UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_settings' NFL 24 - Twoje centrum informacji o lidze NFL i Futbolu Amerykańskim - Artykuły: Wywiad z Kamilem i Mateuszem Ruta
Nazwa użytkownika
Hasło

Zapamiętać?
Zapomniane Hasło?
Szukaj:


UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_articles'
  Wywiad z Kamilem i Mateuszem Ruta
Są wielkimi fanami Raya Lewisa i Baltimore Ravens. Sieją postrach w drugiej linii obrony PLFA. Kamil i Mateusz Ruta w rozmowie z redaktorem NFL24 opowiadają o futbolowych początkach, przełamywaniu strachu, życiu prywatnym i... męskich łzach.

Jak rozpoczęła się Wasza przygoda z futbolem?

Kamil Ruta: Od dzieciństwa chciałem mieć duże koszulki panów z Ameryki. W Polsce był boom na Mariusza Czerkawskiego więc myślałem, że to hokejowy ubiór. Pierwszą futbolową koszulkę dostałem od brata na 18-te urodziny, to był trykot Północnej Karoliny. Nie wiedziałem jaki to zespół, lecz nie miało to żadnego znaczenia. Ale się cieszyłem! Do samego futbolu zaciągnął mnie Łukasz Sutkowski – człowiek legenda w The Crew. Zawsze się przyjaźniliśmy i jak tylko dowiedział się, że po 11 latach skończyłem z pływaniem, to zaproponował mi trening futbolu. To był 2007 rok. Po trzech treningach wskoczyłem do składu jako guard. Pamiętam, że pierwszy mecz rozegrałem przeciwko 1.KFA Fireballs - wygraliśmy 50-0. Nie wiedziałem co miałem robić, co to znaczy touchdown, więc kazali mi pchać, torować drogę i to robiłem. Jednak pech chciał, że trafiłem na Niedźwiedzia [ważącego 170 kg Mateusza Binarscha – przyp.red.], chłopaka słusznej postury.
Mateusz Ruta: Ja pozazdrościłem bratu mistrzowskiego tytułu w 2007 roku
K: Wyśmiewałeś mnie
M: Z początku tak. Kamil namówił na trening naszego najlepszego przyjaciela Pawła Sekułę, który ciągle gra w futbol i wybrałem się razem z nim. Pojechałem popatrzeć i już zostałem.
K: Wypierał się, że nie pójdzie razem z Pawłem.

Z powodu strachu? Niezrozumienia dyscypliny?

K: Twierdził, że to nieprofesjonalne i dziwne, ale gdy zobaczył, że Paweł bierze udział w rekrutacji, to spakował po cichu plecak i nagle wyskoczył na boisko.
M: Całkiem nieźle mi poszło na rekrutacji co nie?
K: Byli lepsi.

W pewnym momencie w The Crew było wielu braci. Nie tylko Kamil i Mateusz Ruta.

K: Kiedy policzyliśmy wszystkich, to wyszło, że moglibyśmy wystawić cały defense. Bracia Ruta, Szczepańscy, Świątek, Sekuła i Omelańczukowie. Brat zawsze ściąga brata.
M: Omelowie grają w ofensywie, ale uzbieralibyśmy jedenastu na rodzinny futbol.

W the Crew, a teraz w Giants zawsze panuje świetna atmosfera?

K: Zawsze. Ale gdy gramy mecz to wiemy, że musimy się spiąć i skończyć z żartami. Kiedyś podszedł do nas Bartek Kalejta dziwiąc się jak możemy być tak niesamowicie wyluzowani jadąc na mecz, a w momencie wejścia do szatni stajemy się innymi ludźmi.
M: Najpierw mecz, a później piwo i rozluźnienie.

Zimne piwo to największa nagroda.

M: Na to i kabanosy czekamy cały mecz.

Kabanosy tylko z firmy Tarczyński?

