UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_settings' NFL 24 - Twoje centrum informacji o lidze NFL i Futbolu Amerykańskim - Artykuły: Wywiad z Markiem Philmore
Nazwa użytkownika
Hasło

Zapamiętać?
Zapomniane Hasło?
Szukaj:


Reklama

  Ostatnie artykuły
Ostatni artykuł:
"Targowisko" czas zacząć!!!

Polecamy również:
- No Huddle: Futbol amerykański, a rywalizacja międzynarodowa
- 2013 Mock Draft 1.0 - Tomasz Piątek
- 2013 Mock Draft 1.0 - Paweł Śmiałek
- 2013 Mock Draft 1.0 - Michał Gutka
- No Huddle: Odbić się od dna
Więcej artykułów znajdziecie TUTAJ

Facebook

UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_articles'
  Wywiad z Markiem Philmore
- Powiem Ci, że wizyta tam to pewnego rodzaju błogosławieństwo. Przeżyłem tam jedno z najbardziej pokornych doświadczeń w moim życiu - mówi Mark Philmore w specjalnym wywiadzie dla NFL24.pl. Były zawodnik The Crew Wrocław, a teraz Kozłów Poznań opowiada o rozwoju futbolu w Indiach, Polsce i miłości Amerykanów do sportu.


NFL24.pl: Mark, Kochasz Polskę?

Mark Philmore: Oczywiście, że kocham Polskę. Nie wróciłbym jeśli nie darzyłbym jej miłością.

Ciągle do niej wracasz.

- Zgadza się. Miałem trochę roboty za morzem. Ale nadarzyła się okazja powrotu więc to zrobiłem.

Miałeś w tym sezonie zagrać dla Devils Wrocław i nic z tego nie wyszło.

- Złożyło się na to kilka czynników. Chciałem dla nich zagrać, spotkać się na boisku i zagrać przeciwko moim byłym kolegom z The Crew. To nie jest tak, że uciekłem. Grałem tu dwa lata z sukcesami, nie musiałem nic udowadniać. Dla mnie gra przeciwko nim byłaby honorem, tak jak rozmowa w trakcie meczu. Najlepsze mecze w swoim życiu rozgrywałem przeciwko swoim kumplom – tak było w szkole średniej czy w domu. Otrzymałem jednak możliwość gry w Indiach, tworzenia nowej Topligi i stwierdziłem, że mój czas w Polsce już minął.

Dlaczego zdecydowałeś się grać dla Kozłów?

- Dlaczego nie? Przyjechałem do Polski, zadzwonił do mnie Jacek Wallusch i zapytał jak to możliwe, że w Polsce jest czterech sportowców [Philmore, Battle, Johnny Edwards i Demetrius Eaton – przyp. red.] o wysokiej klasie, którzy nic nie robią. Tylko się zaśmiałem zapytałem chłopaków co o tym myślą, zwłaszcza, że były spięcia pomiędzy The Crew i Kozłami. Wiem, że Kozły nie są najlepszą drużyną, ale nigdy nie odpuszczają i zawsze grają do końca. To twarda drużyna. Nie wiem ile będę grać w tym sezonie, ale na pewno dam z siebie wszystko i pomogę grupie chłopaków pograć w futbol.

Ile meczów zagrasz w barwach Kozłów?

- Ciężko powiedzieć. Czekam na informację z Indii. Przy podpisywaniu umowy powiedziałem chłopakom, że niczego im nie obiecuję. Chcieliśmy pomóc im poruszyć ten bałagan.

Na oficjalnej stronie Elite Football League of India (EFLI) można przeczytać, iż liga „przyciągnie uwagę świata na jednoczącą siłę miłości”. Co to znaczy?

