Paweł Kaźmieczak: Na pewno czuje duży sentyment przed Bielawą ale futbol jest grą emocji, a kto uprawia ten sport beznamiętnie, to przegrywa. Nie podchodzę do tego meczu jakoś szczególnie. Muszę do Będzina przywieźć punkty, nic więcej.
Wyobraźmy sobie, że pojawia się propozycja ponownego objęcia Owls. Przyjmujesz ofertę?
- Zdecydowanie nie.
Dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi?
- Po prostu zakochałem się w Steelers. Mam dobre relacje z chłopakami. Poza tym Steelers pasują do mojej wizji futbolu.
Jaka to jest wizja?
- Zawsze chciałem, żeby moje zespoły dobrze grały w formacji spread offense, choć w tym sezonie w Steelers tylko momentami pogramy w tym ustawieniu. Tak samo było w Bielawie. W moim pierwszym sezonie przygotowywaliśmy spread offense. W drugim zajęliśmy czwarte miejsce w PLFA II doskonaląc ten system. Najlepsza jakość tej ofensywy miała przyjść w trzecim sezonie. Nie wyszło.
Bo pożegnałeś się z Bielawą.
- Ludzie doszukują się w tym sensacji, a nic wielkiego się nie wydarzyło. Po prostu Przemek był bardzo zaangażowany w prowadzenie treningów Sów, szczególnie linii ofensywnej. Wszystko dobrze się układało, dopóki nie zaproponował zmian w ich prowadzeniu. Wg niego drille mieli prowadzić kapitanowie. Zgodziłem się z nim, bo także uważałem, że jeden trener to zbyt mało. Ale w pewnym momencie powstał mały zgrzyt na tej linii. Przemek chciał, żeby kapitanowie nie tylko prowadzili ćwiczenia ale także je selekcjonowali. Ta sytuacja kłóciła się z moją wizją, w której to ja chciałem odpowiednio dobierać ćwiczenia i przekazywać je kapitanom.
Krotko mówiąc, chciałeś mieć piecze nad wszystkim w kwestii sportowej, a prezes Klinger dając nowe uprawnienia kapitanom wkroczył w Twoje kompetencje.
- Nie mnie to oceniać. O Bielawie nie powiem złego słowa z powodu mojego szacunku do tego miejsca, chociaż nie powiem że było mi przykro. Drużynę, która w pierwszym sezonie osiągnęła bilans przeciętny, w drugim wprowadziłem do półfinału II ligi. Come on! Moim zdaniem to wielki postęp. Uważam, że moje rozwiązania przynosiły efekty. Nie zapominajmy jeszcze o drugiej sprawie – mojego zaangażowania we współpracę z panem Lowellem Husseyem w spółce Superbol. Aktualnie tego już nie robię ale czasem uda mi się wesprzeć ten projekt. Miałem też duży wkład w obecność Amerykanów w Bielawie. Chociaż o tym głośno się nie mówi.
Mówisz o Desmondzie Jordanie i Telley’u Chelley?
- Tak. Pan Hussey zainteresował się Bielawą po mojej rozmowie z nim. W tym czasie pracowałem dla niego jak wół przy projekcie Superflagbol, nie mając z tego większych korzyści materialnych. Robiłem to z pasji.
Nadszedł moment, w którym Przemek zaczął pytać Amerykanów o playbook. Powiedziałem: Ok. Jeśli nie pytasz mnie już o zdanie, to nie ma tu dla mnie miejsca. Moja frustracja rosła i w końcu postanowiliśmy pożegnać się bez żadnej zbędnej urazy.
Przejęli Twoje obowiązki.
- Tak. Ale nie dlatego, że chcieli to zrobić. Przemek dał im te kompetencje. Desmond nawet rozmawiał ze mną na ten temat. Prezes dał im mój playbook i zapytał o opinię na jego temat.
Swoją drogą, Desmond miał trochę inną wizję futbolu, niż ja. Grał całe życie w ustawieniu Power I, co nie współgrało z moimi pomysłami bliższymi futbolowi akademickiemu.
Wszyscy wiedzą, że preferujesz „zmyłkowy” futbol.
- To mój styl. Może być skuteczny ale wymaga wiele pracy. Kiedy byłem w the Crew koordynatorem ofensywy, nie forsowałem na siłę spread offense. Tam filozofia była inna, bardziej prosta. I formation, bieg, w mordę i do przodu
Silesia Miners zdobyła mistrzostwo grając I formation.
- Jasno określili tożsamość swojej drużyny. Kombinowanie z I-formation, spread, wishbone itd. nic dobrego nie wniesie. Swego czasu Warsaw Eagles mieli z tym problem. Stosowali tysiąca różnych rzeczy, co nie do im końca wychodziło. Przede wszystkim trzeba być wyrazistym i wiedzieć czego się chce. Nie mamy tyle czasu do treningu co w NCAA czy nawet w high school. Musimy liczyć się z nagłymi absencjami spowodowanymi pracą czy studiami. Zdarza się szybka reorganizacja treningu.