M: Są bardzo smaczne.
K: Nie znam tej firmy.
M: Ja znam i wszystkim gorąco polecam.

Zimne piwo pomaga walczyć z powstałymi siniakami i stłuczeniami? Mówi się, że futboliści poniedziałek spędzają w wannie.

M: Na szczęście to my gramy w defensywie i załatwiamy siniaki
K: Gdy gramy w niedzielę, to odpuszczamy poniedziałek i pojawiamy się w środę na treningu. Wtedy widać kto ma ile siniaków. Jak ktoś nie ma to wszyscy pytają: Hej! Grałeś w tym meczu? Przydajesz się do czegoś? Wstyd po meczu nie mieć siniaka.

Niektórzy ludzie pobijają się na ilość blizn lub tatuaży.

K: Siniaki są trofeami, którymi można się pochwalić.

A jakimi Wy się pochwalicie?

K: W obu dłoniach miałem połamane wszystkie palce, poza lewym kciukiem. Dwa razy wybiłem bark, do tego dochodzi wstrząśnienie mózgu w pamiętnym i wysoko przegranym meczu z Danube Dragons. Przywitał mnie wtedy 110 kg fullback. Poza tym połamane żebra, skręcone kostki
M: Ja miałem dużo złamań. Ze względu na urazy nie chcieli mnie do wojska przyjąć. Jak lekarz zobaczył moja kartę ortopedyczną, to powiedział, że nadaję się na rentę.

Po dwóch, trzech meczach nie ma zawodnika bez jakiegoś urazu.

K: Tak. Ale każdy kto wychodzi na boisko, to wie, że może zrobić sobie krzywdę. Ja się tylko boję, żeby kontuzja nie była na tyle poważna, iż nie mogę dokończyć sezonu.

Opowiadacie o tym z takim luzem, jakby to była normalność.

M: Liczymy się z tym. Gdybym nie wiedział, że mogę doznać kontuzji, to grałbym w szachy. Pamiętam sezon gdy skręciłem nogę dwa dni przed półfinałem z Seahawks. Natomiast dwa lata temu podczas finału z Silesia Miners zacząłem jako kick returner i w pierwszej akcji straciłem dwa żebra.
K: Ale przynajmniej jest co wspominać. To trzeba pokochać i tyle.

Jak przeżywają to Wasi bliscy?

K: Moja dziewczyna bardzo się denerwuje. Nawet zdarzyło się jej omdleć gdy zabierali mnie do karetki.
M: Mama najbardziej przeżywa.
K: Zgadza się. Gdy widzi jak któryś z nas nie podnosi się przez dłuższy czas... Na pewno przeżywa to mocniej, niż my.

Jak rekompensujecie mamie te wszystkie nerwy?

M: Wygrywamy.
K: Albo dajemy buziaka po meczu.
M: Najgorzej gdy przegrywamy. Nie potrafię przegrywać.
K: Nie potrafi do tego stopnia, że uronił łzę rok temu po meczu z Devils. Nie wstydzę się o tym mówić. Podszedłem do Mateusza, popłakałem się razem z nim i obiecałem, że za rok wygramy i pobijemy rekord perfekcyjnego sezonu [W minionych rozgrywkach każda drużyna zagrała dziewięć meczów, a w 2010 roku tylko siedem – przyp.red.]

Mówi się, że twardzi faceci nie powinni płakać.

M: Jeśli czegoś nie powinno się robić, to wstydzić swoich łez. To zwykła reakcja człowieka.
K: Każdy ma uczucia. Często pytają nas czy nie boimy się kolizji. Oczywiście, że się boimy, tylko głupcy nie czują strachu, ale trzeba go pokonywać.

Długo walczyliście ze strachem?