- Sport w Ameryce to rodzaj transakcji. Tam bez przerwy płyną pieniądze, tak jak teraz do Indii. W Ameryce mamy bodajże cztery miasta powyżej miliona osób. Tylko cztery. W Indiach takich miast jest 50. Dlatego tutaj możliwości są nieograniczone, futbol to sport fenomenalny i z jego pomocą możemy pomóc również w sensie ekonomicznym. Tu nie chodzi oczywiście tylko o pieniądze, ale Indie to naprawdę biedny kraj. Nie wydają zbyt dużo pieniędzy na sportowców, poza krykietem nie mają żadnej innej dyscypliny. Jeśli 5-6 lat temu grałeś w narodowej drużynie krykieta, to i tak zarabiałeś ok. 8 tys. dolarów amerykańskich. Dzięki nam mogą zarobić na uprawianiu sportu więcej godnych pieniędzy.
Spędzony tam czas był fantastyczny i jestem wdzięczny, że mogłem tam być. Inicjatywa wyjazdu do Indii powstała dzięki Deante Battle, który pojechał tam w listopadzie i pomagał w organizacji pierwszego w historii treningu w pełnym rynsztunku. Przez kilka miesięcy organizowali rekrutacje i stwierdziłem, że muszę tam być.

Jaka jest największa różnica pomiędzy budową futbolu w Polsce i Indiach?

- W Indiach nie ma zaciekłości, złej krwi. Polacy są nieustępliwi. Oczywiście wynika to z historii itp., ale nie potraficie zaufać obcym. W Indiach było inaczej. Nie zaprezentowaliśmy im tylko futbolu, ale drogę do osiągnięcia sukcesu. Np. zorganizowaliśmy mecz towarzyski w Kalkucie, mieście, które ma 14 mln mieszkańców, z czego 60% populacji nie ma pracy. To tak jakby każdy mieszkaniec Nowego Jorku był bezrobotny. Dajemy tym rodzinom nadzieję, to jest największa różnica pomiędzy futbolem w Indiach i w Polsce. Dla nich to jest szansa na wsparcie swojej rodziny.

W Polsce wszyscy zawodnicy i trenerzy robią to dla pasji. W Indiach na samym początku tego projektu rozmawiamy głównie o pieniądzach.

- To nie jest tania sprawa. Wszystko co dotychczas tam zrobiliśmy zabrało mnóstwo pieniędzy. Jak dotąd włożyliśmy w to 3 mln dolarów. W tej sytuacji dobrze, że stosunek dolara do rupii wynosi 50:1, przez co można zrobić dużo więcej. Z drugiej strony w Indiach dopiero powstaje infrastruktura, a wiele innych rzeczy jest zaniedbanych. Mimo wszystko jesteśmy w stanie przezwyciężyć pewne trudności w lokalnej społeczności.

Jakie trudności?

- Powiem Ci, że wizyta tam to pewnego rodzaju błogosławieństwo. Przeżyłem tam jedno z najbardziej pokornych doświadczeń w moim życiu. Na każdym kroku widzisz wychudzone dzieciaki, które biegną do Gangesu, myją zęby w rzece pełnej śmieci. Przy tej rzece jest mnóstwo ogromnych kulek, które są z gówna. Rozpalają nimi ogień, bo ich nie stać na rozpałkę. Wkładają te kulki do takich dużych okrągłych garnków i rozpalają ogień. Robią na tym jedzenie, ogrzewają się. Są ludzie których praca polega na robieniu kulek z gówna. Nie zrozum mnie źle, Indie to piękny kraj, ludzie generalnie są szczęśliwi, ale bieda jest wszędzie. W porównaniu do tego co mamy tutaj, to oni nie mają absolutnie nic, a mimo to uśmiech nie schodzi z ich twarzy. W trakcie pobytu rozmawiałem z Deante i innymi chłopakami na temat tego czym jest głód. My nie wiemy co to znaczy być głodnym. Ja jem od trzech do czterech razy dziennie, tam ludność często stać tylko na jeden posiłek. Po pobycie tam, nasze rozmowy na temat życia wyglądają zupełnie inaczej. Wszyscy doceniają tam co mają.

