Tylko do czego tak naprawdę zmierzam?
Istnieje drugie dno, którego my niestety nie jesteśmy w stanie dostrzec. Tam w Stanach NFL to nie tylko mecze przedsezonowe, sezonowe i posezonowe, to wszystkie tradycje, do których należą również te związane z obozami przygotowawczymi.
Z tego co sobie przeliczyłem trzynaście zespołów przygotowuje się do walki o Super Bowl na obiektach akademickich. No więc liczymy. Jeśli faktycznie pojawi się tych osiemnaście meczy to nie będzie można tak po prostu uciąć i „podmienić” połowy spotkań przedsezonowych z uwagi na Labor Day (pierwszy poniedziałek września). NFL celowo rozpoczyna sezon po nim i nie sądzę, żeby chciało zmieniać to rozpoczynając rozgrywki zasadnicze wcześniej. Innymi słowy w nowej formule na preseason przypadłyby weekendy w okolicach 28. sierpnia i 3. września.
Nadal nic nie świta?
Zespoły stawiają się na obozy treningowe na dwa tygodnie przed pierwszym meczem przedsezonowym. Mówimy tu więc o połowie sierpnia. Właśnie wtedy większość obiektów akademickich jest zamykana i przygotowywana na rozpoczęcie nowego roku. Nie sądzę, żeby drużyny podejmowały się tak logistycznie trudnej operacji dla tych 10-12 dni treningu. Co prawda istnieją kluby, które mają w tym przypadku bogate tradycje i takie z pewnością zacisną zęby by je podtrzymać. No ale co z resztą?

Takie obozy to niesamowita okazja dla ludzi by zdobyć autografy graczy, złapać piłkę rzuconą przez Peytona Manninga, uciąć sobie pogawędkę z Rayem Lewisem i zrobić masę innych rzeczy. To sport numer jeden w Stanach Zjednoczonych właśnie z uwagi na fakt, że jest tak otwarty i bliski ludziom. Jeśli zmusimy drużyny do trenowania na własnych, przeważnie zamkniętych obiektach, to to wszystko gdzieś zniknie.
I po co to wszystko?
Dla dwóch spotkań, w czasach kiedy i tak coraz mniej osób chodzi na mecze? W dobie telewizji HD ludzie nie czują już takiej potrzeby oglądania rozgrywek na żywo. No a przynajmniej nie z taką częstotliwością. Nowy stadion Jets i Giants do teraz ma problemy z zapełnieniem wszystkich miejsc.
Trochę z innej beczki.

Nigdy nie pomyślałbym jednak, że trafi mi się takie kuriozum jak ubezpieczenie włosów. Gdyby nie fakt, że Tim Tebow zgolił swoje (albo to co z nich zostało), pewnie wszyscy od razu pomyśleliby o nim. No ale skoro ostatnimi czasy wszędzie o tym głośno, pewnie już wiecie, że bohaterem tej historii jest Troy Polamalu. Safety Pittsburgh Steelers posiada chyba najbardziej charakterystyczną fryzurę, która została ubezpieczona na milion dolarów przez Head & Shoulders, którzy wykorzystują wizerunek zawodnika do reklamowania swoich produktów.
Ubezpieczanie części ciała to nie takie znowu wielkie halo. Znany jest przykład Davida Beckhama, którego nogi są zabezpieczone 78 milionami dolarów czy miotacza New York Yankees Joba Chamberlaina, którego ramię posiada własną polisę wartą 5 milionów dolarów.
Wszystko gra, ale nadal mówimy tu o tych częściach ciała, których używa się do gry. Polamalu znany natomiast wszem i wobec z problematycznych kolan ubezpiecza ... włosy?
Być może ludzie nadal bardziej przed opuszczeniem całego sezonu przez jednego z najlepszych graczy w NFL, drżą na wspomnienie tego jak Larry Johnson zatrzymał gracza po jego przechwycie, ciągnąc go właśnie za włosy.
Piotr Kuśnierzowski
Pedro@nfl24.pl