K: Zostałem z niego wyleczony po meczu z Pragą Panthers. Ale dostaliśmy wtedy wycisk od tych wielkich facetów. Średnia naszego zespołu wynosiła ok. 22 lata. Same chuderlaki w naszym składzie, a u nich wielkie knedliki. Gdy mnie zmietli w pierwszej akcji i po raz pierwszy zobaczyłem jak mnie zakrywają swoje własne buty, to wstałem, otrzepałem się i pomyślałem, że nic mi nie zrobią i grałem dalej.
M: Po pierwszym meczu nie ma już żadnego strachu.

Jesteście żołnierzami i futbolistami. To ewenement w Polsce. Dlaczego poszliście w kamasze?

M: Tata był żołnierzem i chcieliśmy iść jego drogą.
K: Wojsko, straż graniczna, straż pożarna. Od małego wiedzieliśmy, że chcemy nosić mundur i padło na podtrzymanie rodzinnej tradycji.

Co o futbolu sądzą Wasi koledzy z jednostki?

M: Podziwiają nas, otwierają szeroko oczy gdy usłyszą, że uprawiamy tak niszowy sport. Z drugiej strony bardziej przejmują się tym, żebym nie przyniósł zwolnienia zdrowotnego.
K: Niektórzy chcą przyjść i zobaczyć mecz. Jest kilku chłopaków, którzy mają predyspozycje do gry w futbol.

Przynieśliście kiedyś futbolówkę do jednostki?

K: Podczas 4-miesięcznego przeszkolenia w Koszalinie zaraziłem chłopaków futbolem. Co prawda, to była mieszanka rugby i futbolu, bo bardziej chodziło o przewracanie się i wyżycie, ale podobało się.

Wyobrażacie sobie mecz Army - Navy w polskich realiach?

K: to byłoby coś pięknego. Gdyby futbol istniał w Polsce od 30 lat, to zorganizowanie meczu pomiędzy siłami lądowymi, powietrznymi i marynarką byłoby możliwe. Wojsko stawia na sport i jest to w przyszłości realne. Każda jednostka byłaby w stanie wystawić drużynę.

Gdzie czujecie większą grupową więź. W szatni czy w jednostce?

M: W szatni. Dałbym sobie rękę uciąć za wszystkich z defensywy.
K: Za wszystkich, którzy grają z nami co najmniej 3 lata. Reszta musi wkupić się w nasze łaski.

Panna stoi za mundurem czy futbolem?

M: Za futbolem. W mundurze nie możemy się pokazywać i publikować zdjęć ze względu na przepisy. Nie podrywam dziewczyn na futbol. Mam zbyt bogatą osobowość.
K: 90% moich znajomych nie widziało mnie w mundurze. To zaszczyt codziennie nosić orzełka na furażerce, ale dziewczyny obracają się właśnie za futbolem. Swego czasu dostawałem dużo korespondencji internetowej od fanek. Tego było tak dużo, że odpisywaniem i rozmową zajęła się moja dziewczyna.

Macie swoje ołtarzyki z trofeami?

K: Medale i puchary lądują u mojej dziewczyny. Natomiast u siebie mam zdjęcia, koszulki.
M: Ja nie przywiązuje do tego wagi.
K: Bo Ty nie masz nagród.
M: Tylko tyle mu z gadania zostało. Każdy potrafi tacklować. Trudniej przechwycić piłkę.

Niektórzy jeszcze dobrze kopią.

M: A kto mu trzyma tę piłkę? Beze mnie nic nie zrobi na tym boisku.
K: Dlaczego nie trafiam? Bo kiepsko trzymasz piłkę.
M: Linia słaba.
K: Center słaby. Nigdy nie jest nasza wina. (śmiech)

Wszystkie zwycięstwa idą na konto ofensywy i QB. Nie czujecie się czasem niedowartościowani?

M: Ci co się znają na futbolu to doceniają naszą robotę.
K: Przecież też wygrywamy mecze nie?
M: Zdarzało się czasem coś nawet przechwycić.

Nawet w finale.

