Miejsce dla futbolu amerykańskiego w Polsce? Jestem absolutnie przekonany, że nasz sport może być jednym z głównych w naszym kraju - mówi Jędrzej Stęszewski w rozmowie z Jackiem Masłowskim i Piotrem Berą.
11 lat minęło od założenia pierwszego klubu, liga działa o 4 lat, mamy dwie ligi. Chyba nie spodziewał się Pan tak szybkiego rozwoju?
Jędrzej Stęszewski: Na początku chyba nikt się nie spodziewał, że futbol może rozwinąć się tak szybko. Jestem jednak zdania, że trzeba wierzyć w to co się robi. Dla mnie tak naprawdę jest to początek, gdyż rozwój to nie kwestia ilości zespołów, lecz jakości, która zadecyduje czy wejdziemy na wyższy poziom i czy ten sport będzie w pełni profesjonalny. Tempo rozwoju jest bardzo szybkie, nie zwalnia mimo, że w tym sezonie mieliśmy o jeden klub mniej w lidze niż w roku poprzednim. Z roku na rok rosną też wymogi, co może być dość wymagające, szczególnie dla nowych klubów. Z drugiej strony nowe zespoły mają pewnego rodzaju handicap, gdyż potencjalnym partnerom i sponsorom mogą pokazać, że funkcjonuje wiele profesjonalnie zorganizowanych klubów oraz liga. Widać też, że na mecze przychodzi coraz więcej widzów. Media, szczególnie lokalne, piszą o futbolu umieszczając regularnie zapowiedzi i relacje ze spotkań na swoich kolumnach sportowych. Jeszcze kilka lat temu inwestowanie w futbol było mrzonką, teraz powoli zaczyna stawać się dobrym sposobem na promocję.
Do naszej ligi przyjeżdżają zawodnicy z zagranicy, z przeszłością w NFL.
- Tak, to coraz bardziej zauważalny trend. W 2006 roku, gdy liga się rodziła jej organizacja polegała w dużej mierze na „pospolitym ruszeniu”. Po prostu chcieliśmy rozegrać choćby krótki sezon, ale regularnych rozgrywek. Wielu dziennikarzy patrzyło na nasze poczynania z niedowierzaniem twierdząc, że futbol amerykański nie ma w Polsce racji bytu. Mimo tego, udało się. Myślę, że główną przyczyną sukcesu była i jest wielka pasja osób, które tę dyscyplinę uprawiają i organizują. Nikt nie narzucił w naszym kraju „obowiązku” grania w futbol, pojawił się on i rozwijał „organicznie”. Żadnego z klubów nie zakładali Amerykanie bądź inni obcokrajowcy, tylko młodzi rodacy dożywotnio zarażeni futbolem amerykańskim, którzy chcieli zrobić coś fajnego – grać w swój ulubiony sport.
W jednym z wywiadów 2 lata temu stwierdził Pan, ze "rozwój futbolu w Polsce to kwestia długofalowa". Jak długo potrwa jeszcze poszukiwanie głównego sponsora, który mógłby pomoc w rozwoju naszej rodzimej lidze?
- Dla dużego partnera biznesowego głównym argumentem jest telewizja. Tam wymierne korzyści dla potencjalnego partnera są największe. Jeżeli popatrzymy na wartość sponsorską np. reprezentacji pływaków, którzy pokazują się często w telewizji i zdobywają medale na światowych imprezach - ich wartość ekspozycji jest wyliczona mniej więcej na 800 tys. PLN na rok. Futbolu w telewizji jeszcze nie ma i na pewno potrwa to jeszcze trochę zanim zagości regularnie na małym ekranie. Jedyną drogą ku pełnej profesjonalizacji jest wprowadzenie inwestorów do klubów. To pozwoli wnieść futbol na wyższy poziom, szczególnie, że ta granica między stanem obecnym a profesjonalizacją naszego sportu jest nieprzekraczalna bez odpowiedniej podbudowy finansowo-biznesowo-organizacyjnej. Obecnie dwa klubów pierwszoligowych działają w formie spółki - The Crew Wrocław i Warsaw Eagles z nowym inwestorem, którego udało się wprowadzić do klubu jeszcze w trakcie trwania sezonu 2010. Nowy właściciel – Paul Kuśmierz – ma nie mniej ambitne plany i pomysły związane z rozwojem klubu niż Lowell Hussey.
Do każdego klubu oddzielnego inwestora?
- Kluby muszą być jednak gotowe i chętne na inwestora z zewnątrz. Warunkiem wprowadzenia inwestora jest przygotowanie budżetu, ze szczególnym uwzględnieniem strony przychodowej, bo przecież i teraz są sposoby na generowanie wpływów, a nie tylko wydatków. Dodatkowo niezwykle istotne jest przedstawienie potencjalnemu inwestorowi planu działania i rozwoju klubu. Inwestycja musi się zwrócić w kontekście kilku lat. Oczywiście nadal jest trochę osób o nastawieniu filantropijnym, lecz taka forma dystrybucji kapitału jest coraz mniej popularna, zwłaszcza w sporcie. Niestety mam wrażenie, że niektóre z ważnych dyscyplin w Polsce zepsuły rynek sponsoringu sportowego. Przecież nie o to chodzi, by pojawił się ktoś z workiem pieniędzy, który zostanie rozparcelowany, a nie uzyska za to żadnych wymiernych korzyści. To niezwykle ważne by pokazać już w tym momencie potencjalnemu inwestorowi – gdy nie ma nas jeszcze w telewizji – że są sposoby na zapewnienie solidnego fundamentu po stronie przychodowej klubu.
W jaki?
