"Historia Kopciuszka" piszą o ostatnim sezonie Devils Wrocław w najnowszym 'Sportowym Expressie'. I dobrze, że piszą w ogóle, ale czemu ani słowem nie wspominają o amerykańskich posiłkach nowych Mistrzów PLFA I?
W skrócie: tekst opowiada o tym, jak Devils, po fatalnym 2009 roku i barażach o utrzymanie w lidze, rok później, dzięki ciężkiej pracy (w tym, z trenerem Kennethem Poolem - jego nazwisko na szczęście pada), wytrwałości i wierze, wznieśli w końcu do góry puchar dla najlepszej drużyny w Polsce. Jak do tego doszli? O momencie wielkiej przemiany, czasie przed początkiem PLFA 2010, dowiadujemy się tylko, że Diabły musiały poradzić sobie z odejściem trzech kluczowych graczy i kontuzjami kolejnych dwóch. Autor przeoczył fakt, że dziury załatano wtedy czterema graczami zza Oceanu.
Później, gdy przechodzi do tego jak Aniołki Tarczyńskiego "zdominowały rozgrywki", autor również pisze tylko o tym, że "miały pod górkę", bo z powodu choroby do Stanów wrócił trener Poole. Nie neguję ani tego, że zdominowały, ani tego, że choroba trenera była ciosem i utrudnieniem, ale nie zapominam o tych, którzy w Polsce zostali. W kadrze Devils był przecież ciągle Daniel Delahoussaye, który w 7 meczach sezonu zasadniczego zdobył w różny sposób ponad 1000 jardów (nie wspominając o touchdownie po 90 jardowym biegu w finale). Obrońcy często kryli go podwójnie więc Krzysztof Wydrowski mógł obdzielać podaniami innych skrzydłowych: Grzegorz Mazur, Patrycjusz Pałac i Dawid Tarczyński tak świetny sezon w jakimś stopniu zawdzięczają też temu. A skoro o ofensywie mowa: o bezpieczeństwo quarterbacka dbał przecież liniowy Aaron Brown, weteran rozgrywający już... 18 sezon w karierze. Po drugiej stronie piłki błyszczał natomiast Mott Gaymon, który wyrósł na lidera diabelskiej defensywy, dodawał jej pewności i był prawdopodobnie najlepszym safety w całej lidze. Na pozycji corner-backa wspomagał go Charles Osgood, gracz z czołowki PLFA pod względem ilości przeciętych podań, a do tego, gdy było trzeba, niezły running-back.
Oczywistośći? Owszem, też wolałbym nie tracić znaków na ich wynotowywanie. Skoro jednak inni tłumaczą "jak diabły przeszły typowo amerykańską drogę od zera do bohatera", zapominając o Amerykanach, wypada interweniować. Nie mam też zamiaru popadać ze skrajności w skrajność: uważam, że w zespole Diabłów w tym sezonie doskonale, naprawdę doskonale zaprezentowało się wielu synów Tej ziemi i kilku ich czeskich sąsiadów (rozgrywający, wszyscy receiverzy, Krzysztof Wis, Łukasz Kamiński, Walter Harazim, Adam Synacek...). Odgrywali kluczowe role, ale przecież - najkrócej mówiąc - nie wszystkie. To jakby... fakt. Podobnie jak m.in. to, że pół roku z nowymi nabytkami jest też przecież czasem uczenia się od nich (choćby, poważnego, religijnego podejścia Motta Gaymona do spotkań), na czym Diabły też zapewne zyskały wiele.
Podsumowując więc, tak jak pisałem we wstępie, cieszę się, że o futbolu się pisze. Szczególnie jeśli jest to tak zgrabnie ułożony (jeśli chodzi o styl) tekst jak ten, o którym tu mowa. Nie chciałbym jednak, żeby przez pominięte tam informacje i zamieszczoną pod nim, pół-stronną reklamę-podziękowanie za Mistrzostwo Devils od Firmy Tarczyński, czytelnik musiał zastanawiać się, czy ten tekst nie jest sponsorowany. Żeby rozwiać wątpliwości wystarczyło zresztą zacytować trenera któregoś z zespołów, które Diabły gromiły w drodze do finału: ci szkoleniowcy pamiętają, że po boisku biegali też Amerykanie, oj dobrze to pamiętają.
Najważniejsze wydaje mi się to, że nie ma sensu uciekać od tego tematu, bo niedługo o poza-europejską część kadr obu wrocławskich klubów (The Crew również miało w swoim składzie Amerykanów) i tak rozpocznie się wojna na zmienianie przepisów. Posypią się oskarżenia o to, kto zaczął i kto nie miał przez to żadnego wyboru. Ci spoza Wrocławia będą (znów) pytać, czy to jeszcze ma sens, czy tędy droga i dokąd zmierza liga... Słowem, przyjemnie nie będzie. Pisanie więc tak, jakby amerykański sen polegał na tym, że po osiągnięciu sukcesu zapomina się, kto się do niego przysłużył, nie wydaje się dobrym pomysłem, Sportowy Expressie*. Nie chcecie chyba trafić za to do piekła...?
*Sportowy Express Wrocławia - darmowy tygodnik rozdawany na ulicach Wrocławia, nakład 10 tysięcy.