy nie będziemy mieli przyjemności oglądać rozgrywającego z numerem #18, gdy zostanie on zastrzeżony. Dwukrotny mistrz, pięciokrotny MVP z rekordami, które aż trudno zliczyć… Prawdziwa legenda. To była przyjemność zobaczyć, jak sięga po swoje ostatnie trofeum. Choćby dlatego te Super Bowl zapamiętamy na wiele dekad.
Na koniec przygotowałem dla Was ankietę dotyczącą głównego aktora defensywy Broncos, Von Millera. Po sezonie wygaśnie jego umowa z drużyną z Denver. Jak myślicie, czy zostanie mu zaproponowany nowy kontrakt – pewnie podobny kwotą do tego, który podpisał przed sezonem 2015 Ndamukong Suh – czy jednak zwycięzcy Super Bowl wypuszczą zawodnika na rynek wolnych agentów?
- Super Bowl LIII: Historia pewnej znajomości… - 1 lutego 2019
- Super Bowl LII: U.S. Bank Stadium, czyli architektoniczna perełka - 30 stycznia 2018
- NFL 2017: Niewzruszone pożegnanie z Thursday Night Football - 14 grudnia 2017
- NFL 2017: Cowboys jakich znamy i pamiętamy - 1 grudnia 2017
- NFL 2017: Eagles nadal na czele, hit kolejki spełnił oczekiwania - 29 listopada 2017
Świetny artykuł !!
Jedno „ale” do artykułu. Jordan w Wizards już tylko „bawił” się w koszykówkę. Nie musiał nikomu nic udowadniać. To nie był Karl Malone, który poszedł na stare lata do LA Lakers, aby zdobyć pierścień (nie udało się zresztą). Jordan był spełnionym zawodnikiem i z pełną świadomością poszedł do słabszej drużyny, gdzie nieraz rzucił 30 i więcej punktów. Tak więc porównanie nietrafione 😉
Pingback: internet
Pingback: Buy cheap and genuine steroids online
Pingback: servicioswts
Pingback: Online Reputation Management Company in Hyderabad
Pingback: Free Teen Chat Rooms
Pingback: PK Studies in United Kingdom
Pingback: Happier Citizens
Pingback: Newer Movies
Pingback: kiln dried logs
Pingback: cheap web hosting
Pingback: Top online Casinos in New Zealand with No Deposit Bonus
Pingback: GVK bio sciences private limited
Pingback: starsofnigeriafilms.com
Pingback: New Pokies & the best offers for online casinos in NZ
Pingback: International Removals Company
Pingback: czapki damskie zimowe
Pingback: domki z bali
Pingback: szk³o hartowane huawei mate 10 pro
Pingback: gvk bio news
Pingback: GVK biosciences
Pingback: pharmacodynamic models
Pingback: Digital Marketing work outsourcing
Pingback: daftar di sini situs judi qq gabung di sini situs judi online daftar poker qq
Pingback: judi poker
Pingback: sprzeda¿ ró¿
Pingback: meble kuchenne na wymiar ³ódŸ
Pingback: agen judi online sasaqq
Pingback: Situs Judi Online Terpercaya Di Indonesia
Pingback: http://mebloduet.pl
Pingback: Bilskrot Göteborg Partille
Pingback: CBD Vape
Pingback: gavat saarp
Pingback: ibine sarp
Pingback: website