Kultura Stanów Zjednoczonych i Indii jest w pewnym sensie podobna do siebie. Bollywood to w pewnym sensie kopia Hollywood. Myślisz, że razem z futbolem propagujecie tam amerykańską kulturę?

- Tu raczej nie chodzi o kulturę, a o dzielenie się miłością do sportu. Hindusi kochają sport. Na każdy trening przychodziło tam do 200 osób, to zdumiewające. Nie wiedzieli co oglądają ale byli tam, siedzieli i dyskutowali. Zabierali ze sobą małe dzieci, które brały futbolówkę w ręce. Co ciekawe, wszyscy są tam bardzo bystrzy. Ich mózg jest dostosowany do nauki, nieważne czy mówimy o gotowaniu czy robieniu drinków. Tak samo było w trakcie nauki futbolu. Za trzecim razem już wiedzieli co mają zrobić, gdy tutaj trzeba tłumaczyć to pięć, sześć razy.

Wiedzą, że bez edukacji mogą spędzić resztę życia na ulicy.

- I bez tego mogą tam wylądować. W Bombaju mieszka 20 mln ludzi, z czego tylko 2% ludności posiada ogromne bogactwa. Reszta to mini klasa średnia lub niżej.

Kraj wielkich kontrastów. Na tej samej ulicy możesz zobaczyć pałac wielkości zamku i dom z kartonu.

- Dokładnie. Widziałem i pałace, i slumsy. To naprawdę pokorne doświadczenie mojego życia. Nie sposób przejść obok tego obojętnie.

Rozmawiałeś z głównymi ambasadorami EFLI – Ronem Jaworskim czy Michaelem Irvinem?

- Nie rozmawiałem z nimi. Bardziej działałem na niższym szczeblu, oni zarządzają wszystkim, starają się uzyskać jak najwięcej pieniędzy. Trenowałem zawodników i rozmawiałem z nimi.

Jakie amerykańskie wartości można odnaleźć w futbolu amerykańskim?

- Cały mój kraj opiera się na sporcie. Wszystko musi być najlepsze. Trzeba być numerem jeden. W futbolu musisz wygrać Super Bowl, inaczej wszyscy o Tobie zapomną.

Wielu prezydentów uprawiało sport.

- Rozmawiałem kiedyś z waszym reprezentantem w koszykówce - Jakubem Koelnerem. Powiedział mi, że kocha amerykański sport bo każdy dąży do zwycięstwa. To jest nasza kultura: być najsilniejszym, największym i najszybszym. Liczy się tylko wygrana.

Spotkałeś się kiedyś z sytuacją, w której ktoś mówi na temat USA, że to jest imperium i ta ciągła pogoń za sukcesem to wina Amerykanów?

- Amerykanie często nie widzą świata poza swoim krajem. Gdy przyjeżdżam do Chicago to czuję się trochę dziwnie. Wiem, że nie liczą się dla mnie tylko i wyłącznie pieniądze, co ważne jest dla Amerykanów. USA to dobry kraj, a z drugiej strony... nie interesujemy się niczym poza samymi sobą.

Co jest najważniejsze dla Ciebie?

- Oczywiście, że rodzina.

Tęsknisz za nią?

- Tak, ale wiedzą, że kocham to co robię. Są szczęśliwi, bo ja jestem szczęśliwy. Moja siostra przygotowuje się właśnie do wyjazdu do Włoch. Nie myślimy jak typowi Amerykanie, kochamy poznawać nowe doświadczenia.

Amerykanie to współcześni nomadzi. Przenosicie się z miejsca na miejsce, jak żaden inny naród.

- Kiedy miałem 14 lat opuściłem rodzinne Ohio dla szkoły średniej w Wirginii. Cztery lata później wyjechałem do Chicago na studia, musiałem przyzwyczaić się do samodzielności. Od tamtego czasu nie powróciłem do domu na stałe, żeby tam zamieszkać. Otrzymałem dar gry w futbol amerykański. Mogę tylko podziękować tym, co pomogli mi osiągnąć to, co mam. Wiedziałem, że moje miejsce jest w różnych lokalizacjach na świecie.

