Armia amerykańska zawsze była, jest i będzie częścią futbolu amerykańskiego. National Football League czy NCAA przy każdej możliwej okazji honorują członków najbardziej prestiżowej i niebezpiecznej roboty na ziemi. NFL w listopadzie gra dla wszystkich, którzy w mundurach marines lub rangers służą rozsiani po całym świecie. Wielu futbolistów i trenerów złożyło w przeszłości kilkudniową wizytę w bazach armii w Afganistanie bądź Iraku. Tom Coughlin, Tommie Harris lub komisarz ligi Roger Goodell zapragnęli na własne oczy przekonać się jak wygląda praca amerykańskiego żołnierza gdzieś na końcu świata, na obcym terytorium. Tak dalekie podróże to także swoista pielgrzymka kapłanów futbolu do najbardziej oddalonych świątyń. W trakcie wielomiesięcznej misji trzeba radzić sobie z wieloma przeciwnościami losu i niebezpieczeństwami, ale również z nudą otaczającą z większą mocą żołnierskie prycze, niż wszechobecny piasek bądź woda. - Futbol odgrywa ogromną rolę w naszych życiach. Podczas ostatniej misji byliśmy w dupie. Nie było futbolu, bo zakończył się sezon, to samo z bejsbolem. Nie było o czym rozmawiać. Godzina wydawała się być całym dniem – usłyszał od żołnierzy Peter King, znany dziennikarz Sport Illustrated, który w 2008r. poleciał do Afganistanu.
Cztery lata później i ja miałem okazję zapytać marines jak wielką rolę odgrywa w ich życiach futbol amerykański. Tło było jednak inne: nie przeleciałem tysięcy kilometrów by zamieszkać w bazie wojskowej w samym środku pustyni. Nie widziałem żołnierzy w akcji, ciągle gotowych na wyjście w pole na dźwięk alarmu. Po prostu skorzystałem z zaproszenia Komandora Williama Marksa, który razem z 400 marines i 350 marynarzami przybił do dublińskiego portu z okazji Emerald Isle Classic. W końcu rywalizacja Navy z Notre Dame to idealna okazja do „pokazania pozytywnych aspektów armii amerykańskiej” - przeczytałem w zaproszeniu mailowym skierowanym do wszystkich akredytowanych dziennikarzy. Nie było innego wyjścia jak udać się na pokład USS Fort McHenry, 190-metrowego statku będącego sercem armii amerykańskiej w Irlandii.
Wyporność: 16,5 t. Długość: 190m. Napęd: 16 cylindrów diesla o mocy 25 MW. Prędkość: 37+ km/h. Uzbrojenie: 10 działek i dwie wyrzutnie rakiet. Ogromny statek służący do celów pokojowych, bo jak zostałem zapewniony „Fort McHenry to nie jest statek ofensywny”. Na dowód tego pokazano mnie i grupie zwiedzających (zostaliśmy podzieleni na ok. 10-15 osobowe grupy. Jedna wchodziła po drugiej po upływie kilkudziesięciu minut), wyrzutnię rakiet, która „nigdy nie została użyta do obrony własnej”. Mimo to i tak zrobiła wrażenie. Fort McHenry uczestniczył w wielu akcjach pokojowych m.in. aktywnie uczestniczył w niesieniu pomocy ofiarom trzęsienia ziemi na Haiti w 2010r.
Przed samym wejściem na statek każda grupa miała możliwość przyjrzenia się bliżej amfibii czy ciężarówkom specjalnie na tę okazję wyciągniętych z ładowni. Przy każdym z pojazdów ustawiono żołnierza gotowego do udzielenia odpowiedzi na najbardziej banalne dla żołnierza, a ekstremalnie trudne dla cywila, pytania jak: do czego to służy? Kiedy ten pojazd jest używany?
Ja miałem przyjemność odbycia kilkunastominutowej rozmowy z porucznikiem Carlem Misitano z Pennsylwanii, którego obarczono bardzo odpowiedzialnym zadaniem asekurowania turystów przy drabinie służącej za wejście na wojskową amfibię.
Misitano wygląda jak typowy żołnierz amerykański z „Szeregowca Ryana” bądź „Hurt Locker”. Wysportowany, głowę ode mnie wyższy, uśmiechnięty. Oraz skory do rozmowy (Kapral sam do mnie poszedł), co nie jest bez znaczenia. Większość marines i marynarzy na pokładzie odpowiadało równoważnikami zdań unikając dłuższej pogawędki. Być może było to spowodowane wykonywaniem swojej pracy i przede wszystkim obecnością na pokładzie. Misitano stał na lądzie, co być może wpłynęło na jego rozluźnienie? Tak czy inaczej bez większego problemu odpowiedział na najbardziej nurtujące mnie pytania.
Porucznik Misitano jako prawdziwy kibic Pittsburgh Steelers z utęsknieniem czeka na każdą niedzielę i możliwość śledzenia poczynań swoich ulubieńców. Na statku jest wielu innych fanów Steelers, co daje szansę na znaczne wypełnienie przez fanów Bena Roethlisbergera i Troya Polamalu, specjalnej sali kinowej dostępnej dla mieszkańców statku. Gdy nie ma NFL w ruch idą ciężarki, sztangi, książki i rakietki do ping-ponga. Formę trzeba trzymać cały czas, nawet w czasie wolnym.
Porucznik Misitano jak wielu innych spędza większą część roku na służbie. Kilka miesięcy tu, kilka tam, osiem w Afganistanie przy platformie wiertniczej. Życie nie jest łatwe, szczególnie gdy doskwiera tęsknota za dziewczyną i najbliższą rodziną. - Sam wybrałem drogę żołnierza w najwspanialszej armii świata, służę temu pięknemu krajowi i nie chciałbym robić niczego innego – zapewnił mnie porucznik.
Wchodząc na pokład czułem się jak intruz wkraczający na obce terytorium. Nawet w obecności żołnierskiego przewodnika, który prowadził nas od stacji do stacji. Od ładowni, do działka i sterowni. Skrępowanie widziałem na wszystkich twarzach... no prawie. Dzieci były w siódmym niebie i z wielkim zapałem podziwiały i oceniały sprzęt wojskowy, który zwiedził wody całego globu. Kto wie może armia amerykańska właśnie „podpisała” umowę z nowymi rekrutami gdzieś w 2025r.? Ciekawe czy tak samo swoją przygodę z armią rozpoczęli marines Josh Fields i Danny Rouson?
Tak jak w przypadku porucznika Misitano również oni czekają z utęsknieniem na Sunday Night Football. Zwłaszcza Rouson, największy fan Dallas Cowboys w Ameryce i jednocześnie przeciwnik Tony'ego Romo. - Super Bowl dla Kowbojów owszem, ale bez Romo – usłyszałem od pochodzącego z Południowej Karoliny marines.
Futbol amerykański nie bez powodu salutuje armii amerykańskiej. Dwa pomniki siły, skuteczności, wytrwałości i wysiłku. - Patrząc na futbolistów, patrzymy na przyszłych przywódców naszego kraju – napisał w korespondencji ze mną Komandor Marks. Odczułem to w sobotnie popołudnie w loży prasowej na Aviva Stadium. Każde pojawienie się na murawie członków amerykańskiego wojska przyjmowano niesamowitym aplauzem. Ciekawe czy podobnie byłoby w przypadku Polaków i naszej armii?
Autor: Piotr Bera