44 Super Bowl zbliża się wielkimi krokami.

Zastanawiałem się czy jest jakieś inne wydarzenie sportowe, które można by porównać z meczem finałowym National Football League. Dochodzę do wniosku, że nie ma, nie ma drugiego takiego meczu, który elektryzowałby mieszkańców danego kraju tak jak SB wprowadza w amok/histerię Amerykanów.

OK, są Gran Derby, ale one rozgrywane są dwa razy w roku i zawsze pomiędzy tym samymi drużynami, poza tym nie towarzyszy im otoczka medialna, którą można by porównać z tym co się dzieje przez cały tydzień przed SB. To przed Super Bowl najlepsi specjaliści od reklam i największe światowe koncerny przygotowują specjalne filmy reklamowe, których produkcja i emisja pochłania astronomiczne sumy. To Super Bowl jest w stanie spowodować, że Amerykanie wierzą, że w przerwie w SB spada ciśnienie wody w całych Stanach – dlatego, że cały naród rusza wtedy do toalety.

W naszym kraju podobne emocje wśród fanów wywołują pojedyncze widowiska, ale z pewnością nie powtarzalne co roku, takie jak np. walki Gołoty, na które w środku nocy wstawała „cała Polska”, skoki Małysza, mecze siatkarzy/siatkarek/piłkarzy nożnych i ręcznych, ale nie są to imprezy cykliczne, tylko pojedyncze momenty wzniesienia się na wyżyny naszych sportowców i uniesienia nas - kibiców – ale z oczywistych względów nie do porównania z ligowym meczem finałowym, który rok w rok skupia zainteresowanie całego narodu (amerykańskiego) a ich samym przed telewizorami i na tradycyjnych Super Bowl party organizowanych wszędzie gdzie tylko są warunki do oglądania meczu.

Co ciekawe nawet w naszym kraju organizowane są „Super Bowl Party” - głównie w większych miastach, w których siedziby mają drużyny grające w PLFA (poszukajcie w internecie, bez problemu znajdziecie, gdzie można zobaczyć SB w towarzystwie fanów NFL w naszym kraju)

Powoli kończy się już cyrk medialny jaki zawsze towarzyszy w tygodniu poprzedzającym Super Bowl, pytania z coraz głupszych coraz bardziej nabierają zaczynają być związane z sednem sprawy czyli meczem futbolu amerykańskiego.

A sama rozgrywka zapowiada się pasjonująco.

Po raz pierwszy od 16 lat spotkają się dwie najlepsze drużyny sezonu zasadniczego, które w ciągu tych szesnastu lat (drużyny nr 1 i 2) zawsze na swojej drodze spotkały jakiś niżej rozstawiony team, który wybijał im z głowy marzenia o SB.

Po raz pierwszy od 20 lat (Montana – Elway 1990) będziemy świadkami tak oczekiwanego pojedynku dwóch wielkich QB, którzy są bezsprzecznie najważniejszymi ogniwami swoich ekip i ich największymi gwiazdami.

Po raz pierwszy (chyba w historii) jeden człowiek będzie musiał wybrać czy trzymać kciuki za swojego syna czy za swój były team (Archie Manning).

Po raz pierwszy w halftime show wystąpi zespół, którego nazwa jest tożsama z pytaniem jakie na dźwięk tej nazwy zada sobie większość fanów – zwłaszcza tych młodszego pokolenia. (The Who).

Faworytem są Indianapolis Colts, ale istotny wpływ na szanse obu stron może mieć kontuzja Dwighta Freeneeya, który rozpoczął walkę z czasem i który jestem pewien, że jeżeli tylko będzie mógł chodzić zagra na pewno w tym meczu, a bez którego Drew Brees może zyskać dodatkowy tak ważny (prawie jak pierwsza interwencja bramkarza w meczu) czas w „kieszeni”.

Poza tym nie możemy zapominać, że jest to tylko jeden mecz, dwóch najlepszych drżyn, na neutralnym terenie, a więc jak to w sporcie, zwłaszcza w NFL – wszystko jest możliwe.

W kolejnym wpisie: porównanie formacji obu ekip.