BEZ PRZYWÓDCY ANI RUSZ

Przywództwo w sporcie od dawna odgrywa potężną rolę. Bez tego elementu trudno odnaleźć się w świecie ostrej i brutalnej rywalizacji. W futbolu amerykańskim, gdzie stężenie agresji, siły i ostrej walki jest tak duże, nie sposób obyć się bez prawdziwego lidera. Niekoniecznie musi być to lider sportowy, czasami bowiem wystarczy charakter, charyzma i gigantyczna pewność siebie.

Na przestrzeni lat National Football League kreowała wizerunki fantastycznych sportowców, atletów z prawdziwego zdarzenia i istnych gwiazd światowego sportu. Te wyobrażenia zwykle budowane były na podstawie statystyk, zdobyczy punktowych czy wywalczonych trofeów. Na takiej podstawie (słusznie zresztą) powstały doskonałe wizerunki Jerry’ego Rice, Barry’ego Sandersa, Joe Montany, Dana Marino, Reggie’ego White’a czy Jima Browna. Ta skromna grupa wymienionych zawodników reprezentuje cały panteon gwiazd, które swoją sportową postawą wywarły pozytywny wpływ na kształtowanie się futbolu amerykańskiego nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale w wielu krajach azjatyckich i europejskich. Po tylu latach świetności tej ukochanej dyscypliny sportu warto zwrócić uwagę na zupełnie inny jej aspekt. Oprócz przyłożeń, sacków, przechwytów i dalekich podań, od kilkunastu lat w NFL istnieje nowy element, który charakteryzuje zawodników najwyższej klasy. To psychika, charakter i zdolność wiązania wokół siebie całego zespołu. Na takich zawodników, którzy oprócz dobrej postawy na boisku prezentują jeszcze coś extra, warto zwracać uwagę.

Zawodnicy takiej dyscypliny jak futbol amerykański nie mogą być cichymi myszkami, nie mogą być przesadnie skromni, nie mogą chować głów w piasek przy pierwszej lepszej okazji. Według wielu analityków futbolu takie zachowanie na boisku i poza nim zbyt intensywnie pokazuje potencjalną słabość danego gracza, słabość na której okazanie czekają bezlitośni ligowi przeciwnicy. Oczywiście nikt nie mówi tu o totalnym wypraniu z pozytywnych reakcji czy najbardziej zwyczajnych koleżeńskich odruchów na boisku, jednak od kilku dobrych lat istnieje trend, który pokazuje, że na boisku wszystkie prywatne sympatie do przeciwnika muszą zniknąć. Dlaczego? Bo wtedy gra przeciwko niemu jest łatwiejsza, bo uwalnia się ukryte pokłady agresji, bo uruchamia się pewne mechanizmy, które pomagają znaleźć dodatkową motywację, by rywalowi uprzykrzyć życie. W tak agresywnej dyscyplinie jak futbol wydaje się to być niezbędne i wielu graczy aktywnych do dziś, a także tych, którzy zakończyli już swoje kariery, ten sposób walki z rywalem uznawało za najbardziej skuteczny. Przykładów takich futbolistów, którzy oprócz nóg i rąk w grze używają także ust jest mnóstwo. Nie wszystkim wychodzi to na dobre, aczkolwiek tzw. „trash talking” coraz częściej uchodzi za skuteczną broń.

Pierwszym i chyba najlepszym przykładem aktywnego zawodnika, który świetne umiejętności sportowe potrafi doskonale zgrać ze zdolnością wyprowadzenia rywala z równowagi jest nie kto inny jak Richard Sherman.

