Film opowiada historią jednego z zawodników Chicago Bears oraz opisuje jego walkę z ciężką chorobą. Głównego bohatera poznajemy w czasach, gdy dyskryminacje rasowe wciąż są na porządku dziennym. Afroamerykańska część drużyny z Chicago odczuwa ich wpływ w niewielkim stopniu - nasz bohater nie daje im o tym jednak zapomnieć (w dosyć humorystyczny sposób). Rodzą się konflikty... z konfliktów rodzą się przyjaźnie...
*Produkcja: USA
*Gatunek: Dramat obyczajowy, Sportowy
*Data premiery: 2001-12-02 (Świat)
*Reżyseria: John Gray
*Czas trwania: 89 minut
*Obsada:
Sean Maher ... Brian Piccolo
Mekhi Phifer ... Gale Sayers
Paula Cale ... Joy Piccolo
Elise Neal ... Linda Sayers
Aidan Devine ... Abe Gibron
Dean McDermott ... Ralph Kurek
Ben Gazzara ... Coach Halas
*Moim zdaniem:*
Pewnego dnia oglądając jeden z amerykańskich sitcomów natknąłem się na rozmowę ojca z synem:
"- Mężczyźni nigdy nie płaczą!
- Tato, ale Ty płaczesz po porażkach Cubsów.
- W takich wypadkach jest to zrozumiałe.
- A jak płakałeś na filmie o śmierci zawodnika Chicago Bears?
- "Pieśń Bryan'a"..."
Od razu rozpocząłem poszukiwania tego filmu, aby sprawdzić czy wychwalanie go nie jest nadto przesadzone. Niestety wersja, którą udało mi się odnaleźć została nakręcona na zamówienie jednej ze stacji telewizyjnych w 2001 i jest to remake filmu o tym samym tytule z 1971 roku. Większą sympatią wśród widzów amerykańskich cieszy się oryginał - jedynie na polskich serwisach filmowych (filmweb) ocena remake'a jest wyższa - co mogę po części zrozumieć, bo oryginał ciężko jest zdobyć.
Nie mnie jednak po zakończeniu seansu miałem mieszane uczucia. Film ogląda się przyjemnie - o ile oglądanie dramatu można nazwać przyjemnym doświadczeniem, lecz pozostał pewien niedosyt. Historia sportowca, który walczy z wyniszczającą jego organizm chorobą została opowiedziana w mało wyszukany sposób. Jest to poniekąd spowodowane małymi środkami finansowymi, ale po co zabierać się za tak poważny temat skoro nie można wyciągnąć z tego 100%? Można powiedzieć, że za wyjątkiem kilku przemów (tego nie mogło przecież zabraknąć) film jest mało 'amerykański'.
Zdecydowanym plusem jest dobra gra odtwórcy roli Brian'a Piccolo - Sean'a Mahera, który nawiasem mówiąc na początku strasznie działał mi na nerwy (po obejrzeniu filmu zrozumiecie dlaczego).
Podsumowując, filmy biograficzne zawsze wywoływały u mnie skrajne emocje, albo się nad filmem zachwycam albo mieszam go z błotem. Ten jest szczególny - pozostał mi obojętny. Czy obejrzę go raz jeszcze? Raczej nie. W tej chwili poluję na wersję z 1971 roku i w najbliższej przyszłości powinna pojawić się recenzja z jego projekcji.
Ogólna nota: 6.5/10