W pierwszej kwarcie na boisku dominowały formacje defensywne obu drużyn, czego efektem był brak punktów zdobytych w tej części gry. W drugiej kwarcie jako pierwsi na prowadzenie wyszli Wrocławianie, kiedy w pole punktowe po długim podaniu Stana Bedwella wbiegł Patrycjusz Pałac. Na odpowiedź jednak nie trzeba było długo czekać i jeszcze przed przerwą do pola punktowego doszli Black Hawks, prowadzeni przez znakomicie dysponowanego tego dnia Ferniego Garze. Na przerwę prowadząc schodzili Mistrzowie Czech, którzy do przyłożenia dołożyli jeszcze celne kopnięcie z pola.
W trzeciej kwarcie ofensywna Wrocławian nie mogła znaleźc recepty na obronę Jastrzębi, która szybko zatrzymywała wszystkie biegi Shannona Woodsa i bardzo utrudniała życie skrzydłowym Giants. Natomiast atak Black Hawks zdobył kolejne przyłożenie wykorzystując luki w bardzo mocno ekslopatowanej tego dnia obronie Polaków.
W czwartej kwarcie obraz gry był bardzo podobny. Defensywa dominowała grę na boisku i dopiero pod koniec kwarty obie drużyny zdobyły punkty, ustalając wynik spotkania na 12:24.
„Nie przynieśliśmy wstydu. Uważam, że wręcz przeciwnie, Black Hawks są w naszym zasięgu i nie mogę doczekać się rewanżu na Stadionie Olimpijskim.” - mówi Paweł Świątek, linebacker Giants
Mimo porażki, mecz mógł podobać się Wrocławskim kibicom, których kilkunastu oglądało go również na żywo. Giganci udowodnili, że mogą walczyć z najlepszymi drużynami w Europie, co optymistycznie pozwala patrzeć na rewanżowy mecz z Black Hawks, który odbędzie się we Wrocławiu już 5. maja. W rewanżu do gry powrócą filary defensywy: Kamil i Mateusz Ruta, Bartosz Zalejski i Paweł Sekuła, a atak wzmocni Mateusz Szefler, więc szykuje się znakomite widowisko. Tym bardziej, że mecz będzie miał podwójną stawkę, gdyż będzie meczem zarówno Ligi Czeskiej, jak i EFAF Cup.
W tym tygodniu Giants szykować się będą do niedzielnego meczu wyjazdowego przeciwko Sollerod Gold Diggers w Danii.
Materiał i foto nadesłane przez Giants Wrocław