Za nami historyczny mecz polskiej reprezentacji w futbolu amerykańskim. Rywalami biało-czerwonych był rywal z górnej półki, bo Szwecja. Reprezentacja Trzech Koron to czołówka europejska, a także światowa. Jedni powiedzą, że przeciwik idealny na początek - w końcu jeśli mamy być kiedyś najlepsi, to mamy pokonywać najlepszych. Inni mogą stwierdzić, że należałoby poszukać kogoś z odrobinę niższej półki na debiut Polaków.
Kwestie organizacyjne
SuperArena miała pójść za ciosem takich wydarzeń jak Super Finał na Stadionie Narodowym, czy Euro-American Challenge również na tym samym obiekcie. W Łodzi przygotowano 10 tysięcy biletów. To sporo, ponieważ sama Atlas Arena mieści w porywach do 13,5 tysiąca fanów. Organizatorzy przygotwali również akcje promocyjne, jak np. to, że dzieci poniżej lat 7 mogą wejść na trybuny za darmo. Mówiło się, że rozeszło się 9 tysięcy biletów.
Rzeczywistość okazała się mniej kolorowa. Już na kilkanaście minut przed meczem, w trakcie grania hymnów oraz rzutu monetą trybuny świeciły pustkami. Sektory znajdujące się na prawo od stanowiska kamer telewizyjnych były niemal niezajęte. Bardziej okazale wypadła frekwencja po drugiej stronie boiska. Ostateczny raport mówi o 6800 fanów.
Nie jest to jednak wina organizatorów. W kwestii przygotowań ciężko zarzucić coś ludziom odpowiedzialnym za samo spotkanie. Na kibiców czekało sporo atrakcji, a fani właściwie przez cały mecz aktywnie dopingowali naszych zawodników. Na minus postawa spikerów, którzy jednak wyciągnęli wnioski i w drugiej połowie bardziej świadomie dobierali słowa i momenty, w których należy zabierać głos. I całe szczęście.
Przebieg spotkania
Wiadomo było, że Szwedzi są drużyną dużo lepszą od Polaków. Nie oznaczało to jednak, że nasi złożą broń i dadzą się pokonać. Od początku widać było ogromną motywację naszych zawodników. Niekiedy przeradzała się ona w bezsensowną agresję. Kilku zawodników zasługiwało na kary nawet wyrzucenia z boiska, ale sędziowie albo byli bardzo pobłażliwi ze względu na towarzystki charakter spotkania, albo przeoczyli nieczyste zagrania polskich futbolistów.
Początek meczu był zdecydowanie na korzyść gości ze Skandynawii. Po dwóch ładnie przeprowadzonych drive'ach było 13:0. Zapowiadany jako jeden z najlepszych rozgrywających w Europie Anders Hermodsson wyglądał bardzo dobrze. Silne ramię, precyzyjne podania i umiejętność indywidualnych akcji dołem mi osobiście przypominała takich graczy jak Ben Roethlisberger z NFL. Oczywiście Hermodsson to nie ta liga, co QB Steelers, ale na tle naszych graczy wyglądał momentami świetnie. Właśnie jego akcja biegowa przyniosła drugi touchdown gościom w tym spotkaniu.
Wtedy do głosu zaczęli dochodzić Polacy. Najpierw Babs Aiyegabusi zablokował extra point po drugim TD dla naszych rywali, a później nasi liniowi popisali się skuteczną akcją, po której na konto biało-czerwonych powędrowały dwa punkty za safety.
Poczynania defensywy zmotywowały zawodników naszego ataku. Bart Zemanek popisał się bardzo ładnym podaniem, a skrzydłowy Rebels, Zbigniew Szrejber, złapał futbolówkę w end zone i został historycznym zdobywcą pierwszego przyłożenia w historii występów naszej reprezentacji w futbolu amerykańskim. Nie udało nam się jednak dołożyć jednego punktu i było 13:8 dla rywali zza Morza Bałtyckiego.
Przewaga psychologiczna była teraz po stronie polskiej drużyny. W obronie szaleli bracia Mateusz i Kamil Ruta, a także Paweł Świątek. Świetnie funkcjonował środek defensywy, szczególnie liniowi defensywni Szymon Adamczyk i Jakub Malecki.