NFL: NFC Championship-San Francisco 49ers at Seattle Seahawks

Richard Sherman w pozasportowej akcji

Czy Shermana możną dziś nazwać liderem? Czy można powiedzieć, że jest przywódcą swych kolegów ze Seattle Seahawks? Wielu powie, że nie. Wielu zaznaczy, że Seahawks kierowani są z zupełnie innej strony. Jednak nie sposób odmówić Shermanowi zdolności przywódczych. Na tym właśnie polega siła współczesnego zawodnika NFL. Cornerback Seahawks to obecnie chyba najbardziej znienawidzony zawodnik całej ligi. Niewyparzony język, prowokacyjny styl, kontrowersyjne opinie na temat innych zawodników wyrażane na antenach wszelakich telewizji. Te cechy większość kibiców zaliczy do negatywów osobowości Shermana. Jednak dlaczego nie spojrzeć na te teoretyczne wady jak na podstawę czegoś, co niewielu zawodników NFL posiada. Czy szereg tych cech w połączeniu z nieprzeciętnymi umiejętnościami sportowymi nie klasyfikuje Shermana jako lidera z prawdziwego zdarzenia? Zeszły sezon był tego dosadnym i bardzo klarownym dowodem. Seahawks od początku rozgrywek uważani byli za murowanego faworyta do zdobycia Super Bowl. Pojawia się zatem pytanie czego potrzebuje murowany faworyt, którego trzon stanowią młodzi, niezbyt zaprawieni w boju gracze? Co tak naprawdę jest niezbędne by murowany faworyt nie „spalił” się w połowie sezonu? Odpowiedź jest jasna. Potrzebuje spokoju. Nie od dziś wiadomo, że faworyci w jakiejkolwiek dyscyplinie sportu, jeszcze przed zdobyciem danego trofeum traktowani są tak jakby tytuł znajdował się już w ich kieszeni. To najbardziej skuteczny zabójca dla drużyny czy indywidualnego zawodnika. Szum medialny faworytom nie przydaje się nigdy. I w takich właśnie sytuacjach pojawia się miejsce dla przywódcy, dla kogoś kto swoją osobą będzie potrafił zdjąć presję z barków całej drużyny. W zeszłym sezonie Seahawks dzięki specyficznej ofensywie i doskonałej obronie dyktowali w NFL warunki rywalizacji. Przez kilkanaście tygodni sezonu zasadniczego, z meczu na mecz umacniali swoją pozycję w roli faworyta do tytułu. Jednak jako bardzo młody zespół potrzebowali dziurki z której całe to powietrze mogłoby zejść. Kto miałby się tym zająć, jak nie przywódca i lider. Sherman, o którym można mówić wiele złego, ale pewności siebie odmówić mu nie można, wywiązał się ze swojego zadania doskonale. Wówczas, gdy Seahawks potrzebowali tego jak powietrza, krnąbrny defensive back „wymyślił” sobie i wyolbrzymił do niebotycznych rozmiarów konflikt z Michealem Crabtree, wide receiverem San Francisco 49ers, czego dowodem była scena z ostatniej akcji meczu o mistrzostwo konferencji NFC. Seahawks po tej wygranej awansowali do Super Bowl, jednak incydent z Crabtreem, a potem tradycyjna medialna burza z nim w tle, kompletnie zdjęła całą ekipę Seahawks z centrum uwagi. W nim pozostał tylko Sherman, który czuł się jak ryba w wodzie odpowiadając na kolejne zarzuty co do swojego zachowania. Sherman po tym incydencie długo nie schodził z czołówek fachowych serwisów, a Seattle Seahawks w spokoju przygotowywali się do najważniejszego egzaminu sezonu, który zdali w tak śpiewający sposób. Sherman w samym Super Bowl nie zachwycił. Zaliczył tylko 2 zatrzymania, a na dodatek nie dotrwał do końca spotkania, schodząc z boiska po bolesnej kontuzji stawu skokowego. On jednak swoją pracę wykonał dwa tygodnie wcześniej odwracając uwagę mediów od swoich kolegów, którzy – jak na przykład Marshawn Lynch – nie znoszą kontaktu z dziennikarzami. W tym względzie Sherman jako lider zespołu spisał się bez zarzutu, zresztą robił to także nawet wtedy, gdy Seahawks dopiero pracowali na swoją renomę. Wszyscy pamiętają konflikt Shermana z Darrellem Revisem o miano najlepszego na swojej pozycji. Sherman pewnie lubi pakować się w kłopoty, lubi być oświetlany blaskiem fleszy, ale świetnie, że to wszystko potrafi robić z korzyścią dla swoich mniej medialnych kolegów. Bo czy takie żółtodzioby jak Russell Wilson, Bobby Wagner, Malcolm Smith czy Earl Thomas poradziliby sobie w medialnym tłoku? Nie wiadomo. Ci gracze się o tym nie przekonali bo mieli lidera, który sprawy załatwia po swojemu, nawet wtedy gdy cierpi na tym jego własny wizerunek.

