Wczorajszy wieczór z NFL zapamiętamy naprawdę na długo. Mecz pomiędzy Packers i Seahawks zostanie w pamięci kibiców na lata, a w kartach historii zapisze się złotymi literami. Drugie spotkanie może nie przyniosło tylu emocji, ale było obfite w genialne, jak i zaskakujące zagrania. Czas podsumować tegoroczne finały konferencji!
Cud na CenturyLink Field
Przed meczem raczej niewielu odważyło się wskazać wyraźnego faworyta tego meczu. Po jednej stronie Green Bay Packers z kulejącym Rodgersem i niewiadomym stanem kolana Eddie’go Lacy. Linia ofensywna musiała przygotować się na mocne starcie z dobrze spisującym się „pass rushem” Seahawks, a Nelson, Cobb i Adams musieli zagrać na swoim najwyższym poziomie.
Natomiast po drugiej stronie znajdowali się ostatni triumfatorzy Super Bowl, którzy chcieli powtórzyć sukces sprzed roku. Do tego, jak zwykle, niebezpieczny i nieprzewidywalny Russell Wilson oraz jedna z najlepszych (jak nie najlepsza) formacja defensywna w lidze z egocentrycznym Richardem Shermanem, do spółki z Thomasem, Chancellorem i Wagnerem. Wszystko wskazywało na wymarzony, nieziemski i godny finałów mecz, o czym mogliśmy się przekonać już w pierwszej kwarcie.
Pierwsze minuty pokazały, że ten mecz będzie zaskakujący i nieprzewidywalny, niczym rozdanie kart w pokerze. Packers zaczęli dobrze, skoncentrowanie, narzucając swój rytm i styl gry. To poskutkowało swobodnym przejściem do „red zone”, które okazało się prawdziwą twierdzą gospodarzy. Goście nie mogli znaleźć sposobu na dobrze zorganizowaną obronę „Jastrzębi”, a Richard Sherman już po czterech minutach cieszył się z pierwszego przechwytu – w dodatku we własnym „end zone”. Internety oszalały podobnie jak zebrani kibice na stadionie. Odpowiedź „Serowych” była natychmiastowa, kiedy Ha Ha Clinton-Dix również przejął podanie po rzucie Wilsona. Oko za oko, ząb za ząb – choć w tym przypadku wypada powiedzieć: przechwyt za przechwyt, mem za mem.
Kolejne akcje to uwidocznienie złego podejścia trenera, Mike’a McCarthy’ego do tego meczu. Za bardzo nie chciał przegrać tego spotkania, aniżeli wygrać. Świadczy o tym brak decyzji grania zagrywki przy 4th&1 (przy polu punktowym), a jedynie bezpieczne zbieranie punktów dzięki celnym kopnięciom na bramkę. Oczywiście, zamiast 6-0 mogło być 0-0, ale i też realne było 14-0, co brzmi i wygląda o wiele lepiej. Spójrzmy prawdzie w oczy: To mecz o Super Bowl i tutaj nie ma miejsca na kalkulowanie, tutaj trzeba punktować najwyżej jak się da. W tym momencie kibice byli bezlitośni…
McCarthy – coach without balls. 1st quarter. Goat of the season #SeahawksvsPackers
— Piotr Bera (@P_Bera89) styczeń 18, 2015
Jednak to właśnie ekipa z mroźnego stanu Wisconsin dominowała przez całą pierwszą połowę. Defensywa, formacje specjalne, linia ofensywna, Lacy – te wszystkie czynniki kompletnie pozbawiły Hawks jakichkolwiek argumentów i to bez większego udziału Aarona Rodgersa. Czy ktoś by z Was uwierzył, gdybym przed meczem powiedział, że Russell Wilson pierwszą kwartę skończy bez kompletnego podania, sackiem i dwoma przechwytami? Przyznam, że nawet ja popukałbym się po czole wypowiadając te słowa, a jednak znalazło to swoje potwierdzenie w rzeczywistości. To była najgorsza pierwsza połowa w jego całej karierze i myślę, że nikt nie chce pamiętać tego co działo się przez ten okres czasu (jego QBR na koniec połowy wynosiło 0.0, co nie pozostawia na nim suchej nitki). Oczywiście duża też w tym zasługa O-line, która wyraźnie nie radziła sobie z „pass rush”, czego wynikiem były kolejne sacki. Poniżej przedstawiam akcje warte zapamiętania ukazujące bezradność gospodarzy, a zarazem dominacje gości: Drugie przyłożenie Rodgersa, po podaniu do Randalla Cobba:
Jeden z przechwytów po podaniu Russella Wilsona:
Nie może też zabraknąć INT w wykonaniu R. Shermana:
Wynik do przerwy? 16-0 dla Green Bay Packers, dacie wiarę?! Nawet pomimo rekordu frekwencji kibiców, na stadionie zapanowała kompletna cisza, a to się w Seattle często nie zdarza… W szatni Seahawks musiało ostro wrzeć, bo po przerwie wyraźnie chwycili wiatr w żagle. Nie mieli nic do stracenia, a mogli tylko zyskać i to im się udało. W końcówce trzeciej kwarty popisali się znakomitym i efektownym „trick play” zdobywając przyłożenie. Jednak podającym wcale nie był Russell Wilson, a Jon Ryan (który stał się pierwszy punterem w historii postseason, który podał na TD.. Zanim jednak do tego doszło kluczową akcją było podanie Wilsona do Baldwina, o którym gracze z mroźnego miasta chyba zapomnieli. Ten błąd kosztował ich bardzo wiele, a Seahawks napędziło do kolejnych ataków:
Ryzyko, którego bał się podjąć McCarthy w pierwszej połowie, zaczął podejmować Pete Carroll w drugiej odsłonie meczu. Jak to mówią: „Kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije”.
Co za akcja. Zaczyna sie remontada Seattle #NFLpl — Piotr Miękus (@n00stress) styczeń 18, 2015
Czy to był punkt zwrotny w meczu? W pewnym sensie tak, choć gospodarze wcale nie zaczęli grać o niebo lepiej, bo Packers zdążyli jeszcze zdobyć punkty po FG w 4. kwarcie. Wydawało się, że Rodgers i spółka nie da sobie odebrać miejsca w Super Bowl – jeszcze żadna drużyna nie przegrała finału konferencji przy takiej przewadze w ostatniej kwarcie spotkania. Jednak na cztery minuty przed końcem zaczęły dziać się cuda…
Nagle nastąpiło całkowite przebudzenie Wilsona, który zaledwie w 1:43 doprowadził do zdobycia przyłożenia. Wpierw celne podania do Marshawna Lyncha na 26 jardów, a potem oszukana defensywa Packers i to właśnie rozgrywający „Jastrzębi” zdobył swoje przyłożenie.
19-14 i dwie minuty do końca, co oznacza tylko jedną rozsądną decyzję ze strony sztabu trenerskiego Hawks i formacji specjalnej – onside kick. Można śmiało powiedzieć, że w tym momencie Super Bowl przeleciało przez palce TE Brandona Bosticka, dosłownie!
Defensywa gości ledwo, co mogła przeanalizować stracone punkty, a już musiała wchodzić na boisko, co skrzętnie wykorzystali gospodarze. Marshawn Lynch wykorzystywał swoją przewagę fizyczną i rozkojarzenie defensorów. Tym samym Russell Wilson do spółki ze swoimi kolegami zanotowali największy „comeback” w historii finałów konferencji.
Eksplozja w Seattle! TOUCHDOWN! WHAT A COMEBACK! #NFLpl
— Michał Barański (@Michal2009b) styczeń 18, 2015
Warto jednak przypomnieć sobie podwyższenie w wykonaniu aktualnych (jeszcze) mistrzów NFL, bo to prawdziwy majstersztyk i wizytówka tego sportu:
Późniejszy dobrze wykonany FG przez Crosby’ego z odległości 49 jardów zapewnił nam emocje, jakich nie często można doświadczyć. Dogrywka w meczu o Super Bowl przy tak dramatycznych okolicznościach była kwintesencją tego co oglądaliśmy tej nocy.