Każda drużyna PLFA zmaga się z tym problemem.
- To charakteryzuje ligi niezawodowe.
Prawdopodobnie nie ulegnie to zmianie.
- Wierzę, że w pewnym momencie dojdziemy do takiej profesjonalizacji jak w Niemczech.
Jak długo to potrwa?
- Szczerze? Nie wiem. To zależy od ilości, daleko posuniętych organizacyjnie drużyn, jak Crew, Devils, Owls czy Eagles. Jeśli posiadasz know-how, trenerów, pieniądze, to rozwiniesz się w dość szybkim tempie. Z tego założenia wychodzimy w Będzinie. Nasz manager, Szymon Widera dwoi się i troi żeby załatwić fundusze. Powiedział mi, że mam budować sztab trenerski bo na to pieniądze po prostu się znajdą.
W kwestii marketingu zdecydowanie najlepiej wygląda sytuacja na Dolnym Śląsku i w stolicy. W innych częściach kraju trochę gorzej…
- To się zmieni. Pracujemy nad tym w Steelers. Tuż po moim przyjściu do Zagłębia wprowadziłem terapię szokową. Przywiozłem z Wrocławia i Bielawy mentalność sukcesu. Trzeba było wybić z głowy chłopakom stwierdzenie, że „grają w futbol tylko dla pasji”. Dla nich gra ma być wyjątkowa. Muszą to czuć.
Pierwszym krokiem było zatrudnienie pr-owca Michała Wasika.
- To dla nas wielki sukces. Michał wie co robi, ma doświadczenie w tzw. dużej piłce, ale tej okrągłej. Jest charyzmatyczny. Nie boi się powiedzieć, że coś jest do bani.
Czego brakuje w polskim środowisku futbolowym. Każdy, każdemu słodzi.
- Każdy chce być neutralny i nie wchodzić w żaden konflikt. A moim zdaniem, to kwestia dojrzałości ligi. Dobrze się dzieje gdy ktoś potrafi powiedzieć, że coś nie hula. Wtedy myślę: może rzeczywiście mam coś do poprawy i mogę być lepszy. Wiem jak dużo pracy przed Steelers. Nie obawiam się tego i dopinguje chłopaków do wytężonej pracy.
To musiał być ciężki okres przygotowawczy. Rok temu straciliście najwięcej punktów i jardów po podaniach.
- Paradoks. Druga drużyna w ilości uzyskanych jardów górą i też najwięcej jardów tym sposobem straciła. Pracowaliśmy nad tym aspektem.
Fani Steelers mogą liczyć na zdecydowaną poprawę gry w formacji defensywnej?
- Naprawdę dużo rzeczy uległo zmianie w naszej grze. Niedawno zostałem trenerem głównym, choć nie prosiłem o to. Zastępuje na tym stanowisku Mirosława Banasika. Wywróciłem trochę grę do góry nogami bo chłopaki zagrają moim systemem, a nie Mirka. Mam do niego duży szacunek, lecz jeśli mam coś prowadzić, to muszę to czuć.
Nie za późno na większe zmiany taktyczne?
- Przed Steelers taki sam sezon jaki rok temu rozgrywali Warsaw Eagles. Przebudowujemy drużynę, zmieniamy standardy. Później porozmawiamy o większych celach. Wiadomo, że każdy mecz chcę wygrać ale w tym momencie trzeba odpowiednio zreorganizować zespół i wprowadzić do niego świeży powiew.
Celem zespołu jest…?
- 4, 5 miejsce. Reorganizacja jest skuteczna wtedy gdy widać jej efekty. Jeśli wygramy np. tylko 2 mecze, to przebudowa zespołu odbędzie w zbyt wolnym tempie. Po nieudanym ostatnim sezonie trzeba złapać wiatr w żagle.
Powróćmy do Twoich starych znajomych. Utrzymujesz kontakty z the Crew i Owls?
- Oczywiście. Mam przyjaciół w The Crew. Razem wylewaliśmy siódme poty na boisku. Zawodnikiem byłem bardzo słabym ale zawsze wkładałem w grę mnóstwo serca. Pomagali mi i doszedłem do średniego poziomu, zagrałem w kadrze polski. W Owls utrzymuje kontakt z pojedynczymi zawodnikami.
Którego zawodnika Sów najchętniej ściągnąłbyś do Steelers? Zakładamy, że Przemysław Klinger bez wahania oddaje zawodnika.