- Jednym z głównych sposobów jest generowanie przychodów z biletów. Na szczęście wiele klubów zrozumiało, że trzeba iść tą drogą. Bilety podnoszą rangę imprezy, kibice wiedzą, że uczestniczą w czymś co ma wartość. Przychodzą na mecz mając świadomość, że jest to jedna z form rozgrywki. Nie idą do kina, tylko na mecz futbolu. Niezwykle ważne w tym kontekście jest to, że trzeba stale podnosić „fan experience” - inne atrakcje dla kibiców - oprócz samego rozwoju poziomu futbolu. Na szczęście jest coraz więcej kibiców, którzy wracają; chociażby w Bielawie. Rozmawiałem po meczu półfinałowym z Przemysławem Klingerem, prezesem Bielawa Owls, który zaznaczył, że na mecze Sów przychodzi regularnie 500-600 tych samych osób. Gros z nich rozumie futbol i potrafi się nim delektować. To już nie są przypadkowi, wychodzący w przerwie widzowie, a w pełni świadomi kibice.
Bielawa jest przykładem dobrej organizacji? Małe miasto - 30 tys. mieszkańców.
Piłka nożna na bardzo niskim poziomie. Futbol amerykański idealnie zastępuje soccer.
- Jednym z plusów Bielawy jest to, że to miasto jest małe i dość łatwo można dotrzeć do ogółu kibiców. Każda akcja promocyjna - ulotki, spotkania w szkołach - przynoszą od razu duży efekt. Oczywiście absolutnie nie wolno umniejszać działań samego klubu - kibice nie przychodziliby na źle zorganizowaną i rozpromowaną imprezę. Wielka w tym rola zarządu klubu i zawodników, którzy są aktywni w akcjach promocyjnych. Natomiast minusem jest pewna bariera rozwoju. Nie trudno sobie wyobrazić, że w tak małej, ale pięknej Bielawie na mecze Owls może przychodzić maksymalnie kilka tysięcy widzów. Z drugiej strony Sowy są pierwszym w historii pierwszoligowym zespołem w tym mieście. Myślę, że urząd miasta zaangażuje się i pomoże Owls wejść na wyższy poziom. W dużych miastach jest większa konkurencja. Jeśli się spojrzy na plakaty w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu czy Katowicach, to od razu rzuca się w oczy, że mieszkańcy mają multum ofert na spędzenie wolnego czasu. Niektórzy pokazują że i tak można się przebić. W Krakowie np. na mecze Sioux Kraków Tigers przychodzi regularnie duża grupa widzów. W Warszawie pojawił się nowy inwestor, klub działa jako spółka - docelowa forma jaką chcielibyśmy, żeby miały wszystkie kluby. Inwestor wnosi nie tylko duże pieniądze ale też swoje zdolności biznesowe, co jest bardzo ważne. No i angażuje także do działań promocyjnych, firmę public Relations, którą na co dzień wykorzystuje w swoich biznesach. Futbol amerykański może się rozwijać bez względu na wielkość miasta i liczbę mieszkańców. Najważniejsza jest konsekwencja. Kibice nie mogą zapomnieć o klubie. Trzeba nieustannie pracować nad wizerunkiem, rozpoznawalnością i promocją klubu. Praca nad kibicami ma zdecydowanie charakter organiczny i wymaga niezmiennej konsekwencji.
Wracając do telewizji. Lowell Hussey wierzy, że przyszłoroczny finał będzie emitowany na żywo w telewizji regionalnej. Już tegoroczne derby Wrocławia miały swoją internetową transmisję live.
- Poziom meczu finałowego był bardzo wysoki, podobnie jak np. rozgrywanego miesiąc wcześniej meczu derbowego. Jednakże, to nie wystarczy. Trzeba dodać do tego wiele atrakcji w przerwach w grze. Ważne są statystyki, ikono grafiki tworzone przed transmisją lub w jej trakcie. Do transmisji telewizyjnej potrzeba przede wszystkim dobrego obiektu, bo przecież dobre, „transmitowalne” widowisko jest immanentnie związane z dobrym stadionem. Naturalnie można stworzyć też dobre widowisko na kiepskim obiekcie...
Ale tego się nie sprzeda i długofalowo nie zadziała. Telewizja nie pokaże wyrwanych ławek.
- Dokładnie. Urwane ławki nie są pociągające. Ale jest kolejna równie kluczowa sprawa. Telewizja nie pokaże przecież wydarzenia, na którym nie ma widzów. Można robić pewne tricki – skróty kamery, jak to było robione w NFL Europe. Tam nie pokazywano innych trybun, oprócz główniej, na której siedziało od 15 do 40 tysięcy widzów. Reszta trybun była pokryta wielką flagą NFL Europe. Trzeba mieć dobry obiekt. Brutalnie mówiąc, jeśli na ładnym obiekcie zostanie rozegrane spotkanie nawet mało widowiskowej dyscypliny, wygląda to mimo wszystko świetnie.
Trzeba wszystko ładnie opakować, żeby moc ładnie sprzedać.
- Oczywiście. To jest problem. Przy aktualnych budżetach nie mamy odpowiedniego potencjału. Oczywiście, można np. mecz finałowy planować wcześniej, ale ryzykiem jest organizacja finału bez wiedzy kto w nim wystąpi. Dotychczas w aż trzech finałach nie grała drużyna z miasta, w której rozgrywana jest impreza. Tylko w 2006 r. na okropnie wyglądającym stadionie RKS Marymont grali gospodarze i przyszło ok. 1300 widzów. Dopiero teraz we Wrocławiu, po czterech latach przerwy, w finale zagrali gospodarze i była zupełnie inna atmosfera. Stadion nie może być ani za mały, ani za duży – obiekt powinien wyglądać na zapełniony. Próbowaliśmy rozegrać finał na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, który, mimo wieloletnich zaniedbań, jest bardzo przyzwoity. Walczyliśmy także o możliwość rozegrania finału na stadionie WKS Śląska Wrocław, ale klub wyraził stanowczy sprzeciw. Właścicielem stadionu jest miasto, ale mimo rozmów z jego władzami zagranie V Finału PLFA na tym obiekcie było niemożliwe. Z drugiej strony wydawało mi się bezcelowym rozegranie finału w innym miejscu niż Wrocław. Szansa na to, że w koronującym sezon meczu zagra przynajmniej jedna z wrocławskich drużyn była bardzo duża. Rozegranie finału z innym mieście spowodowałoby marginalizacje imprezy i na pewno nie przyszłoby tylu rozemocjonowanych widzów, ilu mieliśmy przyjemność gościć w tym roku. Niestety obiekt nie był efektowny, ale nie mieliśmy wyjścia – jedyną możliwością był wybór rozwiązania kompromisowego.