Losowanie wygrało Seattle, dzięki czemu to oni rozpoczynali od posiadania piłki. Zasady podczas dogrywki są jasne – przyłożenie kończy mecz. Wilson potrzebował do tego zaledwie sześć akcji i to jeszcze w jakim stylu! Kluczowe zagrania to te do Baldwina na 35 jardów, a mecz zakończył pass do Kearse’a. Co jest w tym najbardziej śmiesznego, to fakt, że wszystkie wcześniejsze cztery podania do tego zawodnika kończyły się przechwytami. Tym razem te podanie pogrążyło gości, a Wilson przemógł swój najgorszy mecz w sezonie.
Green Bay przegrali ten mecz na własne życzenie. Kluczowych akcji było naprawdę wiele. Odpowiedzi na pytanie „co by było gdyby?” jest nieskończenie wiele. Co by było, gdyby Rodgers zagrał przy 4th&1 w pierwszej kwarcie, albo Bostick złapał piłkę przy onside kicku? Nie mówiąc o drobnych, aczkolwiek istotnych błędach „Serowych” w defensywie (jak chociażby nie pokrycie Baldwina przy sytuacji 3rd&19). Jednak Dom Kempers zrobił co mógł i doskonale przygotował formacje obronną na ten mecz. Pierwsze 55 minut Wilsona to najgorsze minuty w jego karierze, a wszystko za sprawą świetnie grającego secondary, jak również całej linii.
„Nigdy nie lekceważ serca mistrza” – to chyba najważniejsze przesłanie tego meczu. Na największe pochwały zasługuje Pete Carroll, który nie bał się podjąć ryzyka i to mu los wynagrodził. Seattle Seahawks będą grali o obronę tytułu w Super Bowl XLIX i łzy Russella Wilsona po tym meczu najlepiej o tym świadczą. Nie da się ukryć, że byliśmy świadkami historii i jednego z najdramatyczniejszych spotkań w historii ligi. Chcecie przekonać swoich znajomych do tej dyscypliny? Pokażcie im ten mecz!
Wynik: Seattle Seahawks 28-22 Green Bay Packers
Dominacja przez wielkie „D”
Andrew Luck vs. Tom Brady. Jeden z najbardziej oczekiwanych pojedynków. Patriots w tym sezonie przechodzili przez prawdziwą huśtawkę nastrojów. Początek sezonu wskazywał ich na największą porażkę sezonu, a druga jego część stawiała ich w roli faworytów do Super Bowl. Indianapolis Colts to bez wątpienia „czarny koń” tego postseason i do meczu przystępowali z nieco mniejszą presją, o ile można o takim czymś mówić w finale konferencji.
Już od samego początku spotkania mogliśmy zauważyć znaczną różnicę klas w grze gospodarzy. LaGarrette Blount wyraźnie dominował na boisku, a defensywa Colts nie mogła znaleźć sposobu na tego zawodnika. Efektem tego było szybkie przyłożenie tegoż zawodnika, dla którego był to 5 TD w postseason zdobyty biegiem (wyrównanie rekordu Toma Brady’ego i Curtisa Martina).
Dalsza część spotkania to niekompletne podania Andrew Lucka i kosmicznie przestrzelony FG przez Adama Vinatieri, dla którego był to 30 mecz w PO (najwięcej w historii ligi), jednak jego celownik w tym spotkaniu nie działał prawidłowo. Bez wątpienia ozdobą tej pierwszej kwarty był jeszcze chwyt Vareena tuż przy linii bocznej boiska:
Dzięki temu zagraniu jeszcze minutę przed końcem kwarty duet Brady-Develin podwyższyli wynik spotkania o kolejne przyłożenie. Patriots byli bezbłędni i korzystali z każdej nadającej się okazji, czego w poprzednim meczu nie robili Packers.
Druga kwarta niczym specjalnym się nie wyróżniła, oprócz zdobytym przyłożeniem przez Colts. Na uwagę zasługuje również fakt, w jaki sposób goście wyłączyli z gry Roba Gronkowskiego. Najpopularniejszy TE w lidze nie miał żadnego złapanego podania przy zejściu do szatni na przerwę. Jednak Belichick i Brady potrafią wykorzystywać innych zawodników i do spółki z Blountem i Edelmanem potrafili zdominować przeciwników.
