Dennis Dixon w meczu z Atlanta Falcons zrobił to, co do niego należało: nie przegrał spotkania. O to, żeby wygrali je Steelers zadbali już inni.
Dobrze, że Mike Tomlin postawił właśnie na 25-latka. Dixon prezentował się świetnie w preseasonie i dawał ofensywie dodatkowe możliwości dzięki swojej mobilności. Problem z nim był tylko jeden: brak doświadczenia w NFL. Jeden mecz od początku, jedna porażka. Na to sztab Steelers też znalazł sposób. Po pierwsze nikt nie przekonywał rozgrywającego z przeszłością w Oregon College, że musi ten mecz wygrać, Dixon miał go tylko nie przegrać.
O to, żeby łatwiej mógł osiągnąć to pierwsze zadbał już na początku koordynator ofensywy drużyny z Heinz Field, Bruce Arians. Kilka pierwszych prób było celowo udziwnionych, żeby - po zmyleniu obrony - Dixon mógł rzucić kilka celnych, nietrudnych podań. To się udało, a zastępca Bena Roethlisbergera zaczął też czuć się komfortowo osłaniany przez swoich liniowych. Dzięki od początku dobrym biegom Mendenhalla, wykończeniom Redmana i obecności Hinesa Warda, pierwsze posiadanie piłki Dixona mogło zakończyć się field-goalem z 52 jardów.
Na zakończenie tamtej serii, dzięki dobrej grze defensywy Falcons, Dixon był zmuszony próbować nieudanego biegu w trzeciej próbie. Szybkość jest jego sporą zaletą, ale to nie był najlepszy moment, żeby próbować ją wykorzystać. W kolejnej trzeciej próbie, gdy do przejście pozostawały 4 jardy, quarterback Steelers zdecydował się na rzut, ale zbyt niski. W kolejnej próbie zrobił coś podobnego, co komentatorzy Fox Sports tłumaczyli próbą bycia "zbyt dokładnym/doskonałym". Na szczęście obrona, nie tracąc punktów, znów pomogła mu szybko wrócić na boisko.
Dixon niedługo później zaliczył swoją najlepszą dotąd serię, z wyróżniającym się, 20 jardowym podaniem do Warda. Chwilę później jednak, już na połowie Falcons quarterback rzucił swoje najgorsze podanie dnia, wprost w ręce rywala, w sytuacji, którego wystarczyło go przerzucić i posłać piłkę do stojącego za nim, niekrytego Millera. Pierwszym, który pokazywał Dixonowi "wyrzuć to z głowy, zapomnij o tym" był Ward. Quarterback posłuchał jego rady już na początku drugiej połowy.
Falcons właśnie objęli prowadzenie więc Dixon mógł czuć presję. Najpierw oddał piłkę do Mendenhalla, ale już w drugiej próbie posłał ją 52 jardy dalej do Wallace - piękna akcja i potwierdzenie, że Dixon najlepiej rzuca długie podania. Rzeczywiście nie brakuje mu siły w ręce. Wallace z kolei pokazał czemu rok temu był numerem 1 w klasyfikacji jardów zdobytych w jednej akcji. W tej samej serii, która - wydawało się - zapowiada touchdown, już kilka chwil później, 20 jardów kary cofnęło Steelers poza obszar, z którego warto próbować choćby field-goal'a. Tutaj Dixon znów wziął całą odpowiedzialność na siebie: już prawie dosięgnięty przez obrońców rywali, uciekł do boku i prawie wypadając z boiska rzucił do wracającego Warda. Do pierwszej próby zabrakło może 2 jardów, ale heroiczna akcja młodego rozgrywającego pomogła wyrównać losy spotkania drugim trafieniem Jeffa Reeda.
Dixon próbował też później sam zdobyć brakujące 3 jardy akcją biegową, ale nieudanie. Widać jednak było, że jego pewność siebie rosła. Na początku czwartej kwarty na jej fali posłał dwie piłki z rzędu do Hinesa Warda, na w sumie 48 jardów zysku! Jego najbardziej doświadczony skrzydłowy przekonywał zresztą w tygodniu przed tym meczem "to my musimy zrobić coś, żeby pomóc temu chłopakowi" i potwierdzał to akrobatycznymi akcjami w tym spotkaniu. Dixon pomógł mu zaliczyć w tym meczu 6 recepcji na 108 jardów.
Kiedy Troy Polamalu pokazał wszystkim w NFL, że Steelers naprawdę za nim tęsknili (przechwyt podania Matt'a Ryan'a), Dixon mógł zakończyć swój występ zwycięskim drivem z 30 jarda rywali. Niestety to mu się nie udało. Dwa razy padł ofiarom sacków obrońców - raczej z winy swoich liniowych, koordynatora ofensywy, który w złym momencie próbował zagrać akcję podaniową i dobrego krycia. Steelers kopali więc po tych dwóch akcjach z 40 jardów, ale Jeff Reed minimalnie nie trafił.
Na szczęście dla Dixona, w najważniejszym momencie zadziałało to, co miało zadziałać jeśli on zawiedzie. Po pierwsze, obrona Steelers znów zatrzymała rywali: najpierw przed dogrywką, a później na jej rozpoczęcie. W związku z tym, że Falcons musieli puntować praktycznie z linii swojego pola punktowego Steelers mieli dobrą pozycję wyjściową. Po drugie, biegi: Dixon mógł tylko oddać piłkę Mendenhallowi i patrzeć jak jego pierwsze zwycięstwo w roli "startera" staje się faktem. Notując 18/26 na 236 jardów nie doprowadził do tego co prawda w pojedynkę, ale też nie pogrążył swojego zespołu. Zaliczył pierwszy z czterech testów bez Roethlisbergera. Jeśli koledzy nie przestaną mu pomagać, z kolejnymi trzema też nie powinien mieć problemów.