Po tym finale spłynęła na pana fala krytyki. Dlaczego finał zorganizowali The Crew, a nie PLFA? Dlaczego nie było telebimu jak rok wcześniej?
- Z założenia od początku działania ligi finał jest imprezą, o prawo organizacji której mogą ubiegać się kluby. W praktyce jednak każdy finał w mniejszym lub większym stopniu jest współorganizowany przez ligę. Jeśli chodzi o telebim na tegoroczny finał, to w przypadku dwóch poprzednich imprez pieniądze zainwestował Lowell Hussey. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego ile kosztuje taki ekran. W cenę wynajmu wchodzi też przecież produkcja - ktoś musi filmować, montaż ekranu, wóz transmisyjny, agregat prądotwórczy etc. To jest wydatek, w zależności od liczby kamer i miasta, rzędu 30-50 tys. złotych. Jeśli przemnożymy liczbę widzów przez cenę biletów, to środki tak uzyskane nie pozwolą na pokrycie nawet połowy kosztu telebimu.
Krytykuje się także za brak atrakcji.
- Może rzeczywiście w tym aspekcie finał nie spełnił oczekiwań, ale i tak kibice bawili się lepiej niż znakomicie, o czym świadczy to, że w drugiej połowie na trybunach było więcej kibiców niż gdy mecz się rozpoczynał. Kłopot z atrakcjami polegał na tym, że obaj finaliści ułożyli plan atrakcji z obu stron. Nie do końca to niestety wypaliło. Chociaż oczywiście znakomicie, że kluby, które przecież nie zawsze żyją w zgodzie, znalazły sposób na dogadanie się.
Jakie to miały być atrakcje?
- Głownie bardziej intensywne interakcje z kibicami. Wodzirej z obu stron, ale niestety ten po stronie Devils został zmarginalizowany. Ustalano także wspólne przedfinałowe akcje, nie wiem nawet które wypaliły. Na lepszą organizację finału póki co brakuje środków. To też kwestia modelu organizacji finału. Nie jesteśmy na tyle mocni i pewnie nie będziemy prędko, żeby organizować najważniejszy mecz sezonu w miejscu neutralnym, ustalonym pół roku wcześniej. Takie ustalenie modelu organizacji finału dałoby szanse na znalezienie solidnego budżetu na promocję imprezy, zapewnienie większej ilości atrakcji i rozmowy z telewizją. Tego komfortu niestety nie mamy. Póki co trzeba grać w miastach, z których są finaliści.
W pierwszej lidze sezon dawno się zakończył. Druga liga jeszcze trwa. Pierwszoligowcy maja kilkumiesięczna przerwę, podczas gdy drugoligowcy do baraży podejdą z marszu.
- Jedną z zalet i dużych zmian w tegorocznych rozgrywkach było skrócenie sezonu. Gdyby nie katastrofa pod Smoleńskiem, powodzie oraz wycofanie się Husarii - co było dużym ciosem dla futbolu w Polsce - wszystko skończyłoby się jeszcze szybciej. Dużo klubów miało wątpliwości czy jest to dobre rozwiązanie. Skrócenie sezonu dało jednak klubom szansę na to, by ich kibice lepiej identyfikowali się z zespołem. Jeśli mecz domowy jest raz na miesiąc czy półtora, to kibic może czuć się jakby przychodził na dwa oddzielne wydarzenia różnych sezonów. Podobnie sprawa ma się z dziennikarzami. Wiedza oni, że coś się odbywa regularnie i przychodzą z co raz większym zainteresowaniem. Dowodem na to może być fakt wzrostu liczby publikacji prasowych. W zeszłym roku w prasie drukowanej pojawiło się około 270 artykułów o lidze, a w tym roku już blisko 500. Niestety nasze obecne możliwości sędziowskie nie pozwalają jeszcze na krótszy sezon w obu klasach rozgrywkowych, ale wierzę, że już wkrótce nie będzie tej przeszkody. Przed sezonem dyskutowane było skrócenie rozgrywek także w drugiej lidze. Większość zespołów PLFA II nie chciała jednak krótszych, intensywniejszych rozgrywek. Dla klubów z mniejszymi budżetami, mniejszą liczbą zawodników dłuższy sezon był na rękę. Z drugiej strony coraz częściej dochodzą do mnie głosy z klubów popierających krótsze rozgrywki.
Rozmawialiśmy przed chwilą o finale PLFA. Wystąpiły w nim dwie wrocławskie drużyny: Devils i The Crew. Czy powinny one wystąpić w pucharach europejskich?
- Wydaje mi się, że warto byłoby poczekać jeszcze przynajmniej rok. W futbolu, jak chyba w żadnym innym sporcie liczy się tradycja i to ile lat działa klub. W Niemczech i Austrii, ale także w wielu innych europejskich krajach, w futbol gra się od przeszło 30 lat. Tam kluby, z racji „okrzepnięcia” działają zupełnie inaczej. Są drugie, czasem trzecie drużyny, jest system szkolenia juniorów etc. Organizacyjnie nasze kluby są gotowe do uczestnictwa w pucharach, które mówiąc brutalnie nie są zbytnio promowane. Federacja europejska nie podejmuje żadnych pan-europejskich działań promujących rozgrywki więc reklama jest zrzucana na kluby. Chociaż trzeba przyznać, że widać pierwsze pozytywne symptomy. Dowodzi tego chociażby transmisja w Eurosporcie finału rozgrywanych we Frankfurcie nad Menem Mistrzostw Europy.