Kluczowe znaczenie dla przebiegu spotkania miała bez wątpienia trzecia kwarta. Patriots wygrali ją 21-0 i do końca pogrążyli zespół Chucka Pagano. Punktowanie już na samym początku kwarty rozpoczął… Nate Solder! Trzeba przyznać, że „trick play” w wykonaniu gospodarzy zrobił wrażenie. Defensywa Colts została całkowicie rozmontowana i zmylona, a Solder zdobył swoje pierwsze przyłożenie w karierze (w ogóle pierwszy raz złapał jakiekolwiek podanie!). To drugi ofensywny liniowy, który zdobył przyłożenie tej nocy. Czyżbyśmy byli świadkami nowego trendu w NFL? Co bardziej śmiesznego, w tym momencie Solder miał więcej zdobytych jardów od Roba Gronkowskiego..
Belichick znów wyprowadził w pole rywali. Pierwszy TD w karierze Nate’a Soldera (4. sezon w NE). #NFLpl
— Michal Kiedrowski (@KiedrowskiM) styczeń 19, 2015
Na szczęście Rob Gronkowski odnalazł się na osiem minut przed zakończeniem kwarty zdobywając nawet przyłożenie. Dzięki niemu Brady rozegrał siódmy mecz w postseason, gdzie zdobył 3+ TD. Do rekordu brakuje mu dwóch spotkań (Joe Montana miał ich 9), a więc na niego będzie musiał poczekać co najmniej do następnego sezonu.
Mecz definitywnie zakończył weteran i jeden z najcenniejszych graczy w Nowej Anglii, Darrelle Revis przechwytując podanie Andrew Lucka, który widocznie stracił wiarę w zwycięstwo podobnie jak jego koledzy z drużyny.
Koniec meczu – INT Revisa… #nflpl
— Hubert Romańczyk (@hromanczyk) styczeń 19, 2015
Blount dokończył dzieła zdobywając dwa szybkie przyłożenia pod koniec 3. kwarty i na początku ostatniej. Dalej to jedynie dogrywanie do końca w strugach potężnego deszczu. Można powiedzieć, że niebo płakało nad Indianapolis Colts.
Wynik spotkania: New England Patriots 45-7 Indianapolis Colts
Luck podobnie jak Wilson rozegrał swój najgorszy mecz w sezonie, jak nie w karierze, ale różnica między nimi jest taka, że ten drugi wygrał swoje spotkanie. Patriots byli po prostu lepsi i w pełni zasłużyli na występ w Super Bowl. Bill Belichick zachował kamienną twarz po meczu, bo jego najważniejsze spotkanie rozegra się 1 lutego. Czy Tom Brady zdobędzie swój czwarty pierścień? Na pewno będziemy świadkami pasjonującego spotkania, bo obie ekipy mogą pochwalić się dobrymi rozgrywającymi, defensywą i doświadczonymi trenerami. Patrząc na przebieg dzisiejszych spotkań w gronie faworytów wystąpią raczej gracze z Nowej Anglii.
Do zobaczenia podczas Super Bowl XLIX!
- Super Bowl LIII: Historia pewnej znajomości… - 1 lutego 2019
- Super Bowl LII: U.S. Bank Stadium, czyli architektoniczna perełka - 30 stycznia 2018
- NFL 2017: Niewzruszone pożegnanie z Thursday Night Football - 14 grudnia 2017
- NFL 2017: Cowboys jakich znamy i pamiętamy - 1 grudnia 2017
- NFL 2017: Eagles nadal na czele, hit kolejki spełnił oczekiwania - 29 listopada 2017
Dzięki 🙂
Proszę o link do nagrania z całego meczu: Seattle Seahawks 28-22 Green Bay Packers
powt. dzisiaj na polsat extra, a może jest gdzieś z FOXa powt.?
Z góry Dzięki.
Pozdr.