>Zupełnie innym typem przywódcy był słynny Ray Lewis. Dwukrotny zdobywca Super Bowl i jeden z najlepszych linebackerów w historii ligi NFL. To jego postawa w grupie wykształciła zupełnie nowy sposób postrzegania sportowego przywództwa. Lewis to autor chyba najbardziej kwiecistych motywacyjnych mów. Już jako młody zawodnik potrafił do dużo bardziej doświadczonych przemawiać tak, jak robi to nauczyciel do ucznia. Jakże dziwnym obrazkiem była scena, gdy w sezonie 2000/2001 25-letni Lewis pouczał bardzo doświadczonego Tony’ego Siragusę.

Ray Lewis i ogień to nieprzypadkowy zbieg okoliczności

Ray Lewis i ogień to nieprzypadkowy zbieg okoliczności

Ten sezon, tak udany dla Baltimore Ravens, był początkiem wielkiego Raya Lewisa, był początkiem powstania prawdziwej legendy, która na boisku dawała z siebie wszystko, lecz poza nim stanowiła dla swoich kolegów bardzo trwałe oparcie. Mowy motywacyjne Lewisa do dziś można znaleźć w internecie. Specyficzny sposób w jaki zawodnik Ravens zwracał się do członków drużyny na zawsze utrwalą się w pamięci wielu tych, którym dane było to usłyszeć i do których było to kierowane. I choć niektórzy traktowali bogate retorycznie przemowy Lewisa z przymrużeniem oka, nie przeszkodziło im to w osiąganiu wielkich sukcesów. Największym przeciwnikiem stylu motywowania kolegów przez Lewisa był Joe Flacco. W mediach rozgrywający Ravens nazywał słynnego linebackera pastorem i nie krył, że w wielu przypadkach podczas przemawiania Lewisa czuł się jak w kościele i wiele razy wybuchał śmiechem. Flacco jednak jest wyjątkiem lub jedynym, który otwarcie wątpił w oratorskie zdolności Lewisa. Jednakże to z Lewisem w składzie Flacco zdobył swoje pierwsze Super Bowl i pierwsze MVP finałowego spotkania w 2013 roku. Zresztą tamta drużyna, która w finale pokonała San Francisco 49ers przepełniona była zawodnikami, którzy wiedzieli jak motywować się nawzajem. To dzięki obecności tych graczy Ravens byli tak silni, bo ci za chwilę wymienieni zawodnicy mieli jeden cel – zdobyć Super Bowl dla odchodzącego na sportową emeryturę Lewisa. Mowa tutaj o takich graczach jak Terrell Suggs, Ed Reed, Bernard Pollard, Haloti Ngata czy Vonta Leach. Tym graczom nie warto było wchodzić w drogę. Znali oni swoją wartość dla młodszych kolegów, zarówno tą sportową, jak i motywacyjną. Ze swych ról wywiązywali się wręcz doskonale, a przewodził im Ray Lewis. Mówiąc o Leachu warto przytoczyć kolejną scenkę, tym razem z sezonu 2011/2012. Podczas tzw. Harbaugh Bowl, czyli spotkania Baltimore Ravens z San Francisco 49ers – ekip prowadzonych przez braci Johna i Jima Harbaugh -miała miejsce bardzo ciekawa sytuacja. Ray Rice, krnąbrny running back drużyny Ravens miał spore kłopoty we współpracy z najlepszym wówczas fullbackiem w lidze Vontą Leachem. Po każdej nieudanej akcji biegowej przy ławce rezerwowych Rice kipiał ze złości, obwiniając Leacha za złe rozegranie akcji. Rice’owi wystarczyła jedna krótka reprymenda od Raya Lewisa by poprawił swoje zachowanie i grę. Po krótkich, aczkolwiek dosadnych wskazówkach od swojego kapitana, Rice w kolejnych akcjach grał tak jak zawsze się od niego oczekiwało. Wykorzystywał ścieżki torowane przez Leacha, a kontuzjowany wówczas Lewis nawet nie uczestnicząc w grze potrafił zaprowadzić porządek na boisku.