Czy występ w europejskim pucharze nie byłby ryzykowny z tego względu, iż czołowy polski klub może ponieść klęskę, co odstraszy ewentualnych inwestorów?
- Ryzyko istnieje tak naprawdę na wielu płaszczyznach. Ze strony sponsorskiej i z ligowej. Devils mieli w zeszłym sezonie ogromne problemy finansowe i kadrowe, żeby dokończyć rozgrywki EFAF Challenge Cup. Niestety wynikła bardzo przykra sytuacja - Devils nie pojechali do Serbii na mecz wyjazdowy i wycofali się z rozgrywek. To było bardzo nieprzyjemne, zwłaszcza, że europejska federacja dala nam do zrozumienia, że jeszcze nigdy coś takiego się nie wydarzyło. Walczyłem na tyle, ile mogłem, żeby Devils dokończyli rozgrywki. Próbowaliśmy także rożnych wariantów z serbską federacją. Nie wyszło. Jeśli ktoś myśli o grze w pucharach musi mieć bardzo szeroki skład i poważne fundamenty finansowe, ale i organizacyjne. Devils w tym roku pokazali, że mają szeroki i wyrównany skład. Teraz robią ambitne rekrutacje. We Wrocławiu jest teraz bardzo głośno na ten temat - Radio Eska promuje rekrutacje, co jest bardzo dobrym pomysłem. Pamiętajmy o tym, że szkolenie zawodnika to nie jest rok, to nie są 3 lata. Potrzeba kilku-kilkunastu ładnych lat na wyszkolenie zawodnika zdolnego do równej rywalizacji z zagranicznymi zawodnikami. Warunkiem koniecznym jest też dysponowanie dobrymi trenerami. Efekty wieloletniego uprawnia naszej dyscypliny pokazują na boiskach coraz liczniej przyjeżdżający do Polski Amerykanie. Ci zawodnicy grali w futbol od dzieciństwa pod okiem klasowych trenerów. A przecież pamiętajmy, że na mecze high school np. w Teksasie przychodzi nierzadko po nawet kilkanaście tysięcy widzów. Wiele wody upłynie zanim będziemy w stanie wygrywać z dobrymi europejskimi klubami. To nie jest kwestia sprowadzenia kilku Amerykanów, choć prawdopodobnie bez nich Devils mieliby problemy ze zdobyciem mistrzostwa. Chcę przy okazji zaznaczyć, że Diabły miały chyba najlepszy skład jeśli chodzi o polskich zawodników. Moim zdaniem jest jeszcze jednak za wcześnie na grę w pucharach.
Jest Pan za zachowaniem status quo dotyczącego ilości obcokrajowców na boiskach PLFA?
- Aktualny system nie jest dobry. Na tę sprawę trzeba jednak spojrzeć z dwóch stron. Bogatsze kluby mogą sobie pozwolić na ściągniecie Amerykanów i co raz więcej z nich zdaje sobie sprawę, że to sprowadzenie obcokrajowca podnosi poziom klubu. W zeszłym roku limit był prawie komplementarny z przepisami europejskiej federacji. Oczywiście limit można zmniejszać, ale jestem absolutnie przeciwny robieniu drastycznych zmian co rok, nie tylko w tej kwestii. Inwestorzy, którzy weszli do futbolu mogą się zniechęcić, podobnie jak potencjalni kolejni inwestorzy, których chcemy wprowadzać do klubów. Jeśli na przykład nie ma stabilności politycznej w jakimś kraju, to tylko najodważniejsi i ryzykanci inwestują w nim pieniądze. Z jednej strony naszej ligi, tak jak dla każdej ligi sportowej, ważne jest „parity”, czyli to by rywalizacja na boisku była wyrównana. Z drugiej strony futbol jako przedsięwzięcie musi wyglądać poważnie dla inwestorów zewnątrz, a nie jak poligon doświadczalny.
Devils i Crew należą do tych bardziej majętnych klubów. Zatrudniły obcokrajowców, co z powodzeniem wykorzystały i dwa razy stworzyły widowiska na bardzo wysokim poziomie. Lepiej iść w dół, zwiększając limity obcokrajowców co wyrówna poziom ligi, czy wchodzić na wyższy poziom kosztem wyników oscylujących w granicach 40-0 i paru bardzo dobrych meczów?
- Kwestia obcokrajowców będzie jednym z głównych zagadnień poruszanych na spotkaniu klubów. Dla mnie najsensowniejszym rozwiązaniem na sezon 2011, byłby limit minimum 8 Polaków na boisku w jednym momencie. Dodatkowo na boisku mogłoby przebywać maksymalnie dwóch Amerykanów plus jeden Europejczyk, lub jeden Amerykanin i dwóch Europejczyków lub zero Amerykanów i trzech Europejczyków. To jest kompromisowy limit. Ktoś może powiedzieć, że ograniczamy ilość zawodników z Unii Europejskiej, ale przecież podobnie robią inne ligi ze starego kontynentu – na przykład niemiecka GFL. Z drugiej strony wszyscy ci, którzy boją się masowych przyjazdów Europejczyków mogę uspokoić, gdyż zawodnik, który w danym sezonie rozegrałby choć jeden mecz w naszym kraju automatycznie musiałby pauzować w wielu ligach niemniej niż 5 spotkań. W Finlandii bodaj karencja trwałaby cały sezon, podobnie jak przy przenosinach zawodników między uczelniami w NCAA. W tegorocznym limicie obcokrajowców, zaproponowanym przez grupę klubów pierwszoligowych istniała luka, która powodowała, że np. klub mógł mieć na boisku teoretycznie aż jedenastu Amerykanów, którzy nie grali w college’u. Natomiast druga liga miała oddzielny limit - taki jak obowiązuje w rozgrywkach pod egidą Europejskiej Federacji Futbolu Amerykańskiego, z tą różnicą, że na boisku mógł przebywać o jeden mniej Amerykanin niż w myśl przepisów EFAF. W kwestii limitu obcokrajowców pojawia się też dodatkowe pytanie – co zrobić z Amerykanami, którzy mieszkają i pracują w Polsce od lat. Wydaje się, że jeśli nie mają dużych doświadczeń futbolowych, powinni być potraktowani inaczej niż importowani zawodnicy. Jedno jest pewne – limit na przyszły rok musi być przejrzysty i prosty. To czy zostanie zmieniony zależy w największej mierze od woli klubów.