Seattle pokazali że gra się do końca połowa ludzie na twiterze już po 2 kwartach mówiło, że Packers w finale, Rodgers nie oszczędza nogę a mecz się skończył tak, że zawodnicy Packers zobaczą SB w tv, ale sami są sobie winni jak się dostaje 5 piłek w prezencie i praktycznie nic wielkiego z nich nie robi to jak można wygrać. Wilson zagrał najgorszy mecz w karierze jeśli chodzi o złe podania aż 4 ale poprowadził po tylu błędach drużyny do zwycięstwa do tego zimna krew Seattle przy fake FG tego zabrakło Packers przy 4&1 bo jakby wykorzystali 5 prezentów lepiej to by ten mecz wygrali. Mecz wielu błędów ale z pięknym powrotem za takie mecze kocha się NFL jeszcze bardziej.
Jeszcze się nie mogę otrząsnąć…
Packers mają poważny problem – red zone, a właściwie ostatnie 5 jardów do mety. Nie potrafią ani atakować, ani bronić. Na początku sezonu udawało się jeszcze przepchąć parę jardów przy pomocy Lacy’ego, ale juz w ostatnim meczu sezonu zasadniczego z Detroit widać było, że gra przeciwko zagęszczonej obronie nie idzie im zupełnie. To tłumaczy decyzje trenera z pierwszej kwarty – z takim przeciwnikiem idź po pewne 3 punkty. Odnośnie obrony to chyba w tym sezonie każda próba podwyższenia za dwa w meczu przeciwko Green Bay kończyła się sukcesem. To były moim zdaniem dwa kluczowe aspekty porażki z Seahawks. Nie zasługuje się na Super Bowl jeśli nie jest się w stanie przenieść piłki o pół metra. Seattle przez pierwsze trzy kwarty grało taką biedę w ataku, że wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Takie prezenty trzeba wykorzystywać, bo prędko coś takiego się nie powtórzy. Brawa dla Wilsona za zimną krew w końcówce.
Pozdrawiam.
P.S. Koleś, z którym oglądałem mecz powiedział mi, że po takich meczach jak ten, drastycznie rośnie w Wisconsin ilość incydentów tzw. przemocy domowej… 🙂
A ja nie mogę uwierzyć co się stało ? Już przy tym puncie obudziły się we mnie złe przeczucia. Oni już myśleli, że mecz jest wygrany i dlatego zupełnie sobie odpuścili. Koszmar tego meczu będzie się za mną ciągnął długie lata.
Jak ktoś nie oglądał meczu Seahawks – Packers to tutaj są linki jak i torrenty:
http://forum.rojadirecta.es/showthread.php?237546-FOOTBALL-NFC-Championship-Green-Bay-Packers-vs-Seattle-Seahawks-18-01-2015
mnie zastanawia co robił Clinton-Dix przy 2 point conversion, przecież Wilson rzucił tą piłkę wysokim lobem gdzieś z 20 jarda, leciała i leciała, zrobiłby 3 kroki do przodu i byłoby po sprawie, drive na FG i zwycięstwo
tak poza tym to Rusell Wilson ma świetnego sobowtóra, który zastępował go przez pierwsze 55 minut meczu 😉
Po finale NCAA pisałem , że 4 straty i wygrana w NFL nie przejdzie a tu proszę. Tyle tylko, że był to cholerny cud który zdarza się w finale konferencji średnio raz na 50 lat. Z całym szacunkiem-Wilson w tym meczu wyglądał jak żul z pod budki z piwem a nie QB mistrzów NFL. Rating 0,00 w pierwszej kwarcie to chyba jakiś rekord. Ostatnie 3 minuty to kosmos. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle wszystko zaczęło Seatlle wychodzić. Taniec baletnicy Lyncha na granicy autu, 2 pct. conversion, onside-kick. Wyczerpali swój limit szczęścia chyba na najbliższe 50 lat:) Tym niemniej Russel Wilson musi się ogarnąć przed Superbowl bo coś takiego się już nie powtórzy
Co do McCarthyego to zgadzam się, że zagrał zbyt zachowawczo. Play trick Seattle był świetny a ja tylko przypomne, że dwa lata temu w finale NCAA Florida State też dzięki trickowi zaczęła odrabiać straty po czym wygrała z Auburn (tyle, że Seminols zrobili to pod koniec pierwszej połowy).