Lewis to wyjątkowa postać. Niezbyt krystaliczna, z wieloma mrocznymi tajemnicami, jednak sportowo i psychologicznie to najlepszy lider jaki biegał po boiskach NFL. Słowa były jego największą bronią. Tych dobrych nie szczędził swoim kolegom, tymi niecenzuralnymi częstował zwykle swoich rywali. Mając Lewisa w swoich szeregach, Ravens nigdy nie zeszli poniżej pewnego poziomu. Byli zawsze groźni, świetnie zorganizowani w obronie i co najważniejsze głośni na boisku, tego wymagał od nich zawsze ich przywódca.

Niemal bliźniaczo do Lewisa zachowywał się Brian Dawkins, były safety zespołów Philadelphia Eagles i Denver Broncos. O ile jednak Lewis był raczej typem filozofa w swoich motywacjach, o tyle Dawkins nastrajał swoich kolegów w sposób bardzo agresywny, nie raz nakłaniając ich do przemocy i brutalności w obecności kamer telewizyjnych.

Brian Dawkins umiał jednoczyć zespół wokół siebie

Brian Dawkins umiał jednoczyć zespół wokół siebie

Dawkinsowi to nie przeszkodziło w wypracowaniu bardzo użytecznego schematu, jakim powinien kierować się każdy elitarny obrońca.

Podobnych przykładów jest wiele. Mistrzowska drużyna Tampa Bay Buccaneers z roku 2002 miała takich liderów aż trzech, każdego w innej formacji obronnej. Warren Sapp w linii defensywnej, Derrick Brooks wśród linebackerów i John Lynch na tyłach obrony.

Lynch, Brooks i Sapp nie potrzebowali mentorów, sami nimi byli

Lynch, Brooks i Sapp nie potrzebowali mentorów, sami nimi byli

Ten mechanizm w 2002 roku funkcjonował wyśmienicie. W ofensywie prawdziwym liderem był trener Jon Gruden, który był autorem każdego widowiskowego zagrania swojego zespołu w ataku. Gruden jednak obronę powierzał w ręce Sappa, Brooksa i Lyncha. Ta trójka wspomagana przez takich graczy jak Ronde Barber, Dexter Jackson czy Brian Kelly stworzyła jedną z najbardziej charyzmatycznych formacji obronnych w historii ligi i dzięki nim zespół zdobył tak upragnione Super Bowl.

W dzisiejszej rzeczywistości pojęcie przywództwa znane jest wielu świetnym zawodnikom. Drew Brees to najprawdopodobniej najbardziej wyrazisty lider wśród rozgrywających. Tomowi Brady’emu i Peytonowi Manningowi tych zdolności także odmówić nie można, jednak rozgrywający New Orleans Saints prezentuje zupełnie inną jakość w prowadzeniu swojego zespołu. Manning jest grzeczny i bardzo rzeczowy, zachowuje się niemal jak profesor, dla którego najważniejszą kwestią jest merytoryczne i krótkie przekazanie informacji kolegom. Brady z kolei obok świetnych umiejętności cechuje się ogromną emocjonalnością co niekiedy gubi gracza Patriots. Brees jednak bardzo dobrą dyspozycję sportową przeplata widowiskowymi zachowaniami psychologicznymi. Mający bardzo dobre relacje z trenerem Seanem Paytonem Brees, bardzo często jest jego przedłużeniem w szatni zespołu Saints i ma wpływ nawet na najtwardszych zawodników defensywy. Mówiąc o liderowaniu nie sposób nie wspomnieć o kończącym powoli swoją karierę Jamesie Harrisonie, który po rocznym pobycie w Cincinnati Benglas wrócił do swoich Pittsburgh Steelers i od razu odzyskał dawny wigor, mając jednocześnie bardzo zauważalny wpływ na resztę zespołu.