Jakie jest miejsce futbolu amerykańskiego w Polsce. Kiedy nastąpi ten moment, w którym powiemy: jest dobrze. Czy hasło "najszybciej rozwijający się sport w Polsce" nie jest tylko sloganem?
- To nie jest nasze autorskie hasło, a słowa wypowiadane przez dziennikarzy. Wydaje mi się, że zbliżamy się momentu, w którym możliwości rozwoju, na obecnych, amatorskich (w dobrym brzmieniu tego słowa!) zasadach zostaną wyczerpane. Tak naprawdę musimy podjąć decyzję czy chcemy być profesjonalnym sportem. Niektóre kluby odpowiadają na to pytanie swoimi działaniami - zespoły takie jak The Crew, Seahawks, Devils czy Eagles wyraźnie mają chęć profesjonalizowania się. Trwanie na tym samym poziomie rozwoju jest cofaniem się w rozwoju. Wystarczy spojrzeć choćby na to co zrobiła niedościgniona NFL w ciągu ostatnich dwóch lat, od czasu gdy rozpoczęła się recesja. Skrzętnie przebudowano model biznesowy. NFL postawiła na rozbudowę stadionów, luksusowe loże. Najtańsze i najdroższe bilety zawsze sprzedawały się dobrze. Co zrobić z tymi w średniej cenie? Do tego dochodzą ekrany z NFL Red Zone, gdzie można obejrzeć najciekawsze akcje z innych stadionów. NFL wie, ze trzeba podnieść fan experience. Trzeba słuchać tego co mówią i to czego oczekują kibice. Ciągła praca nad wchodzeniem na wyższy poziom jest absolutnie niezbędna. Miejsce dla futbolu amerykańskiego w Polsce? Jestem absolutnie przekonany, że nasz sport może być jednym z głównych w naszym kraju. Trzeba zbudować odpowiedni model biznesowy zarówno ligi jak i klubów. Oczywiście absolutnie nie wolno piętnować klubów, które organizują swoim zawodnikom granie dla samej przyjemności, bez aspiracji stworzenia profesjonalnie zarządzanego klubu o mocnej podbudowie marketingowo-biznesowej. Dla takich zespołów naturalnie można i będą organizowane rozgrywki.
III liga?
- Jest pomysł utworzenia turniejów drużyn ośmio- lub dziewięcioosobowych. O organizacji III ligi będziemy rozmawiać w drugiej połowie października na spotkaniu ligowym. Wcześniej, w połowie przyszłego miesiąca w Katowicach odbędzie się spotkanie marketingowe poświęcone dzieleniem się dobrymi praktykami, a także o wizji rozwoju ligi. W naszych szeregach pojawiła się doświadczona w marketingu sportowym osoba, która widzi w PLFA duży potencjał i zajmie się jej promocją.
Co zrobić z dopiero co powstającymi zespołami? Nie ma dużej ilości zawodników ale jest entuzjazm i wiara w rozwój. Brak gry, same treningi mogą spowodować frustracje i wyczerpanie materiału.
- Możemy w pewien sposób im pomóc. Natomiast trzeba pamiętać, że liga to nie jest olbrzymia organizacja. Przecież moja doba, tak jak każdej innej osoby ma tylko 24 godziny. Miesięcznie otrzymuje i wysyłam ponad 1000 e-maili, co jest mała cząstką działalności. Załatwiam sprawy bieżące, kontaktuje się z nowymi klubami, koordynuje biuro prasowe, prowadzę stronę www etc.. To jest praca organiczna o nie zawsze widocznych na pierwszy rzut oka efektach.
Nie można podzielić pracy na większą liczbę osób?
- Chętne osoby zawsze zapraszamy. Niestety często to się kończy tak, że początkowo chętni i zaangażowani szybko znikają. W historii PLFA miałem spotkania, bądź prowadziłem korespondencję z kilkudziesięcioma osobami, które same zgłaszały się z chęcią zaangażowania. Raptem kilka z nich współpracuje obecnie z ligą. Dlatego, z racji tego, że oczekuję by mój czas szanowano podobnie jak ja szanuję czas czyjś, obecnie stosuję trochę inną strategię. Chętnym do współpracy proponuję mini-zadania. Jeśli dana osoba poważnie podejdzie do tematu to z przyjemnością przyjmiemy ją w nasze szeregi. Dużo osób narzeka a mało kto się pali do pracy. Nie narzekam jednak, bo wiem jaka jest rzeczywistość. Doceniam pracę osób, które futbolowi poświęcają dużo czasu, często całe weekendy, które mogłyby spożytkować na odpoczynek od pracy zawodowej. W trakcie sezonu nie miałem tak naprawdę ani jednego prawdziwego weekendu, gdyż to na mnie spada dopilnowanie by wszystkie mecze się odbyły, a także łatanie wszelkich dziur, które pojawią się po stronie ligi. Na przykład większość pomeczowych notatek prasowych pisałem ja, gdyż wśród osób powiązanych z Biurem Prasowym nie ma chętnych by takie, przecież absolutnie kluczowe komunikaty prasowe, pisać. W weekend trzeba też być w kontakcie z sędziami oraz klubami. Absolutnie nie żalę się na kogokolwiek, bądź cokolwiek. Czasem mam wrażenie, że musimy się chyba zastanowić co dalej. Moim zdaniem zmniejszenie wymagań byłoby zrobieniem nie dwóch, a kilkunastu kroków w tył. Granie gdziekolwiek z np. sędziami, którzy nie wyglądają i nie zachowują się jak sędziowie byłoby chyba początkiem marginalizacji naszego sportu. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: „co możemy zrobić?” nie tylko "czego możemy wymagać?”.