M: Dzięki bratu niestety nie było przyłożenia
K: Przysięgnij, że dzięki mnie przechwyciłeś podanie. [W tym momencie następuje licytacja kto kogo zablokował, wybiegł i kto wyczyścił boisko – przyp.red.]

Braterskie przekomarzanie się to norma.

M: Norma w Giants. Na każdym treningu, meczu i w szatni.
K: Byli zawodnicy Devils jeszcze do tego nie przywykli, choć najlepiej odnajduje się w tym Adam Matryba. Ma taki wisielczy humor pasujący do naszej grupy. Wiesz, że The Crew zawsze było uznawane w Polsce za cwaniaków. Ale jak tylko zagrrali z nami, to zmieniali zdanie. Tak było w przypadku chłopaków z Husarii Szczecin czy Bartka Kalejty. Jakby nas wszyscy poznali, to zmieniliby zdanie o nas.

Większość poznaje was z poziomu murawy.

M: Z poziomu trawy. Gdy spotykasz się z naszą defensywą, to tylko na takim poziomie. Brutalna rzeczywistość.

Czy to nie jest objaw buńczuczności?

K: W futbolu trzeba być pewnym siebie. Nawet gdy graliśmy z Danube Dragons, to uważaliśmy, że jesteśmy niezniszczalni. Rzeczywistość okazała się brutalna, ale my nigdy nie wychodziliśmy na boisko jako przegrani. Inne zespoły grając z nami przegrywały już w szatni. Czasami brakuje im tego cwaniactwa, pewności siebie czy buńczuczności.
Pamiętam jak przyjechał do nas Mark Grocholski, trener defensywy i powiedział, że widzi w nas potencjał. Dużo wygrywamy samym naszym charakterem.
M: Wygramy w tym roku. Rozjedziemy Duńczyków i Czechów.
K: Będzie ciężko, ale mamy szansę.
M: Ciężko to będzie w finale.

Co robicie w dzień ważnego meczu, rywalizacji finałowej?

K: Oglądamy motywacje drużyn futbolowych. LSU Tigers, Drew Brees i New Orleans Saints, Ray Lewis i Baltimore Ravens, a później pakowanie i jedziemy na mecz
M: Zawsze pakuję się dzień wcześniej, Ty pół godziny przed, co mnie zawsze wybitnie wkurza. Nie zapominaj o Rockym. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie obejrzeli Rocky'ego przed meczem. Zwłaszcza czwartej części z Ivanem Drago.

Nakręcacie się dodatkowo. Niektórzy są tak nabuzowani, że włączają muzykę relaksacyjną.

K: W defensywie jest wskazane, żeby kipieć. Jednak adrenalina opada po pierwszych minutach. W ważnym meczu uwielbiam pierwszy kickoff gdy trzeba wszystkich zmieść. Nie ma nic piękniejszego gdy lecę i widzę, że biegnie na mnie wielki facet i chce mnie wywrócić.

Jakie macie zagrywki psychiczne, żeby wytrącić rywala z równowagi?

K: Kiedyś słynęliśmy z trash talkingu. Dlatego może nas nie lubią.

Co ciekawego można było usłyszeć od defensywy The Crew?

M: Dążyliśmy do upokorzenia przeciwnika i wbicia mu do głowy, że jest za słaby na grę z nami.
K: Emocje brały górę.

A gdy wam coś takiego mówili to jak reagowaliście?

M: Nie rusza to nas. To my śmiejemy się z nich.
K: Jeśli ktoś złapie piłkę, to w następnej akcji już był upatrzony. Zdarzało się w huddle, że ktoś mówił o graczu, który dużo gada i wtedy mieliśmy na niego oko. Nie jest do końca czyste, ale nie praktykujemy już tego. Mamy wszędzie kolegów i nie chcemy nikomu zrobić krzywdy.

Podczas europejskich pucharów kolegów już nie będzie.

K: Wrzuciłem ostatnio na listę parę duńskich wulgaryzmów. Chłopaki już się uczą.

