Zasłużone franczyzy będące cieniem samych siebie. Niespełnione nadzieje, złe decyzje kadrowe, kiepskie drafty i zawirowania na ławkach trenerskich nie sprzyjają zwiększaniu siły AFC West. Jedynym zespołem, który namiesza w czołówce i powalczy o Super Bowl są San Diego Chargers.
1. San Diego Chargers
Philip Rivers rok temu zdobył najwięcej jardów ze wszystkich rozgrywających w NFL. Dokładnie 4700, do tego dołożył 30 przyłożeń i tylko 13 przechwytów. Z obfitującego w świetnych rozgrywających rocznika 2004, Rivers jako jedyny z wielkiej trójki wybranej w pierwszej rundzie naboru (Eli Manning i Ben Roethlisberger) nie wygrał jeszcze Super Bowl. Urodzony w Alabamie rozgrywający znajduje się w mistrzowskiej formie i powinien doprowadzić Chargers co najmniej do finału konferencji AFC.
Wyczyny, o których wspominałem wyżej są tym cenniejsze, gdyż przez dużą część sezonu Rivers radził sobie bez dwóch największych gwiazd ofensywy: Antonio Gatesa i Vincenta Jacksona. W dodatku, z urazami borykali się Malcolm Floyd, Ryan Matthews, a świetny LT Marcus McNeill nie chciał podpisać nowego kontraktu i spędził kilka meczów poza składem meczowym.
Tak duże ciosy i tak nie pozbawiły San Diego żądeł. Jedyne co w tym zespole spędza sen z powiek decydentom tego klubu są formacje specjalne. Tutaj nastąpiły zmiany. Wyrzucono koordynatora tej formacji i Darrena Sprolesa odpowiedzialnego za akcje powrotne. Sproles w zeszłym sezonie i tak nie zdobył żadnego przyłożenia, nie odgrywając większej roli w zespole. Kickera Nate'a Keadinga i puntera Mike'a Scifresa oszczędzono. Obaj grają na poziomie klasy światowej.
Najlepsza defensywa z pewnością ucierpi z powodu braku Rona Rivery, który przejął schedę po Johnie Foxie w Carolina Panthers. Rivera preferuje grę formacją 3-4, tak jak jego następca Greg Manusky. I to być może jest zła wiadomość. Manusky od 2007 roku rządził defensywą San Francisco 49ers – zespołu trawionego przez kłopoty wewnętrzne i fatalne decyzje personalne. Pierwszym postanowieniem nowego koordynatora było ściągnięcie z 49ers 34-letniego LB Takeo Spikesa. W San Diego wierzą, że Manusky odbuduje się po kompletnie nieudanych wojażach w Mieście nad Zatoką.
Chargers powracają jeszcze mocniejsi z jednego prostego powodu: wszyscy najważniejsi zawodnicy są zdrowi i nie kłócą się o większe pieniądze. Philip Rivers na pewno nie chodzi jak zbłąkana owca i wie czego chce - gry 5 lutego w Indianapolis.
2. Kansas City Chiefs
Twórcy wielkiego postępu Matta Cassela już nie ma. Charlie Weis, bo o nim mowa, wybrał ofertę Florida Gators. Cassel pod jego wodzą spisywał się naprawdę dobrze i wykreował takich graczy jak Dwayne Bowe i Tony Moeaki. Już wiemy, że Moeaki opuści sezon z powodu kontuzji kolana.
Kansas w 2011 roku znów postraszy rywali świetną grą dołem. Jamaal Charles, Thomas Jones oraz Dexter McCluster (ostatni sezon bardzo kiepski) zapewnili pierwsze miejsce w ilości wybieganych jardów. Grupę wzmocniono fullbackiem Le’Ronem McClainem znanym ze świetnego bloku. Te proporcje na pewno nie zostaną odwrócone, choć angaż atletycznego Steve’a Breastona i selekcja w pierwszej rundzie draftu bardzo szybkiego Jonathana Baldwina, ukierunkowują Chiefs w stronę troszkę większej ilości podań. Zwłaszcza Baldwin daje nadzieje na więcej big plays. Jednak siła tego zespołu drzemie w zbilansowaniu ofensywy oraz jak najdłuższym przetrzymywaniu piłki.
Jedna rzecz, która musi ulec zdecydowanej poprawie to rush defense. W sytuacji gdy w dywizji gra się dwa mecze przeciwko Oakland Raiders i Denver Broncos, defensywa nie ma innego wyjścia jak trenować do upadłego ten typ obrony. Chiefs oddali 11 przyłożeń biegowych, co lokuje ich w połowie stawki ligowej. Z drugiej strony mając w składzie Tambę Hali, nie trzeba martwić się o wywieranie presji na rozgrywającego. Hali 14,5 raza sackował QB i w tej klasyfikacji, pola ustąpił tylko DeMarcusowi Ware.
Powtórzenie rewelacyjnego zeszłego sezonu będzie praktycznie niemożliwe. Packers, Bears, Steelers, Jets i Patriots czekają na Kansas po 11 tygodniu rozgrywek – w najważniejszym momencie sezonu. Czterech finalistów konferencji tydzień po tygodniu zmusza Chiefs do wytężonej pracy od pierwszego snapu.
3. Oakland Raiders
Ten zespół należy do Darrena McFaddena. 24-letni running back znalazłby miejsce w prawie każdym zespole w tej lidze. Potwierdził to rok temu uzyskując łącznie ponad 1600 jardów. To naprawdę imponujące statystyki, zwłaszcza że linia ofensywna (wzmocniona Stefenem Wisniewskim z Penn State) i quarterback Jason Campbell prezentują przeciętną formę i na pewno nie pomagają utalentowanemu koledze.