Do przerwy niewiele zabrakło, a prowadzilibyśmy z groźnym rywalem. Nasza seria ofensywna dotarła aż do linii jednego jarda od pola punktowego, ale zabrakło Polakom zimnej krwi i doświadczenia. Najpierw Łukasz Omelańczuk nieskutecznie atakował biegiem przez środek, a później na własne życzenie straciliśmy 5 jardów po false starcie. Ostatnia akcja na sekundę przed końcem zakończyła się sackiem na Barcie Zemanku. Z naszych zawodników uszło powietrze i zaprzepaściliśmy szansę na jedyne prowadzenie w tym meczu.
Druga połowa to znowu przewaga Szwecji. Nasi rywali byli niezwykle skutecznie w zagraniach do boków. Niezależnie od tego, czy był to toss, screen pass czy podanie do band, nasza defensywa oddawała w tym elemencie dużo jardów. Trudny do zatrzymania był skrzydłowy Isaksson, który w czwartej kwarcie zdobył przyłożenie. Wcześniej jednak Hermodsson znowu sam zameldował się w end zone. Bart Zemanek kilkakrotnie zagrywał dość spontanicznie. Mi osobiście przypomniał się stary, dobry Brett Favre. Piękny roll-out, unikanie sacków, a sekundę później rzut w miejsce, w którym tylko obrońca może złapać futbolówkę.
Na otarcie łez polskim kibicom zostało honorwe przyłożenie 45 sekund przed końcem meczu. Krzysztof Wydrowski zastąpił Zemanka i już w pierwszej akcji przebiegł pół długości boiska notując TD i dokładając sześć punktów do naszego dorobku. Mecz zakończył się porażką Polaków 14:27.
Szwedzi pokonali nas swoim doświadczeniem, szczególnie w drugiej połowie. Widać jednak było, że nasi reprezentanci mogli tego dnia pokonać faworytów tego meczu. Wynik 14:27 wstydu nie przynosi, ale jakże inaczej mogłoby to wyglądać, gdyby nie fakt, że do przerwy nie udało się Polakom wyjść na prowadzenie. Nasi zawodnicy mieli problem ze stabilizacją formy. Zdarzało się, że po kilku udanych zagraniach z rzędu zaczynała się dekoncentracja. W ofensywie objawiała się w postaci kar, a w obronie nagłym rozprężeniem i oddawaniu jardów. Ponadto skrzydłowi upuszczali za wiele piłek. Popełniając tyle błędów nie wygrywa się meczu futbolowego.
Mecz ze Szwecją to dobre przetarcie. Jeszcze będziemy dumni z naszych futbolistów i głęboko wierzę, że do roku 2015 rozegramy wiele sparingów i będziemy w stanie wystąpić na mistrzostwach w Szwecji. To byłby milowy krok w rozwoju futbolu nad Wisłą.
Powiedzieli po meczu
Trener Szwedów Patrick Lundkvist podkreślił, że przewagą jego drużyny było głównie doświadczenie. Nic dziwnego. Federacja futbolowa w Szwecji powstała blisko 30 lat temu, a nasz rywal w ostatnich trzech mistrzostwach Europy zawsze dochodził co najmniej do półfinałów. Ponadto zawodnicy z kraju Trzech Koron mają uniwersytecką ligę halową i kilku zawodników na SuperArenie miało do czynienia z tym formatem rozgrywek.
Prezes Jędrzej Stęszewski zapowiedział, że nie spoczywa na laurach i szykuje nowe pomysły na popularyzację futbolu amerykańskiego. SuperArenę ocenił pozytywnie i docenił klasę rywala.
Pomimo wyniku jestem dumny z zawodników. Oczywistym był fakt, że Szwecja to mocny rywal. Po pierwszej połowie pozostał jednak pewien niedosyt, gdyż byliśmy niezwykle blisko wyjścia na prowadzenie –skwitował trener Cetnerowski.
Wstydu nie było, ale mogło być lepiej. Zarówno od strony sportowej, jak i organizacyjnej może nie wszystko zagrało na 100%, ale SuperArena może być uznana za pewien sukces. Futbol w wydaniu halowym to tylko preludium tego, na co wszyscy czekamy. Patrząc jednak na tempo rozwoju futbolowej machiny w Polsce można być więcej jak pewnymi, że pełna, 11-osobowa reprezentacja to kwestia czasu.
Michał Gutka