Bywasz jeszcze w Northwestern?

- Staram się powracać tam co roku, na przynajmniej jeden mecz. Dużo im zawdzięczam, uwierzyli we mnie i zapewnili mi dostęp do darmowej edukacji. Pomogli mi znaleźć się w Chicago Bears.

Widzowie na trybunach rozpoznają Cię jako byłego przedstawiciela Dzikich Kotów?

- Tak, rozpoznają mnie. Nie byłem nigdy osoba z wielkim ego, jestem skromny i daleko mi do Michaela Crabtree. Mimo to rozpoznają mnie. Rozwinąłem się w Northwestern jako człowiek i sportowiec. Wiele zawdzięczam zwłaszcza trenerowi Garrickowi Mcgee [były koordynator ofensywy Northwestern Wildctats – przyp. red.]. Niedawno pracował w Arkansas, teraz jest trenerem głównym w UAB. Pod jego wodzą staliśmy się jedną z najlepszych ekip w Big Ten.

Tyle samo zawdzięczasz Jackowi Walluschowi?

Jacek to świetny facet. Pamiętam swój pierwszy rok we Wrocławiu. Przyjechał do mojego mieszkania, gdzie byłem z Akim Jonesem, Lowellem Hussey'em i jego synem Maxem. Wallusch usiadł razem z nami i zaczął opowiadać swoje historie z młodości. Gadaliśmy przez bite godziny opowiadając sobie różne historie.

W ogóle z The Crew wiąże piękne wspomnienia. Tu rozegrałem najbardziej ekscytujący mecz w moim życiu. To była pierwsza nasza rywalizacja z Devils w 2011r. Rozchorowałem się dwa tygodnie przed meczem, trenowałem tylko raz. Doktor powiedział mi, że nie powinienem grać, ale ja wiedziałem, że muszę i żyłem na antybiotykach. Co to był za mecz... Przegrywaliśmy 13 punktami i wygraliśmy ten mecz, choć rok wcześniej dwukrotnie nas ograli.

Wiesz już co będziesz robić gdy przejdziesz na sportową emeryturę?

Daje sobie jeszcze wiele lat gry. Wiem, że futbol jest moim życiem, mogę zostać trenerem, pracować w administracji. Mam tatuaż, na którym napisane jest, że futbol to moje życie. I tak jest od ósmego roku życia, gdy zacząłem grać. To będzie część mojego życia aż do śmierci.

Rozmawialiśmy o wielkiej pasji do futbolu w Polsce. Myślisz, że bez dużych pieniędzy marzenie Lowella Husseya o podbiciu serc kibiców do 2020 – 2025 roku jest możliwe?

To nie jest możliwe. Niestety macie złe stosunki pomiędzy sobą. Żeby to zobrazować... Wyobraź sobie, że Cię nie lubię. W tym momencie mówię innym, że mam do Ciebie afront. Namawiam innych do nie akceptowania Twoich pomysłów, nawet gdy masz dobry pomysł.

To jak sytuacja gdy sąsiad kupuje nowy samochód, a ja się zastanawiam co ukradł, że go ma.

- Dokładnie tak. To jest Polska. Jeśli tę złą krew trochę rozgnieść, to jest szansa. Ale nie możecie podważać innych bo jeśli ktoś pójdzie stopień do góry, to inny ściągnie go dwa w dół i lata zajmie powrót do wcześniejszej sytuacji. Jestem tu trzeci raz i widzę, że jest lepiej. Liga rośnie, finał transmitowano w telewizji, a następny odbędzie się na Stadionie Narodowym w Warszawie. Ale w tym samym momencie cofacie się do tyłu. Nie obchodzi mnie to, jak to odbierzesz, ale to nie jest normalna sytuacja, gdy mistrz kraju nie może grać w lidze.

Co w takim wypadku sądzisz o Toplidze?