Nie każdemu jednak służył silny charakter podczas swojej kariery. Najlepszymi przykładami jest dwójka wide receiverów Chad Johnson (Ochocinco) i Terrell Owens. Nazywający sami siebie Batmanem i Robinem byli już gracze NFL, podczas swoich karier robili wszystko, by odepchnąć od siebie kibiców i kolegów z drużyny. Mimo nieprzeciętnego talentu jaki obaj posiadali nigdy nie umieli wykorzystać swojego charakteru do zbudowania więzi pomiędzy sobą i zespołem.

Johnson i Owens nigdy nie znaleźli się na odpowiedniej psychologicznej ścieżce w NFL

Johnson i Owens nigdy nie znaleźli się na odpowiedniej psychologicznej ścieżce w NFL

Zarówno Johnson, jak i Owens byli egocentrykami, a ich najważniejszym celem była kreacja samych siebie bez względu na wyniki zespołów w jakich występowali. Podobnych przypadków zawodników z niezłymi umiejętnościami, lecz z charakterem zbyt wyrazistym, by stać się dobrym liderem jest sporo. Cortland Finnegan, Ndakumong Suh, Richie Incognito to naprawdę klasowi zawodnicy, jedni z najlepszych na swoich pozycjach. Jednak to, czego Lewis, Sapp czy Dawkins mieli wystarczająco dużo, Suh, Finnegan i Incognito mają aż w nadmiarze, co kompletnie dyskwalifikuje ich jako potencjalnych liderów. Zresztą kłopoty Incognito z ligowym prawem, czy ciągłe kary na koncie Suha są tego doskonałym przykładem.

W NFL przywódcę rozpoznaje się najczęściej po tym jak gra, co mówi i ile mówi. Będąc frontmanem grupy 53 atletów trzeba jednak cechować się czymś, co mają tylko urodzeni generałowie. Liderem nie zostanie ten, który chce nim zostać. Liderem zostanie ten, kogo przed szereg wypchnie cały zespół. Warto zwracać uwagę na tego typu zawodników. Warto przysłuchiwać się ich wywiadom, sposobom zachowania przed kamerą, zdolnościom przyciągania uwagi tłumu. Prawdziwy MVP nie powinien być tylko tym, który zdobywa najwięcej jardów i przyłożeń. Prawdziwy MVP to ten, który sportowo zrobi swoje, jednak swoim charakterem sprawi też, że partner z boiska da z siebie wszystko, by poprowadzić ekipę do zwycięstwa.

Wojciech Lehmann

About Wojciech Lehmann

Futbolem amerykańskim zaineteresowany od 2003 roku. Od tamtej pory mocno rozczarowany kibic zespołu Tampa Bay Buccaneers. Pasjonat gry formacji defensywnych, zwłaszcza zawodników z pozycji cornerback i safety. Futbolowi idole to Ray Lewis, Lawrence Taylor, Deion Sanders i Rod Woodson. Aktywnie zaangażowany także wydarzenia z aren koszykarskich i siatkarskich.

1 thought on “BEZ PRZYWÓDCY ANI RUSZ

  1. Przykład Seahawks jest dobry, bo w RealRobReport jest masę odcinków z ich szatni z ostatnich sezonów. Jak na dłoni widać tam, że Sherman lubi dużo gadać i powygłupiać się, ale prawdziwymi liderami są najbardziej doświadczeni zawodnicy w NFL. Robinson (autor filmów) i Red Bryant.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *