Tutaj postaram się natomiast rzucić trochę światła na kilka bardziej taktycznych aspektów. Ostatecznie, szczególnie z perspektywy obu defensyw, już w tą niedzielę dojdzie do starcia dwóch fenomenalnych koordynatorów. No ale zacznijmy po kolei.
Nie wiem czy zabrzmię teraz bardziej jak fan, czy po prostu gość, który w tym biznesie siedzi od dość dawna. Naprawdę nie mogę pozbyć się uczucia deja vu, które dręczy mnie ilekroć porównuje ten mecz z poprzednią walką o mistrzowsko w wykonaniu Steelers. Tam ich rywalem był oczywiście zespół z Arizony. Cardinals w tamtych play-offach prezentowali się dokładnie tak samo jak tegoroczni Packers. Trafiający do finałów praktycznie znikąd, przez sezon przechodząc dzięki fenomenalnemu QB i grupie skrzydłowych, by w rozgrywkach posezonowych zaskoczyć atakiem dołem. Dodatkowo wręcz niesamowite secondary i sztab szkoleniowy mający w swej historii epizody związane z Pittsburghiem. Nie twierdzę, że w tym roku wszystko skończy się podobnie, niemniej jednak trudno było mi nie zwrócić na to uwagi.
Wracając jednak do teraźniejszości. Jedno jest pewne, w Super Bowl dojdzie do starcia dwóch bardzo podobnych drużyn. W zasadzie dwóch identycznych drużyn. Od strony ofensywnej mówimy tu o bardzo zrównoważonych, a jednocześnie niebywale agresywnych formacjach. Nie mam przez to na myśli tylko nazwisk, ani wyłącznie drużyny z Green Bay. Pittsburgh to w przeciwieństwie do tego, co zdarzyło mi się usłyszeć ostatnimi czasy aż nazbyt często - nie tylko defensywa. Steelers znajdują się bowiem na drugim miejscu pod względem ilości podań na więcej niż 20 jardów (Packers zajmują 6.) i dokładnie tyle samo razy co swoi przyszli rywale rzucali na odległość większą niż 40 - 11 razy.
Trudno się dziwić. Pittsburgh posiada najszybszą grupę skrzydłowych w swojej historii i choć brak doświadczenia sprawia, że WR Packers zdaniem ekspertów są od nich zdecydowanie lepsi, nie ma absolutnie żadnych podstaw do ich niedoceniania. To już nie tylko weterani pokroju Hinesa Warda i Antwana Randle Ela. Z drugiej strony to również nie tylko niebywale szybki Mike Wallace. O ogromnej różnicy stanowi przede wszystkim dwójka pierwszoroczniaków: Emanuel Sanders stał się pewnym celem i fenomenalną trzecią opcją, Antonio Brown w tych play-offach to natomiast najczęstszy wybór Roethlisbergera w kluczowych momentach. Pamiętny 3rd down w meczu z Jets, po którym Rex Ryan mógł tylko rzucić słuchawkami o ziemię. Podczas starcia z Ravens to właśnie Brown złapał pomagając sobie kaskiem pamiętne podanie przy 3rd & 19, które uratowało całą serię i pozwoliło zdobyć Steelers przyłożenie, a w rezultacie wygrać całe spotkanie. Ogromnym wsparciem jest również TE Heath Miller, który jak chyba każdy członek ofensywy tej drużyny jest potwornie niedoceniony. Przede wszystkim to prawdopodobnie najbardziej uniwersalny receiver w NFL i bynajmniej nie są to słowa fana. Skąd takie odważne stwierdzenie? Przede wszystkim to nie tylko standardowy Tight End. Nierzadko można zobaczyć go bowiem w sytuacjach, w których jego podstawowym zadaniem jest rozciąganie pola i o dziwo robi to skutecznie. Fenomenalne ręce, warunki fizyczne i doświadczenie. Wszystko to jednak blaknie kiedy można zobaczyć bloki w jego wykonaniu. Nie oszukujmy się, w sytuacji kiedy linia ofensywna jest tak podziurawiona kontuzjami (a nawet wcześniej nie była zbyt dobra), taki zawodnik naprawdę robi różnicę. Dodatkowo doświadczony TE w starciu z taką obroną to ogromna zaleta. Strefa pozostawia nierzadko luki w środku pola, koncentrując się na skrzydłowych. Przy odpowiednim wyczuciu i zgraniu w czasie z QB, takie niekryte obszary mogą być skutecznie wykorzystane przez tak duży cel. To właśnie podania środkiem pola pozwoliły Pittsburghowi w zeszłym roku pokonać defensywę Capersa.
Packers rzecz jasna nie ustępują Steelers w żadnym aspekcie. Wprost przeciwnie, styl gry, duża rotacja i młodość czynią obie te formacje równie interesującymi. Nie miejcie mi przy tym za złe, że większą część poświęciłem w tym wypadku Pittsburghowi. Osobiście nieco przejadły mi się te wszystkie zachwyty nad ofensywą Packers i to jak zawodnicy z Pensylwanii zostają spychani na dalszy plan z uwagi na fenomenalną defensywę. Jedno jest pewne - absolutnie nikt nie ma w tym wymiarze znaczącej przewagi. Oczywiście problemy linii ofensywnej Steelers i brak Maurkice Pounceya to poważne argumenty, no ale ten zespół chyba już pokazał, że naprawdę potrafi grać, ba, wygrywać, bez odpowiedniego wsparcia z pierwszej linii. Jeśli drugoroczniak Doug Legursky będzie w stanie ograniczyć błędy, naprawdę nie widzę większego problemu.
Teraz kiedy już przebrnąłem przez te „nudne” formacje ofensywne, pora przejść do tego co liczy się najbardziej. Do special teams ...
Ok, dość głupich żartów. ;)
Oczywiście mam tu na myśli defensywę. Zanim jednak zacznę głębszą analizę kilka podstawowych faktów.
Dick LeBeau i Dom Capers to twórcy systemu ogólnie zwanego zone-blitz. Dodatkowo obecny koordynator z Packers wcześniej pełnił tą rolę w Steelers. Jakby tego było mało Kevin Greene (trener OLB) i Darren Perry (trener secondary - S) to nie tylko byli zawodnicy Pittsburgha, Perry dodatkowo trenował tam grupę DB. Jeśli teraz spojrzycie do pierwszej części tekstu i zdacie sobie sprawę, że mowa tu o dwóch zbliżonych ofensywach, to naprawdę jestem ciekaw co musicie myśleć o tych obronach.
Przed tym jak pokażę co dokładnie mam na myśli poprzez „dokładnie takie same”, wrócę na moment do samego systemu zone-blitz. Generalnie jego założenie to zmylenie przeciwnika, maskowanie stref i zagrywek typu blitz. Brzmi całkiem prosto, na boisku to natomiast jeden wielki uporządkowany chaos. Do poprawnego funkcjonowania wymagani są dodatkowo mniej specjalistyczni gracze. Mam przez to na myśli, że w tej koncepcji zanika pojęcie TYPOWEGO DB lub LB. Wymiana obowiązków między graczami odpowiedzialnymi za krycie i pass rush to podstawowa kwestia. Właśnie dlatego w secondary musi pojawić się przynajmniej kilku zawodników zdolnych skutecznie atakować QB lub biegaczy za linią wznowienia. W zespole Steelers to zdecydowanie Troy Polamalu i Ryan Clark, których skutecznie wspiera również Ike Tylor (wymuszenie fumble Sancheza, po którym zdobyto przyłożenia w meczu z Jets). Packers w tego typu sytuacjach wykorzystują również swojego safety - Nicka Collinsa oraz fenomenalnego Charlesa Woodsona. Często presję na QB wywiera również potwornie szybki Sam Shields (po takiej akcji Raji przechwycił piłkę i zdobył przyłożenie). Z drugiej strony istotni są również LB o warunkach fizycznych pozwalających im bez kompleksów grać również w otwartym polu. Myślę jednak, że absolutnie nie trzeba przedstawiać tu nikogo. Poza Jamesem Farriorem, pozostała trójka podstawowych LB Steelers zaliczyła po dwa przechwyty. W Packers ten wynik nie jest wcale dużo gorszy.
Innymi słowy choć faktycznie często rezultatem odpowiednio przeprowadzonych zagrywek jest sack, wcale nie na nim koncentruje się taka gra. To złożone narzędzie, wymagające odpowiedniego przygotowanie i realizacji.
Generalnie jakkolwiek fenomenalne nie byłyby te defensywy (1. i 2. miejsce pod względem ilości oddanych punktów), dwie poprzednie rundy pokazały, że to niekoniecznie będzie świadczyło o niskim wyniku. Pittsburgh w tych play-offach zdobywa średnio 27.5 punktów (przeciwko Ravens i Jets!), Packers równe 30 (Bears i Falcons). Może więc dojść do strzelaniny, ale i tak jestem zdania, że to kluczowe zagranie któregoś z tych fenomenalnych obrońców przypieczętuje wynik. W poprzednim Super Bowl Pittsburgha był to James Harrison, rok temu Tracy Porter przechwytem przypieczętował zwycięstwo Saints. No ale nawet w finałach konferencji to właśnie przyłożenia zdobyte przez defensorów zadecydowały o wyniku końcowym. Poza tym bądźmy szczerzy. W niedzielę zobaczymy na boisku trzech ostatnich defensywnych graczy roku. Wystarczy dodać do tego statystyki, którymi mogą popisać się w tym sezonie LaMarr Woodley, Lawrence Timmons, Clay Matthews czy chociażby Tramon Williams. Naprawdę nie mogę sobie przypomnieć, żeby po obu stronach boiska formacje obronne dysponowały tak wieloma niesamowitymi zawodnikami. Istnieje więc naprawdę spora szansa na to, że przynajmniej jeden z nich znajdzie drogę do end zone.
Poniżej krótka analiza obu tych akcji sprzed dwóch tygodni. Bardzo zresztą podobnych i doskonale ilustrujących zasadę funkcjonowania zone-blitz.
Powyżej jak zresztą widać kilka zdjęć z meczu Packers - Bears. Tak jak już wspominałem, ten system to zmylenie przeciwnika i częsta wymiana zadań. Tutaj widać to doskonale. CB (Sam Shields - numer 37 na dole) atakuje QB (akcja potocznie zwana Cat Blitz), podczas gdy DT (B.J. Raji) cofa się. Bardzo istotny jest tu fakt, że tylko wspomniany Raji jest zawodnikiem ustawionym w tzw. three point stance, innymi słowy z jedną dłonią na ziemi. Zgodnie z zasadami, po przybraniu tej pozycji zawodnik nie może poruszać się aż do rozpoczęcia akcji. Oczywiście każdy inny ma taką możliwość. Innymi słowy rozgrywający ma przed sobą jakichś 4-6 obrońców w ciągłym ruchu. Mogą poruszać się poziomo, cofać do krycia, lub w jakikolwiek inny sposób utrudniać QB odczytanie ich zamiarów. Na drugim (środkowym) zdjęciu widać doskonale, że para MLB cofa się, dlatego zadaniem DT jest po prostu zablokowaniem miejsca w środku by ograniczyć podania tylu flat etc. Jak się jednak okazało Raji zdołał przechwycić piłkę i zdobyć przyłożenie. Na ostatnim zdjęciu widać, że spore znaczenie odegrała tu presja na QB. Sam Shields z łatwością dopadłby Caleba Hanie, gdyby ten nie próbował podać.
Tak przy okazji. Sporo słyszy się ostatnimi czasy o tym, że było to zupełnie nowe i niebywale odkrywcze zagranie. Otóż nie - dokładnie identyczny schemat Packers zastosowali w zeszłorocznym meczu przeciwko Steelers. Tam niestety zakończyło się to dla nich znacznie gorzej, głównie dlatego, że RB popisał się doskonałym blokiem na blitzującym CB.
Druga akcja to praktycznie kopia poprzedniego. Jedyną różnicą jest fakt, że blitz wykonuje para CB (Ike Taylor i William Gay). Podobnie jak poprzednio w środku został również oznaczony DT, który jest jedynym zawodnikiem z dłonią na ziemi. Ta akcja pokazuje natomiast, że odpowiednio wywarta presja niekoniecznie opiera się na sile czy biegu na pełnej szybkości. Drugie zdjęcie doskonale to obrazuje. Nawet pomimo faktu, że obaj CB stali dokładnie obok siebie, wyraźnie widać odległość, jaka dzieli ich kiedy rozpoczyna się akcja. Powód jest prosty, głównym zadaniem pierwszego jest zajęcie blokującego go RB (Tomlinson) i stworzenie luki dla swojego kolegi, który jak widać ma prostą drogę do Marka Sancheza.
Warto szczególnie przyjrzeć się sytuacji zaistniałej na trzecim zdjęciu. To co od razu rzuca się w oczy, to absolutna dezorientacja linii ofensywnej. Poza RB i RT nikt faktycznie nie pilnuje rozgrywającego. Wyraźnie widać, że czwórka zawodników OL skupia swoją uwagę na zaledwie dwóch obrońcach Pittsburgha i nie mają absolutnie żadnego pojęcia co dzieje się za ich plecami. Właśnie tak mylące potrafią być firmowe zagrywki systemu zone-blitz.
Istotny jest też fakt, że z przodu pozostało zaledwie pięciu zawodników, a to pozostawia dodatkowych sześciu do krycia dokładnie czwórki skrzydłowych. Efektywny blitz nie zmusza więc secondary do stosowania krycia indywidualnego i jego ewentualne niepowodzenie wcale nie stawia ofensywy w tak dogodnej sytuacji.
