Czesław Niemen zatrzymał kiedyś czas nad Warszawą, lecąc jak ptak i realizując swoje marzenia, w kolorowe dni nad nią nadchodzące.
Słowa te przyświecały stołecznym Eagles w dotychczasowych spotkaniach, dodając im skrzydeł i gry zróżnicowanej, wielobarwnej w sposobach zdobywania jardów i wkraczania w end zone. Taktyczna mozaika zadziałała na wszystkie zespoły PLFA oprócz mistrzów kraju. Devils osłabieni po derbach z The Crew, w składzie z narzekającym na uraz barku Luke’em Balchem i grą na pół gwizdka, bez żadnych trudności sprowadzili do parteru ostatnich, przed całkowitą dominacją wrocławskich tuzów, obrońców PLFA.
Mecz na Stadionie Olimpijskim w obecności tylko trzystu widzów (ślepo wierzyłem, że Eagles przyciągną dwa razy tyle fanów) wpasował się w warunki atmosferyczne powodujące ziewanie i chęć przyłożenia głowy do poduszki. Te same odczucia miał mój kuzyn, który po raz pierwszy oglądał mecz futbolu i muszę przyznać, że będzie mi ciężko zaciągnąć go jeszcze raz na trybuny. Być może moje oczekiwania względem Orłów po prostu były zbyt wysokie, a po derbach Wrocławia kubeczki smakowe znacznie się wyostrzyły. Pokładałem nadzieję w Eagles i srogo się przeliczyłem. Styl Warszawian przez większość czasu był nijaki, wręcz bezpłodny i zależny tylko od Jeremy’ego Dixona. W stolicy ludzie odpowiedzialni za ofensywę muszą w końcu przejrzeć na oczy i stwierdzić, że Dixon rozgrywającym nigdy nie będzie. Jego miłość do trzymania piłki przewyższa wszelkie inne emocje, co oczywiście dobre dla Eagles nie jest. Dixon to przede wszystkim świetny skrzydłowy i właśnie w tym aspekcie dałby swojej drużynie najwięcej. Roman Iwański potrafi rzucać i on powinien zająć miejsce za centrem i szukać Landruma, Dixona, Osuchowskiego, Zdunia i całą plejadę korpusu skrzydłowych.
Przypadłość Warszawy wywołała u mnie lekki niepokój. Wszelkie symptomy wskazują na to, że w Bielawie po raz drugi będziemy świadkami bitwy o Wrocław, co było najpewniejszym scenariuszem. Dolnoślązacy zapewnią wiele emocji i wysoki poziom sportowy, lecz martwi ich dominacja nad resztą stawki. Na dzień dzisiejszy nie widzę kandydatów zdolnych położyć kres hegemonii zeszłorocznych finalistów. Eagles szukają tożsamości, Seahawks grają bardzo nieregularnie i być może pożegnają się rozczarowującym z Luke’em Zetazate. A przed resztą jeszcze wiele pracy w kontekście ewentualnej walki o tytuł.
-------------------------------
Na pierwszą kolejkę sezonu zasadniczego przybyło łącznie ponad 5 tys. widzów.
Spotkania rozgrywano we Wrocławiu, Warszawie, Gdyni, Bielawie i w Krakowie. W ciągu kolejnych serii spotkań najlepszy wynik osiągnięto w szóstej kolejce: wg statystyk na oficjalnej stronie PLFA zmagania w I lidze śledziło 2850 widzów. Poznań, Wrocław (derby), Warszawa, Kraków i Bielawa. Znów te same miasta – wyjątkiem jest stolica Wielkopolski. Miejsce w tabeli i poziom gry idą w parze z liczbą widzów.
Analizując frekwencję warto się zastanowić dlaczego przewaga jest aż tak wielka? Przed sezonem mocno reklamowano rozgrywki, przyszło wiele nowych zainteresowanych grą osób i zrezygnowało z takie spędzania wolnego czasu? Miejmy nadzieję, że przewodnik dla mediów oraz spot reklamowy PLFA zainspirują do częstszego chodzenia na meczu futbolu.
napisz do autora: piotr.bera@nfl24.pl