- (śmiech). Pewnie to będzie dla Przemka zaskoczenie ale wybrałbym Andrzeja Myszkę. W nim widziałem wszystko, czego oczekiwałem. Krótki drop, szybki rzut i czytanie gry. Może nie miał mocnego ramienia ale sprawdzał się w zagraniach typu slant i curl. Żebyś mnie źle nie zrozumiał. Michał Krzelowski, to również świetny rozgrywający ale gra w innym stylu. Ma duże ramię, jest wysoki. Porównałbym go do Peytona Manninga – pierwsza próba, druga, trzecia i 10 jardów zdobyte. Później 50-jardowy pass na TD i mamy big play. Znaleźliśmy styl gry odpowiedni dla Michała. Jeśli masz ogiera to go nie trzymasz w stadzie.
Wspominałeś o Superflagbolu. Próbowałeś zorganizować taki projekt w Będzinie?
- Mieliśmy w perspektywie współpracę z Silesią Miners ale z racji tego, że ostatni sezon dla obu zespołów nie należał do udanych, nie wdrożyliśmy programu. Ogrom pracy przytłoczył nas. Mam nadzieję, że za rok uda nam się wspólnie stworzyć ten program. Teraz myślę tylko o Steelers. Życzę sobie, żeby ta nazwa budziła respekt. Jeśli przeciwnik widzi Steelers w terminarzu, chce żeby myślał o ciężkiej przeprawie jaka go czeka.
Ostatni mecz pomiędzy Steelers i Owls odbył się w 2009 roku. Owls wygrali 28:15… ale wtedy siedziałeś na ławce trenerskiej Owls.
- Tak…. Od tego czasu w grze obru zespołów zmieniło się praktycznie wszystko. Jeśli myślisz, że zobaczysz w każdej akcji Michala Krzelowskiego w formacji shotgun, z czterema skrzydłowymi to jesteś w błędzie. Spread jest moja pasją ale w tym roku zobaczymy co innego. Bazujemy na zbalansowanej ofensywie i prostym playbooku, zdecydowanie łatwiejszym od bielawskiego. Nie chodzi o to, żeby mieć 1000 różnych zagrywek w playbooku...
Styl której drużyny najbardziej Ci odpowiada?
- Zdecydowanie zeszłorocznych Devils. Zresztą rozmawiałem kiedyś z Krzyśkiem Wydrowskim o tym, że pierwsza ekipa która zagra dobry spread, wygra PLFA.
Devils dwukrotnie pokonali The Crew dzięki większej ilości wariantów gry. Załogę ciągnął głównie Mark Philmore.
- Dochodzimy do ważnej, często poruszanej sprawy. Są ludzie bardzo przeciwni Amerykanom w tej lidze. Ja do nich nie należę, aczkolwiek ich grę trzeba poukładać. Nie może być tak, iż Amerykanie są jedynym motorem napędowym. Szanuje kolegów z the Crew, szczególnie linie ofensywną, która robi kapitalną robotę, ale gra Philmore’a na pozycji QB była policzkiem wymierzonym w Rafała Łysiaka. W Devils zaryzykowano i dano szansę gry Wydrowskiemu. Opłaciło się. Crew nie powinni pozbywać się Łysiaka.
Z nowym head coachem, Jackiem Walluschem, który wszystko trzyma krotką ręką powinni wrócić na zwycięski szlak.
- To jest ten brakujący impuls. Amerykanie nie będą robić co chcą, mówię to choć wiem ile serca w grę wkładali Aki Jones i Mark Philmore. Z drugiej strony polscy zawodnicy także potrafią zajść za skórę. Wszystko zależy od podejścia. Amerykanie muszą być integralną częścią drużyny, nie jedynymi kreatorami gry. Dzięki trenerowi Walluschowi, Mark w końcu pokaże swoje prawdziwe umiejętności na swojej ulubionej pozycji skrzydłowego.
Crew ściągnęli latem Justina Waltza, Owls Jordana Stutzmana. Obaj więcej biegają, niż podają piłkę kolegom. To dobra droga?
- Z Bielawą jest pewien problem. Mam nadzieję, że chłopaki nie obrażą się na mnie. Po prostu myślę, że Owls na siłę wszędzie wciskają Amerykanów. Nie można forsować jednego zawodnika na każdą pozycję, bo zmniejsza to jego wydajność. Jeżeli Stutzman i Ben Jones są z natury biegaczami, to pozwól im nimi być. Niech robią to co potrafią najlepiej, a efekty przyjdą same. Szkoda mi tylko Mateusza Morasza. Szkoliłem go i wiem, że wyrośnie na jedną z gwiazd PLFA. Ten chłopak ma wielki talent i widzą to także Amerykanie w the Crew.
Jak oceniasz szansę Owls przed sezonem? Nowi gracze są w stanie zastąpić Desmonda Jordana?