Decydujące sytuacje:
Nie żadne pojedynki, czy tym podobne oczywiste oczywistości. Tracić czas na pisanie o tym, że James Harrison, LaMarr Woodley i Clay Matthews będą gromili OT to zdecydowanie nie zajęcie dla mnie. To starcie systemów i całych drużyn, więc spójrzmy na całą sprawę z nieco szerszej perspektywy.
Screen Game
Walczyć z tak fenomenalnym pass rushem można na dwa sposoby, po pierwsze umiejętnie kontrując grą dołem, lub właśnie poprzez zagrywki typu screen. Szczególnie warto zwrócić tu uwagę na ofensywę Steelers. Ben Roethlisberger w trakcie sezonu regularnego aż 75 razy zagrywał do obrońców znajdujących się przed linią wznowienia. Do celu doszły dokładnie 58, które następnie przełożyły się na 419 jardów. To jednak tylko jeden z pozytywów. Drugi jest znacznie bardziej istotny jeśli weźmie się pod uwagę prędkość skrzydłowych Pittsburgha. Odpowiednie stosowanie takich podań zmusza CB do ustawienia się blisko rywala, innymi słowy utraty 5-10 jardów przed WR, co nierzadko jest decydujące w starciu z tak mobilnymi zawodnikami.
Pozostałe opcje w ataku górą
Steelers mają spore problemy z kryciem trzeciego i czwartego WR przeciwnika. O ile są kolejno czwarci i trzeci w powstrzymywaniu pierwszego i drugiego skrzydłowego, o tyle pozostałe opcje w ataku górą były w stanie ograniczyć ich jednie do 18. miejsca w lidze. To niezwykle istotna kwestia jeśli weźmie się pod uwagę to jak głęboka jest rotacja Green Bay Packers.
Dalekie podania
Statystyki macie nieco wyżej, obie te ofensywy lubią długie podania. Defensywy nie będą miały więc prostego zadania próbując powstrzymać tych piekielnie szybkich skrzydłowych. Z jednej strony Packers posiadają w swoim składzie chociażby Sama Shieldsa i Tramona Williamsa, którzy doskonale radzą sobie w polu. Shields to były skrzydłowy i zdecydowanie widać to w jego grze, ręce, kontrola ciała czy niemal idealne wychodzenie do piłki. Wielu CB nie posiada takiego pakietu umiejętności, zwłaszcza w połączeniu z taką prędkością. Zresztą rzućcie okiem na zdjęcie, jeśli sam tekst to za mało. Warto jednak pamiętać, że młodzi skrzydłowi Steelers radzili sobie już z szybkimi obrońcami. Jets i Ravens również nie mogą narzekać na brak prędkości w swoich secondary, więc powinno pojawić się tu sporo indywidualnych pojedynków, które mogą być decydujące dla wyniku całego meczu.
Pittsburgh to trochę inna historia. Tu rzecz jasna wszystko zaczyna się od defensywnego gracza roku. Troy Polamalu w ostatnich analizach, które zdarzyło mi się przeczytać lub obejrzeć, jest jednak mylnie traktowany jako przede wszystkim run stopper. Prawda jest, że ten safety zawsze podąża za piłką, rozpoczynając akcję z cofniętej pozycji ma jednak taką samą możliwość cofnięcia się do podania, jak i reagowania w przypadku akcji RB. Daleko od linii wznowienia radzi sobie jednak równie dobrze, przechwyty w meczach z Titans, Bengals czy Raiders to doskonałe dowody, zresztą w poprzednim sezonie również popisał się fenomenalnym przejęciem zaledwie jedną ręką w pierwszym meczu.
Prawdopodobnie pisałem to już zbyt wiele razy, ale naprawdę trzeba to powtarzać. Czeka nas jedno z najbardziej wyrównanych starć w historii Super Bowl. Bez wyraźnego faworyta, bez rzeczywistego „underdoga”, któremu mogą kibicować niezdecydowani fani. Zamiast tego młodość, podobne systemy, równie bogata historia i fenomenalne sztaby szkoleniowe. Zapowiada się najbardziej efektowna partia szachów, w której niebywale skomplikowane i zaskakujące zagrywki będą nieustannie przeplatały się z zapierającymi dech w piersiach indywidualnymi popisami. Wszystko to natomiast niezależnie od tego kto będzie atakował, kto bronił i czy będzie to pierwsza czy długa trzecia próba.
Piotr Kuśnierzowski
piokus@nfl24.pl