Cały wild card weekend zaskakujący i dziwny, jak cały ten sezon, 3 pierwsze mecze były tak jednostronne, że w przerwie meczu Packers z Cardinals uznałem, że podobnie jak w poprzednich spotkaniach nic się już nie wydarzy i poszedłem spać !
Jak widzicie to zdecydowanie nie był "mój" weekend.
Ale po kolei:
Cincinnati Bengals - New York Jets 14-24
Zapowiedzi barwnego coacha Jest, że to oni są faworytem tej rywalizacji traktowane były przed meczem z przymrużeniem oka. Ale kto mógł się spodziewać, że dwóch byłych quarterbacków USC zamieni się rolami w najważniejszym meczu sezonu?
To Carlson Palmer, już od pierwszej akcji wyglądał jakby był to jego pierwszy sezon w NFL. Podawał niecelnie nawet w najprostszych sytuacjach.
Druga gwiazda Cincy, Chad Ochocinco nie zrobił nawet "sztycha" przy rewelacyjnie grającym Darrellu Revisie, który ma w tym sezonie na rozkładzie praktycznie całą czołówke wide receiverów.
Chyba po raz pierwszy w historii (chyba na pewno) mecz w playoffs wygrała drużyna prowadzona do boju przez debiutanta trenera (Ryan), quarterbacka (Sanchez) i running backa (Greene).
Bohaterem spotkania został kicker Jets Jay Feely, który obrobił dwie pozycję - a to dlatego, że punter Jets o nazwisku Weatherford (pogoda i Ford ?!!) z powodu "nierugalrnego bica serca" nie wystąpił w tym spotkaniu. Feely z kopał z ręki jakby nic innego nie robił przez całą karierę.
Antybohaterem spotkania z kolei kicker Bengals Shayne Graham, który spudował z 28 i 35 jardów.
Bengals są sami sobie winni: mogli wygrać w ostatnim spotkaniu z Jets i mieliby ich z głowy.
Dallas Cowboys - Philadelphia Eagles 34-14
Tutaj różnica była jeszcze większa - prawdziwy "missmatch". Eagles, którzy w trakcie sezonu zmienili swoją tożsamość i ich znakiem firmowym stała się niezwykle ofensywna gra, nie istnieli w ataku w pojedynku z Cowboys.
Właściwie na uwagę zasługuje tylko akcja Vicka, który miał swoje wielkie "pięć minut", gdy po jego 76 jardowym podaniu Eagles wyrównali stan meczu na 7-7 (oczywiście po dodatkowym extra point'cie). Andy Reid widząc bezsilność McNabba (pewnie znowu zaczęła się dyskusja, która trwa od chyba 15 lat czy aby na pewno Donovan jest właściwą osobą na właściwym miejscu) próbował iść za ciosem i ponownie postanowił skorzystać z usług Vicka, który "na spółę" z Weaver'em, stracili piłkę przy przekazaniu.
Obronie Eagles tylko w początkowej fazie, dzięki agresywnym blitzom udawało się powstrzymywać ofensywę Cowboys.Romo szybko znalazł na to sposób i szybkimi podaniami w poprzek do wide receiverów i screenami do running backów omijał ataki defensorów z Philly.
Ogólnie bardzo jednostronne widowisko, niespotykane jak na tę fazę rozgrywek, tym bardziej, że ekipa z Philadelphii zawsze słynęła z walki, której tym razem zabrakło, albo może to Cowboys są tak mocni.
Po tych dwóch dosyć nudnych i mało emocjonujących spotkaniach w niedzielny wieczór, zasiadłem, ubrany w koszulkę z numerem 12 i napisem "Brady" na plecach, przed telewizorem z nadzieją, że wreszcie zobaczę prawdziwe widowisko.
New England Patriots - Baltimore Ravens 14-33
Nie powiem było widowiskowo już od samego początku. I to jakie !!!
Pierwsza akcja: 83 jardowy bieg Raya Rice na TD.
Druga akcja (seria): fumble Brady'ego i po chwili jest 14-0 dla Ravens.
Dalej: INT Brady'ego. 21-0.
W tym momencie Bill Simmons na twitterze porównał to co teraz czuje do badania prostaty u urologa! Oznajmił też, że przebrał koszulkę Brady'ego na inną. Ja nie przebrałem (byłem w takim szoku, że zapomniałem, że mam przecież drugą), ale udało mi się zmienić miejsce, z którego oglądałem mecz: z kanapy na krzesło - nie śmiejcie się czasami to pomaga.
Niestety tego dnia nic nie było w stanie pomóc Patriotom. Nic ani nikt. Nawet INT i fumble na ich rzecz nie były w stanie odmienić losów spotkania. Nie z tak grającym Tomem Brady'm.
Nie widziałem wszystkich meczów jakie Brady rozegrał w NFL, nie widziałem oczywiście wszystkich spotkań Pats w ich historii, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem.
Brady pozbawiony swojego ulubionego "celu" był bezbronny jak dziecko. Nie był również w stanie swoimi nogami odmienić losów tego spotkania, chociaż kilka razy, aż się prosiło, żeby pobiegł sam z piłką.
Fakt, że Ravens są drużyną wybitnie "playoffową" - coś tak jak Niemcy turniejową. Świetna defensywa z Rayem Lewisem, który zamiast się starzeć młodnieje, rewelacyjna ekipa running backów - nic więcej nie trzeba. Zapytacie a co z QB ? No to, że Joe Flacco zanotował w spotkaniu z Pats "niesamowite" statystyki: 4/10 na 34 jardy i 1 INT !!!
Może mi ktoś wytłumaczyć, jak najlepsza drużyna ostatniej dekady może przegrać najważniejszy mecz sezonu z ekipą, której QB rzucił 4 celne piłki na całe 34 jardy?!
Wspomniany Ray Lewis już przed meczem chwalił się, że nie czyta żadnej innej ofensywy w lidze tak jak tą prowadzoną przez Brady'ego, po prostu potrafi odczytać co Pats będą grali - i tej wersji się trzymajmy..
Arizona Cardinals - Green Bay Packers 51-45
Tak, to w tym meczu poszedłem spać w przerwie.
Po wcześniejszych trzech jednostronnych widowiskach, przy 14 punktowej przewadze Cardinals, mając dość footballu po "masakrze na Foxboro" uznałem, że tu też się już nic nie wydarzy. No i na moje nieszczęście, które trzymało się mnie już od piątku wydarzyło się.
To, że ominął mnie najwyższy wynik w historii playoffów jakoś przeżyję. To, że ominął mnie jeden z najlepszych występów w karierze Kurta Warnera (29/33, 379 jardów, 5 TD) też jeszcze zniosę, ale nie mogę sobie wybaczyć, że ominęło mnie jedno z najlepszych i najbardziej dramatycznych widowisk w historii tej gry.
Packers odrobili w drugiej połowie 21 punktową stratę. Ich quarterback, Aaron Rodgers zanotował w sumie 422 jardy (6 wynik w historii playoffs).
Jednak to po jego stracie Carlos Dansby w dogrywce zdobył decydujące o zwycięstwie punkty.
Warner, który w tym spotkaniu miał więcej TD niż niecelnych podań i który w swojej karierze widział już niejedno skomentował ten mecz krótko " Man ! What a football game". Nic dodać nic ująć.
Już w najbliższy weekend Divisional Round.