- Przyznam szczerze, że gdy byłem w Polsce to nie przywiązywałem zbyt wielkiej wagi do tego co tu się dzieje. Kontaktowałem się tylko z moją dziewczyną i przyjaciółmi z Giants. Nie mnie to oceniać.

Ile osób przyjdzie na finał? Zgaduj.

- Nie mam pojęcia, ale dzięki grze w Warszawie i całemu szumowi medialnemu to przyjdzie ok. 5-6 tysięcy.

Kto w takim wypadku obejrzy mecz w telewizji gdy wszyscy fani futbolu znajdą się na trybunach?

- (śmiech) Znajdą się na pewno. Moja mama rok temu oglądała mecz w sieci, bo nie miała możliwości zobaczyć mnie na żywo. To będzie okres wakacyjny, więc niektórzy pojadą na wakacje i spotkanie obejrzą właśnie w TV. Finał na Narodowym to duża szansa dla futbolu amerykańskiego w Polsce.

Muszę teraz zadać pytanie, które nurtuje mnie względem afroamerykańskich zawodników w Polsce. Czy spotkałeś się kiedyś z rasizmem nad Wisłą?

- Tak. Ale uważam, że jest to głupie. Nie rozumiem jak ktoś może mnie nienawidzić gdy mnie nie zna. Postanowiłem, że nie będę zwracać na to uwagi. Jak ktoś mnie wyzywa i mówi do mnie, żebym wracał do Afryki to myślę sobie, że nie jestem z Afryki, choć chciałbym kiedyś tam pojechać. Jednakże, większość ludzi w Polsce jest naprawdę uprzejmych.

A na polskich boiskach futbolowych odczułeś jakiekolwiek zachowania rasistowskie?

- Osobiście nie, ale kilku moich kumpli z drużyny miało te problemy. Co najśmieszniejsze teraz gram w tym zespole...
Nie uważam, żebym był najfajniejszym facetem na ziemi, ale jestem taki jak wy. Piję piwo tak jak Ty, lubię wyjść z domu jak Ty. Jestem tylko trochę bardziej ciemny. Dlaczego mnie ktoś nienawidzi? Z powodu mojego koloru skóry? Jestem Amerykaninem, gdzie jest mnóstwo ludzi o różnym kolorze skóry i nie rusza mnie to.

Kto wygra wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych: Mitt Romney czy Barrack Obama?

- Głosuję na Obamę. On jest idealnym przykładem tego, że możesz coś osiągnąć jeśli tylko tego chcesz. Udowodnił, że nawet Amerykanin o ciemnym kolorze skóry może zajść bardzo daleko.

A kto sięgnie po EURO 2012?

- Nie wiem kto tam gra, nie wiem kto jest silny. Chciałbym, żeby wygrali Polacy, ale chyba nie jesteście na tyle silni. Jest taki koleś z nr 7 w Realu Madryt...

Cristiano Ronaldo, Portugalczyk.

- No to Portugalia lub Hiszpania, ale to jak rzut monetą. Hiszpanie dobrze grają w kosza, więc pewnie są dobrzy w inne dyscypliny. Stawiam na nich.

Rozmawiał Piotr Bera

Foto: facebook

Forum

Reklama

Ankieta
Czy drużyna Baltimore Ravens wejdzie do playoffów w nadchodzącym sezonie po takich roszadach w składzie?

Raczej nie

Tak

Nie

Raczej tak


INSERT command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_online'
Aktualnie online
· Gości online: 0

· Użytkowników online: 0

· Łącznie użytkowników: 963
· Najnowszy użytkownik: Cycu

Polecane Strony
Współpracujemy z:
PZFA.PL
Radio eLO RMF
Kraków Football Kings
Statua Sportu

Polecamy strony:
Cougars Szczecin
Europlayers
Lakros.me
Wyniki

Chcesz rozpocząć współpracę z naszym portalem? Napisz na redakcja@nfl24.pl

Kopiowanie jakichkolwiek tekstów lub materiałów ze strony bez zgody administratorów jest zabronione
UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_settings'UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_settings'