Istnieją szanse na powstanie w tym roku reprezentacji seniorskiej i juniorskiej?
- Reprezentacja juniorska miała w tym roku grac z Serbami na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Mimo zaawansowanych ustaleń Serbowie w bardzo nieładny sposób nagle się wycofali, nie podając racjonalnego powodu.
Może to było pokłosie odejścia Devils z europejskiego pucharu?
- Można tak teraz o tym pomyśleć, choć w ogóle nie biorę takiego scenariusza pod uwagę. Ten mecz miał być swego rodzaju pokutą Devils, którzy mieli współorganizować to spotkanie. Artur Guzik chciał poprowadzić tę drużynę jako menadżer. Serbowie zachowali się niepoważnie i nieprofesjonalnie. Długo czekaliśmy na kolejne odpowiedzi, kilkukrotnie interweniowałem u liderów serbskiej federacji. Koniec końców informacja o tym, że ze strony serbskiej mecze nie dojdzie do skutku dotarła do mnie … smsem.
Inni rywale byli brani pod uwagę?
- Mogliśmy znaleźć rywala w ostatniej chwili i rozegrać mecz z reprezentacją jednego z landów niemieckich, ale byłoby to zrobione po łebkach, a my tego nie chcemy. Udało mi się pozyskać partnera dla reprezentacji - firmę Under Armour, która zasponsorowała stroje meczowe dla reprezentacji, a także jednolite stroje dla trenerów. Chcemy być profesjonalni i tego wymagamy od innych.
Jak powinna wyglądać rekrutacja do kadry?
- Powiem jak to wygląda w Niemczech. Tam jest system dwupoziomowy. Z jednej strony są reprezentacje landów rozgrywające mecze towarzyskie pomiędzy sobą. Po meczu trenerzy mówią: ty, ty i ty. Później około stu zawodników spotyka się na specjalnym campie ogólnokrajowym, podczas którego dokonywana jest selekcja. Oczywiście my nie mamy jeszcze tylu zawodników oraz struktury by móc selekcję przeprowadzać w podobny sposób. Przeprowadzając selekcję podpieramy się listą uprawnionych do gry w lidze zawodników. Mamy namiary, za pośrednictwem klubów, do futbolistów, pozycje na których grają. Tym sposobem wiemy, ze np. w sezonie 2010 mieliśmy ok. 300 potencjalnych zawodników do kadru U-19. Następnym krokiem jest zorientowanie się czy możemy utworzyć linie ofensywną, czyli serce drużyny. Następnie kontaktujemy się z trenerami, którzy podają nam nazwiska zawodników mogących ich zdaniem grać w reprezentacji. Oczywiście zgrupowania dla wyznaczonych zawodników nie zamykały drzwi graczom nie wskazanym przez trenerów. Tacy zawodnicy mogą sami przyjechać na obóz treningowy. Myślę, że rekrutacja juniorów musi, póki co, tak działać. Może w przyszłości pomyślimy o większym campie np. w południowej Polsce gdzie jest najwięcej drużyn futbolowych. Ale to na razie melodia przyszłości.
Rekrutacja do kadry seniorów powinna wyglądać podobnie?
- Reprezentacja seniorska to duże zobowiązanie. Chcielibyśmy, żeby w takim zespole grali Polacy występujący na co dzień w Europie. Są tacy zawodnicy i zgłaszają swoje zainteresowanie. Także do kadry juniorskiej.
Taka kadra powinna mieć jednego stałego trenera.
- W idealnym świecie powinno tak być. W przyszłym roku pewnie jeszcze do tego nie dojdzie. Myślimy nad rozegraniem, w Warszawie czy Katowicach, meczu towarzyskiego na dobrym stadionie z silna reprezentacją z innego kraju. Można nagłośnić takie wydarzenie i spróbować namówić do współpracy naszego rodaka w NFL Sebastiana Janikowskiego. Dobry stadion to podstawa. Próbowałem porozumieć się z władzami Polonii Warszawa oraz władzami miasta w kwestii użyczenia ich stadionu na taką imprezę, ale także na ligowe mecze domowe warszawskiego klubu.
Tworzył Pan ten klub.
Współtworzyłem. Chęć pomocy absolutnie nie wynika z tego, że jestem związany z tym klubem. Od wielu lat nic mnie z nim nie łączy, prócz naturalnie wspomnień, przelanego na boisku i poza potu. Jestem współbudowniczym tego klubu i to pewnie we mnie zostanie. Natomiast, powiem szczerze, że czasem przedstawiciele klubu z Warszawy twierdzą, ich drużynę traktuję ostrzej niż inne. Prowadząc ligę trzeba być fair wobec wszystkich i wszystkie kluby traktować na równych zasadach. Działanie mające na celu rozgrywanie spotkań na stadionie Polonii byłoby z korzyścią dla wszystkich klubów. W stolicy znajdują się wszystkie najważniejsze media. Jeśli futbol zaistnieje tutaj, to wszystkim to bardzo pomoże. Nowy właściciel klubu w stolicy powiedział, że jest w stanie wyłożyć pieniądze na grę przy ul. Konwiktorskiej, co zainteresowało także władze miasta. Niestety prezes Polonii Warszawa, Józef Wojciechowski powiedział, że w tym roku nie ma o tym mowy nawet gdy zakończy się sezon piłkarski. Warsaw Eagles będą jednak walczyć o rozegranie na stadionie Polonii choćby jednego meczu. To samo tyczy się innych miast. Ładne obiekty to bardzo ważna sprawa. Na przykład w Katowicach jest niezły obiekt, całkowicie wystarczający potrzebom AZS Silesia Miners. W Gdańsku toczą się rozmowy na temat tego, czy Seahawks nie mogliby grać na narodowym stadionie do rugby w Gdyni. To świetny obiekt, który podniósłby na pewno prestiż klubu.