McFadden pozostanie pierwszą strzelbą zespołu prowadzonego przez Hue Jacksona, który jeszcze nigdy nie był trenerem głównym zarówno w NCAAF jak w NFL. Wyzwanie czeka go tym większe, gdyż zwolniony Tom Cable wygrał wszystkie 6 meczów w dywizji i po raz pierwszy od kilku lat Raiders nie zakończyli sezonu na minusie. Poza Cablem, zespół opuściła największa gwiazda Najeźdźców - Nnamdi Asomugha. Spekulacje na temat przyszłości tego zawodnika nie miały końca. Al Davis twierdził, że nie ma w kasie gotówki na większy kontrakt, by za chwilę ogromne pieniądze zaproponować Michaelowi Huffowi (32 mln za 4 lata gry) i Stanfordowi Routtowi (31,5 mln za 3 lata gry). Takie traktowanie z pewnością nie spodobało się uznanemu cornerbackowi. Rezultat? Asomughi nie ma. Tak samo jak Roberta Gallery i Zacha Millera. Odejściem z zespołu zagroził również Richard Seymour. Ta lawina poruszyła się gdy Davis ogłosił, że Cable może poszukać szczęścia gdzie indziej...
Suma sumarum w Oakland nic się nie zmieniło. Duży bałagan, marne szansę na playoffs i przepłaceni zawodnicy. Nie wiem gdzie szukać światełka w tunelu dla tej franczyzy. Darrius Heyward-Bey? Nadzieja matką głupich. Wiele wiary i nadziei w serca Raiders Nation wlał TE Kevin Boss. Ale Boss nie jest lepszy od Zacha Millera, zdobywa tylko więcej punktów w red zone.
Oakland Raiders z Sebastianem Janikowskim w składzie mogą liczyć na kilka zwycięstw. Jednak zakończenie rozgrywek z bilansem 8-8 będzie dużym zaskoczeniem. Nawet jeśli, to tak zasłużony klub chyba liczy na więcej?
4. Denver Broncos
Josh McDaniels pozostawił po sobie wielki bałagan na Invesco Field. Tej stajni Augiasza nie sposób posprzątać w kilka miesięcy. Zapowiada się kolejny fatalny sezon dla Denver Broncos.
Kyle Orton był już dziewięcioma palcami u stóp poza Denver. Pierwszym rozgrywającym miał zostać Tim Tebow, który podnosił swoje umiejętności pod okiem Johna Elwaya. Byłej gwieździe NCAA nie pomogła burza medialna wokół jego osoby i ... Orton pozostał w zespole jako starter. Natomiast, Tebow jest bliżej pozycji nr 3 wśród QB, niż tej pierwszej. Decyzja o kolejnym sezonie z Ortonem jest rozsądna, ale na krótką metę. Niezadowolony zawodnik nie zacznie nagle piać z zachwytu nad sytuacją, w której się znajduje i temat nowego QB w Denver powróci za rok. Gdybym był na miejscu Foxa, postawiłbym na Tebowa i dał mu szansę. McDanielsa już nie ma ale jego decyzje personalne będą wisieć nad głowami Mustangów jeszcze przez długie lata i trzeba wycisnąć z nich tyle soczystego miąższu ile tylko się da.
Bałagan w formacji ofensywnej nie napawa optymizmem, ale zgranie i brak większych zmian już tak. Brandon Lloyd raczej nie powtórzy fantastycznego sezonu w swoim wykonaniu, lecz będzie bardzo solidny. Więcej muszą dać od siebie Eddie Royal i dotychczasowy bust – Demaryius Thomas. 2 lata temu Broncos, jak przystało na dzikie konie, bardzo dużo biegali i to z powodzeniem. Rok temu transmisja gry biegowej uległa załamaniu z powodów zdrowotnych Knowshona Moreno i słabej formy Corrella Buckhaltera. Dlatego do Denver sprowadzono Willisa McGahee odpowiedzialnego za zdobywanie punktów w red zone. Fox w Panthers dysponował świetnym duetem RB i to samo spróbuje zrobić w Broncos.
Marcel Dareus czy Von Miller? Fox postawił na linebackera i chyba nie żałuje. W meczach przedsezonowych absolwent Texas A&M pokazał się z dobrej strony. Miller jest również przywódcą z krwi i kości. Jako jedyny debiutant sygnował swoim nazwiskiem pozew zbiorowy graczy przeciw NFL podczas lokautu. Trzeba mieć dużo odwagi i jasno wytyczony cel, jeśli depce się na odcisk swojemu chlebodawcy, zanim otrzyma się wynagrodzenie.
W rozwoju temu niesamowicie utalentowanemu graczowi pomoże Elvis Dumervil. Lider obrony Broncos przesiedział ostatni sezon na ławce z powodu kontuzji i jest bardzo głodny gry. Współpraca obu panów będzie kluczowa, żeby poprawić katastrofalną defensywę.
Denver nazywane jest Miastem na Wysokości Mili. Futboliści starają się zasłużyć na podobne miano, lecz na razie czeka ich pseudonim Futbolu Poniżej Mili.
Foto:
1. Philip Rivers znów pokaże na co go stać
2. Tim Tebow, pomimo wielu miesięcy wytężonej pracy pozostanie jedynie rezerwowym
Napisz do autora: piotr.bera@nfl24.pl