Wyobrażaliście sobie co będziecie czuć jeśli zagracie na Stadionie Narodowym?

K: Piękna sprawa. Wyobrażam sobie jak mówię swoim dzieciom, że wyszedłem na murawę Narodowego w stroju sportowym, a nie jako kibic. Zrobimy wszystko, żeby tam zagrać.

Już niedługo będziecie grać z Mottem Gaymonem. Co o nim myślicie?

M: Nie znamy go osobiście. Ze względu na boiskową rywalizację nie przepadamy za sobą. Ogólnie w Devils nie lubili nas, ale wiemy, że szanowali.
K: Nie muszą nas lubić, ważne ze się nas boją.

Mott Gaymon już nie musi się was bać.

K: To się jeszcze okaże na treningach (śmiech).
M: Odnajdziemy wspólny język. Ma wielkie serce do futbolu i obejdzie się bez spięć.
K: Po sezonie na pewno powiemy, że jesteśmy braćmi z Giants Wrocław

Utrzymujecie kontakt z Markiem Philmore?

K: Cały czas. Pogratulowaliśmy mu powrotu do Wrocławia. Jeśli chodzi o Devils, to nie mamy żadnych pretensji do niego. Pytał się drużyny, co o tym sądzi. Mark pokochał to miasto, Wrocław jest jego drugim domem. Niestety przepisy nie pozwoliły na podpisanie z nim umowy przez. E Giants. EFAF zezwala na obecność trzech amerykańskich graczy w składzie, których już mieliśmy zakontraktowanych. Podobnie wygląda sprawa z Akim Jonesem.
M: Obiecaliśmy Markowi, że nie wyhamujemy przed nim i w końcu wpadniemy na niego z największą siłą.

Z jakim zawodnikiem PLFA chcielibyście dzielić szatnię?

K: Z Sebastianem Krzysztofkiem z Seahawks Gdynia. Rozmawiamy ze sobą i wierzę, że powstanie za naszego życia reprezentacja Polski i wtedy będę mógł w formacji specjalnej pobiec przed nim z blokami.
M: Dodałbym jeszcze Przemka Cudaka z Devils i Krzyśka Wisa.
K: Krzysiek miał grać dla nas, ale rodzina go przekonała do powrotu do Diabłów.

Czeka was w tym sezonie duża rywalizacja o miejsce w składzie. Trochę snapów trzeba będzie przesiedzieć na ławce.

K: Nie biorę tego pod uwagę.
M: Niektórzy trochę posiedzą, ale na pewno nie my.
K: Rywalizacja tylko podniesie nasze zaangażowanie i umiejętności. Jeśli usiądę na ławie, to pokaże trenerowi na treningach, że zasługuję na grę. Walczymy o wspólne dobro. Futbol to styl życia i ławka tego nie zmieni.

Uprawianie tego sportu kosztowało Was wielu wyrzeczeń. Mieliście chwile zwątpienia?

M: Nie było żadnego kryzysu. Im dłużej gramy, tym większe wyzwania stoją przed nami.
K: Pokażemy Europie, że w Polsce też gra się w futbol. Mam nadzieję, że inne polskie kluby będą nam kibicować, a nie życzyć porażki.

Na koniec przyznajcie czego byście sobie i fanom życzyli w nowym 2012 roku?

M: Zakończyć sezon bez żadnej poważnej kontuzji. Natomiast kibicom, żeby czerpali wiele przyjemności z naszej gry.
K: Ja dodam jeszcze zdobycie pucharu Europy. Tanio skóry nie sprzedamy.

Foto: nadesłane przez Kamila Rutę

rozmawiał Piotr Bera

napisz do autora: piotr.bera@nfl24.pl

Kopiowanie jakichkolwiek tekstów lub materiałów ze strony bez zgody administratorów jest zabronione
UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_settings'UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_settings'