Na początku lat 90' Ryszard Szaro próbował zorganizować w Polsce towarzyski mecz drużyn ligi NFL. Wtedy żaden z naszych obiektów nie spełniał wymogów ligi. Powstanie Stadionu Narodowego jest szansą na organizację takiego widowiska?
- Myślę, że tak. To raczej kwestia pięciu lub więcej lat.
Potrzebowalibyśmy wtedy ambasadora. Sebastiana Janikowskiego.
- Podejmujemy próby kontaktu z Janikowskim. On, niestety dla nas, czuje się bardziej Amerykaninem, niż Polakiem. Mam nadzieję, że jego nastawienie względem futbolu Polsce będzie ewoluować. Przy organizacji takiego przedsięwzięcia liga NFL musi mieć poważnego partnera marketingowego.
PLFA prowadziła kampanię marketingową z firmą Unipublica. Słuch o tym zaginął.
- Ten projekt jest niestety porażką. Współpraca nie będzie kontynuowana, bo wygląda to niepoważnie. Firma ta nie wywiązała się ze swoich zobowiązań. Działania Unipublici miały być prowadzone na zasadzie non-profit, co naturalnie nie jest żadnym wytłumaczeniem braku działań. Natomiast spore nadzieję wiąże z tworzonym właśnie planem marketingowym.
2 lata temu w jednym z wywiadów mówił Pan, że jedną z większych porażek są projekty znajdujące się w szufladzie.
- Niektóre pomysły można dopiero wprowadzić na pewnym poziomie. Oczywiście wiele klubów tego nie przyzna, ale gdyby nie pewne osoby, to pewnie nigdy nie powstałoby biuro prasowe, które doceniają ogólnopolskie media. Od początku istnienia ligi wysyłamy notatki do mediów lokalnych, ogólnopolskich oraz Polskiej Agencji Prasowej wraz z opisem spotkania, wypowiedziami trenerów/zawodników. W każda środę wysyłamy notki do mediów lokalnych i ogólnopolskich. Media wiedzą, że to coś poważnego. Kiedyś po meczu w Płocku notatka była opóźniona i zaczęli do mnie wydzwaniać dziennikarze. Oczywiście nie zawsze nasze materiały są wykorzystane przez media ale stopniowo budujemy pozycję futbolu w środkach masowego przekazu. Niesamowicie ważna jest konsekwencja. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy.
Czasami drużyny mają problemu w nabyciu odpowiedniego sprzętu do gry. Jaką rolę w tym aspekcie odgrywa liga?
- Mamy kilka możliwości. Aktualnie w Polsce jest kilka firm, które sprzedają taki sprzęt w całkiem niezłej cenie. Problemem jest to, że nie możemy pozwolić sobie na ryzyko sprowadzania sprzętu, za który później kluby nie zapłacą. Niestety wiele klubów ma spore zaległości w opłatach ligowych.
Czyli kluby muszą załatwiać sprzęt na własną rękę?
- Niekoniecznie. Możemy pomóc. Jeśli zgłosi się parę klubów chętnych na grupowe zamówienie sprzętu, to wyślemy wtedy informacje do kilkudziesięciu producentów i zapytamy o koszt zakupu takiej ilości sprzętu. Kluby muszą sobie zdawać sprawę z tego, że zespoły będące już w lidze maja większą wiarygodność. Dużo lepiej je znamy, wiemy czego się po nich spodziewać. Nie chcę niczego ujmować nowym klubom, na pewno są tam wiarygodni ludzie, ale nie możemy sobie pozwolić na sytuacje, w której zamówimy sprzęt i później będziemy czekać, aż ktoś go kupi. Aktualnie trwają rozmowy z firma Wilson na temat oficjalnej piłki ligowej z logo PLFA i adresem strony internetowej. Taka piłka pojawiłaby się także w sklepach sieci Intersport i wielu innych. Wcześniej Wilson nie widział wielkiego potencjału we współpracy z nami. W tej sprawie kluczową rolę odegrał prezes 1.KFA Fireballs Wojciech Andrzejczak, który wykonał kawał świetnej pracy u podstaw, niezmiennie informując Wilsona o tym jak rozwija się futbol w naszym kraju.
Firma Wilson nie mogłaby być potencjalnym głównym sponsorem ligi?
- Wilson musi widzieć w tym biznes. Jeśli Wilson sprzedałby 1000 piłek po 100 zł, na każdej futbolówce zarabiając 40 zł, to całkowity zysk wyniósłby 40 tys. złotych. To trochę za mało.
A firma Gatorade? Ten napój izotoniczny powstał na uniwersytecie Floryda. Stąd nazwa drużyny akademickiej – Florida Gators.
- Co ciekawe uniwersytet Florydy dostaje niezmiennie kilkanaście procent zysków ze sprzedaży każdej butelki. W 2006 roku, kiedy organizowaliśmy pierwszy turniej w Warszawie z udziałem Czechów i Duńczyków, Gatorade wspomogło nas - namiotami, napojami. Na razie jednak Gatorade nie widzi uzasadniającej sponsoring korzyści. Co ciekawe dla potencjalnego partnera biznesowego nie liczy się tylko liczba widzów. Sponsorzy są zainteresowani także profilem fanów, ich wiekiem. Wszystko to zmierza do kart magnetycznych – elektronicznie doładowywanych biletów. Jest to absolutnie do zrobienia. Na pewnym etapie będzie to konieczność, podobnie jak kupowanie biletów on-line.
Niedługo nadejdzie offseason. Co zrobić, żeby utrzymać zainteresowanie futbolem?
