
Ja sam obudziłem się o 2:30 czasu polskiego z nadzieją, że „moi” Święci dokopią Favre i spółce.
Przejdźmy teraz do oceny samej gry.
Kickoff ze strony Vikings i Saints zaczynają. Pierwsze podanie w sezonie ląduje w rękach Colstona. Cztery próby później Saints zdobywają przyłożenie. Genialne zachowanie Breesa, który wybiegł z pocket i rzucił do Hendersona, który zdobył pierwsze punkty w sezonie dla Saints. Po przyłożeniu chwila nudy. Co chwile nieudane akcje ze strony Vikings i Saints plus nie wykorzystany field goal przez Garetta Hartley’a. Hartley miał naprawdę słaby dzień. Bohater finału NFC trafił tylko dwa extra pointy.
Trzecia kwarta – przebudzenie Saints. Po słabej drugiej kwarcie drużyna Seana Paytona co chwilę rozbija defensywę Vikings, a podania Favre nie umią znaleźć WR i RB. Blisko było także kolejnego interception, jednak Jabari Greer po złapaniu piłki wylądował poza liniami bocznymi boiska. W końcu Święci zdobywają przyłożenie po 1-yardowym biegu Pierre’a Thomasa. Extra point i prowadzą 14-9.
Czwarta kwarta nie była już tak emocjonująca jak poprzednie. Pogoń Vikings co chwilę kończyła się niepotrzebnymi faulami. Saints byli blisko dobicia rywali jednak przyłożenie Roberta Meachem’a nie zostało uznane. Mecz zakończył się wynikiem 14-9 dla drużyny z Nowego Orleanu.
Brees w pierwszej kwarcie nie złapał snapu, a raczej piłka wyślizgnęła się z jego rąk jednak poradził sobie z tym, raz również zaliczył sack. Mimo to widać, że po kilku niemrawych zagraniach w preseason’ie jest w dobrej formie.
Jak wszyscy wiemy, nasz ukochany dziadzio Favre wraca po kontuzji i nie można oczekiwać, że nagle zamieni się w dwudziestolatka i zacznie „dawać do pieca”. Podczas meczu pokazano zdjęcia jego kontuzjowanej kostki jak i ręki – całe sine, dlatego jestem pełen podziwu, że wyszedł na boisko i kilka razy pokazał formę jaką prezentował kilkanaście lat temu.
Cóż więcej mówić, czekam na następne spotkania.
Filip „Konar” Kołodziejski