- Desmond był jedyny w swoim rodzaju. Rewelacyjnie biegał z piłką, czego na aż tak wysokim poziomie nie potrafią Jones i Stutzman. Ale obaj są dobrzy w innych aspektach futbolowego rzemiosła. Zresztą takiego biegania jakie urządzał sobie Desmond teraz na pewno nie będzie. Pokazał to sparing z Devils.
Bielawa nie ma jeszcze zespołu pretendującego do zwycięstwa w lidze. Ale mają takie aspiracje, co pokazuje organizacja finału PLFA właśnie w tym mieście.
- Bardzo fajny zabieg. Przy takim wsparciu władzy, finał będzie dużą, sportową imprezą. Chłopaki z Bielawy zasłużyli na to i udowodnią to. Wiem, że Szymon Widera stanąłby na głowie, żeby zorganizować finał w Będzinie ale z powodu możliwości finansowych, jest to na razie nieosiągalne. Cieszmy się tym, że komuś się powodzi. Silna drużyna może przyciągnąć nowych inwestorów.
Można brać z nich przykład?
- Jak najbardziej. Niestety w Polsce brakuje pomocy międzyzespołowej, co procentuje na przyszłość. Niedawno podczas obozu treningowego pomagał mi trener Eagles – Philip Dillon. Na pewnym poziomie nie wolno bać się współpracy. Można, a nawet trzeba otworzyć część playbooka i pokazać go fachowcowi zdolnemu usprawnić go.
Crew współpracuje z Bielawą. Od niedawna Devils z Kraków Knigths. Chyba nie jest tak źle.
- Devils i Crew są konkurencją. To oczywiste. The Crew ma swoją Bielawę, a wątpię, żeby pan Tarczyński nie chciał mieć swojego Krakowa. M.in. dzięki temu futbol we Wrocławiu rozwija się w szybkim tempie.
W Gdyni także idzie ku lepszemu. Gra na Stadionie Narodowym Rugby, to przełamanie pewnej wizerunkowej bariery.
- Czapki z głów dla Maćka Cetnerowskiego. Tą zagrywką pokazał, że nie należy skreślać Seahawks w walce o mistrzostwo. Dodatkowo na tym stadionie zagra Lukue Zetazate. Maciek zna się na futbolu i ściągnął świetnego zawodnika. Gwarantuję, że będzie o nim głośno. Dzięki niemu Seahawks uzyskali nową jakość. Zawsze prezentowali wysoki poziom w defensywie, a teraz równie dobrze będzie w ofensywie.
Zdobędą w końcu upragniony tytuł?
- Zasługują na to. Ciężko pracowali przez ostatnie lata i mogą postawić kropkę nad „i”. Ale pamiętaj, że ja też chcę zdobyć mistrzostwo. Na boisku nie ma sentymentów.
Tak samo jak podczas profesjonalizacji dyscypliny.
- Jeśli ta liga ma odgrywać znaczącą rolę, to innej drogi nie ma. Zabawa w podwórkowy futbol dawno się skończyła. Chciałbyś, żeby PLFA I i PLFA II nie różniły się mocno poziomem?
Nie.
- No właśnie. Czasami ludzie zapominają, że nie liczy się tylko ilość ale przede wszystkim jakość. Nie boję się powiedzieć, że trzeba podjąć ciężki krok, żeby lepiej spojrzeć w przyszłość.
Zamiast 32 zespołów liga złożona z 20, ale mocnych?
- Oczywiście. Co daje mecz drużyny z PLFA II, rozgrywany w Opalenicy, gdzie boisko – swoją drogą dobrej jakości - jest ogrodzone zbitym z byle jakich desek płotem? A za nim płynący ściek. Kibice nie mają gdzie usiąść. Czy to jest rozwój futbolu? Sportowy owszem. Zawodnicy ciężko trenują i mogą zwerbować nowych rekrutów. Ale marketingowy? Niektóre zespoły sprzedają bilety na swoje mecze. Idąc tym tropem, chcesz wprowadzić wejściówki na inne obiekty PLFA. Nawet tutaj? Może i dobrze się stało jeśli jestem komuś solą w oku to. Może dam komuś impuls do zastanowienia się i pójścia po rozum do głowy. Nie jestem zwolennikiem tworzenia wielu zespołów na siłę. W pewnym momencie w Poznaniu istniały 3 drużyny. Teraz Kozły wchłonęły Red Bulls.
Powstaje inicjatywa utworzenia drużyny w Ostrowie Wlkp.
- Akurat tę akcję popieram. Poznań i Ostrów to dwa oddzielne organizmy oddalone od siebie o 2,5 h drogi. Tam jest szansa na powstanie czegoś fajnego. Nic dobrego nie wynika z zabijania się pozbawionego dobrych wyników. Nauczmy się rozmawiać.
Kto wygra niedzielny mecz?
- Co to za pytanie. Oczywiście, że Steelers!
Rozmawiał Piotr Bera