- Pomysłów jest kilka. Chcielibyśmy zorganizować rozgrywki halowe w stylu Arena League. Parę klubów jest zainteresowanych organizacja takiego turnieju. Jest tylko jeden problem: nawierzchnia. Nie może to być zwykła, twarda klepka. Do naszych potrzeb nadaje się nawierzchnia do piłki ręcznej, niestety hal z takim podłożem nie jest zbyt wiele. W pewnym momencie trzeba także mieć swoją nawierzchnię, którą można składać i przewozić. Spróbujemy zorganizować taki próbny turniej w grudniu lub styczniu.
Podczas takiego turnieju można rozegrać mecz futbolu flagowego. Czy ruszy kampania promocyjna flagówki?
- Możemy ruszyć z promocją ale problemem jest język. Wszystkie materiały, które posiadamy są w języku angielskim. Udało mi się zdobyć od szefa reprezentacji kanadyjskiej świetny podręcznik dla trenerów futbolu flagowego. Być może dzięki uprzejmości Ricka Sowiety uda mi się też dostać kilkadziesiąt kompletów piłek i flag – jako prezent od federacji kanadyjskiej. Problemem jest to, że niestety nie mamy osoby, która mogłaby na poważnie zając się tłumaczeniem materiałów. Jeśli zajęcia flagówki będzie prowadzić zawodnik to nie będzie problemu. Ale jeśli zajęcia poprowadzi nauczyciel wychowania fizycznego w szkole, to musi mieć wytłumaczone zasady, podstawowe techniki, playbooka, ale także gotowe scenariusze na kilkadziesiąt treningów. Mamy pewien pomysł wydawniczy, który przedstawimy już wkrótce. W tej cyklicznej publikacji byłoby też miejsce na materiały szkoleniowe, ale przede wszystkim potrzebujemy fachowego tłumacza.
We Wrocławiu ruszyła klasa o profilu sportowym z naciskiem na futbol amerykański. Ten pomysł ma szansę powodzenia?
- To zależy od zaangażowania drużyny. Rozumiem, że to ma być, między innymi, system szkolenia przyszłych zawodników The Crew. Jeśli ktoś chce mieć dobrych zawodników za parę lat, to trzeba szkolić graczy już w wieku szkolnym. Moim zdaniem to świetny projekt i trzymam za niego kciuki.
Wracając do polskiej ligi. W minionym sezonie The Crew sprowadzili na 2 kolejki przed finałem kolejnego Amerykanina. Zostanie wprowadzone okienko transferowe?
- Zdecydowanie tak. Co prawda ten Amerykanin nie zagrał z powodów pozasportowych, ale trzeba coś z tym zrobić. W tej chwili obowiązują takie przepisy, które pozwalają raz wytransferować zawodnika z pierwszej do drugiej ligi i odwrotnie. Trzeba wprowadzić bardziej rygorystyczne przepisy w tej kwestii.
A co z sytuacją jaka miała miejsce w tym roku kiedy Zachodniopomorska Husaria zrezygnowała z uczestnictwa w rozgrywkach? Co zrobić z takimi zawodnikami?
- Nie przewidzieliśmy takiej sytuacji. Osobiście postanowiłem, że zawodnicy muszą odbyć dwu meczową karencję, tak jakby zostali wytransferowani. Gdyby mogli zagrać od razu w nowych klubach byłoby to sporym handicapem dla zespołów, które są bliskie geograficznie Szczecinowi. Oczywiście nie chciałbym, żeby powstał zapis w regulaminie ligi, mówiący że w przypadku zrezygnowania z rozgrywek robimy „to lub tamto”.
Jest Pan zadowolony ze swojej pracy?
- Jestem zadowolony, ale wiem, że przy dobrej woli i myśleniu tymi samymi torami moglibyśmy osiągnąć dużo więcej. Plusem jest to, że po raz pierwszy od początku działania ligi jestem wynagradzany za swoją pracę. Wcześniej pokrywane były tylko koszty telefonów. Wynagrodzenie to nie jest jednakże adekwatne do zakresu obowiązków, zaangażowania oraz moich umiejętności. Rozumiem jednak sytuację klubów i to, że większość osób w środowisku futbolowym nie jest jeszcze wynagradzana za swoją pracę.
Są głosy mówiące, że jeśli Pan zarabia, to powinien robić zdecydowanie więcej.
- Przez te wszystkie lata przyzwyczaiłem ludzi, że organizacja ligi jest darmowa, a przecież to przedsięwzięcie wymagające olbrzymiego nakładu pracy i umiejętności. W głowach rodzi się automatycznie mechanizm „dlaczego mamy za coś płacić jak mieliśmy to za darmo”. Wynagradzanie kogoś na początku działalności ligi nie wchodziło w grę, a i ja nie nalegałem to, gdyż zawsze priorytetem dla mnie był i będzie rozwój futbolu. Teraz wynagradzanie osób organizujących ligę jest naturalną koleją rzeczy. Przez ostatnie lata gros mojego czasu i życia poświęciłem futbolowi co wiązało się z wieloma wyrzeczeniami. Organizowałem ligę bez przerwy dostając po uszach od różnych ludzi, którzy wiedzieli lepiej jak zrobić pewne rzeczy. Gdybym słuchał głosu rozsądku już dawno zrezygnowałbym, bo bardzo dobrych propozycji pracy, nie tylko ze swojej wystudiowanej dziedziny miałem wiele. Futbol spowodował też, że mój doktorat z mikroelektroniki stoi pod dużym znakiem zapytania.
Nie miał Pan chwili zwątpienia?
- Naturalnie miałem. Zwątpienie pojawiało się często. W futbolu jest jednak duży potencjał i niezmiennie wierzę, że możemy wspólnie zrobić coś wielkiego. A tymczasem wszystkich serdecznie pozdrawiam z długo wyczekiwanych wakacji.