Denver Broncos 35:38 Baltimore Ravens : Kruki zszokowały wszystkich
Mecz pomiędzy Broncos a Ravens od początku zapowiadał się kapitalnie. Nic dziwnego, w końcu drużyna z Denver wkraczała w playoffy z serią jedenastu wygranych z rzędu, podczas gdy zawodnicy z Baltimore imponowali formą, szczególnie w formacjach defensywnych, zarówno w ostatnich meczach sezonu regularnego, jak i podczas pojedynku z Indianapolis Colts tydzień wcześniej. Faworytem pozostawali jednak gospodarze, dowodzeni przez fenomenalnego Peytona Manninga, który rozgrywał jeden z najlepszych w karierze sezonów. Przewaga w każdej formacji, na każdej pozycji, jak i specyficzne warunki, panujące na położonym bardzo wysoko Mile High Stadium w Denver przemawiały zdecydowanie za Broncos. Bardzo niska temperatura, sięgająca nawet -13 stopni Celsjusza, która zmusiła nawet Manninga do noszenia rękawiczek na obu dłoniach, miała spowodować mecz z małą ilością punktów. Przebieg spotkania zaskoczył jednak każdego, rozgrzewając zmarzniętych widzów na stadionie do czerwoności.
Zaczęło się od wielkiego wystrzału, bo pierwsze przyłożenie zostało zdobyte bardzo szybko – Trindon Holliday wykonał 90-jardowy bieg powrotny po puncie kończącym pierwszą ofensywną serię Ravens w meczu. Ravens odpowiedzieli bardzo szybko, choć ze sporą pomocą sędziów i Champa Baileya – cornerbacka Broncos. Zaczynając swój drive na 6 jardzie własnej połowy, najpierw zyskali ponad 20 jardów dzięki pass interference wspomnianego CB, by już chwilę potem ten sam defensor zgubił w kryciu Torrey’a Smitha, który złapał kapitalne, 59-jardowe podanie od Joe’a Flacco i dobiegł z piłką do strefy końcowej. Zaraz potem kruki uderzyły znowu. Podanie Peytona Manninga zostało podbite przez jednego z defensorów, a potem przechwycone Corey’a Grahama . Ten, praktycznie nieatakowany dobiegł z piłką do strefy końcowej, dając gościom pierwsze prowadzenie w spotkaniu. Manning pokazał jednak swoją wielką klasę, szybko otrząsnął się po swoim błędzie i poprowadził kapitalną serię ofensywną, która zakończyła się przyłożeniem. Świetnym, 15-jardowym podaniem został na koniec obsłużony Brandon Stokley, ledwo mieszcząc się w strefie końcowej. Już w drugiej kwarcie Broncos po raz kolejny wyszli na prowadzeni – tym razem serię ofensywną swojej ekipy wykończył Knowshon Moreno, łapiąc 14-jardowe podanie w end zone rywali. Gdyw wydawało się, że na przerwę zejdziemy z prowadzeniem gospodarzy, Ravens pokazali, iż zawsze walczą do końca. Torrey Smith złapał kolejne, kapitalne, 32-jardowe podanie od Flacco, wyrównując na zaledwie 35 sekund przed przerwą. Kolejny raz krycie zawalił Champ Bailey i reszta secondary Broncos.
Druga połowa rozpoczęła się tak, jak pierwsza – od wielkiego uderzenia gospodarzy, a konkretniej Hollidaya, który tym razem wykonał świetny return po kickoffie, biegnąc ponad 104 jardy i zdobywając przyłożenie. Pobił przy okazji dwa rekordy – ustanowił najdłuższy kickoff return w historii playoffów, a także został pierwszy zawodnikiem, który potrafił wykonać biegi powrotne na przyłożenie zarówno po kickoffie jak i puncie w jednym meczy w playoffach. 3 kwarta przez dłuższy czas pokazywała bezradność Kruków w ofensywie, natomiast w defensywie obie drużyny działały dużo sprawniej. Gdy wydawało się jednak, że to ekipa z Denver jest na fali, Peyton Manning stracił piłkę poprzez fumble, ta została zgarnięta przez Ravens, dając im kapitalną pozycję do rozpoczęcia serii ofensywnej – na 37 jardzie rywali. Okazja została zamieniona na punkty, dzięki świetnej postawie Ray’a Rice’a – najpierw dobiegł aż na 5 jard rywali, wykonując prawie 30-jardowy rush, a potem wprowadził piłkę do strefy końcowej, wyrównując stan spotkania.
Wydawało się, że dzięki ostatnim wydarzeniom to Baltimore stoją w lepszej pozycji. Jednak następne punkty zdobyli gospodarze – kolejny świetny drive został zakończony idealnym podanie i jeszcze lepszy biegiem – Demaryius Thomas zdobył 17 jardów i przyłożenie, na zaledwie 7 minut przed końcem gry. Ravens musieli stanąć na szczycie swych umiejętności, by zachować swoje szanse w walce o dalsze playoffy. Dotarli do blisko 30 jarda rywali – jednak mimo wielkich starań nie potrafili zdobyć kolejnej pierwszej próby ani przy 3, ani przy 4 próbie poprzedniej serii. Tym samym stracili piłkę na rzecz Denver i już tylko mądry clock management i dobra defensywa mogła ich uratować. Broncos nie zdołali jednak utrzymać piłki i „spalić” zegara do końca, oddali więc piłkę Krukom z nieco ponad minutą do końca. Goście nie mieli jednak dostępnych timeout’ów. W tym momencie po raz kolejny w negatywny sposób pokazała się secondary gospodarzy. 70-jardowe podanie od Flacco do Jonesa przeleciało przez całe boisko w bardzo długim czasie, a mimo to przelobowało nie tylko cornerbacka, ale także safety i trafiło w ręce adresata. Remis na 30 sekund przed końcem zapowiedział emocje w dogrywce. W niej długo nie mogło dojść do rozstrzygnięcia, aż w końcu katastrofalny w skutkach błąd popełnił Peyton Manning. Zagrożony sackiem rzucił piłkę po przekątnej ciała, a ta trafiła prosto w ręce obrońcy Ravens, na 40 jardzie gospodarzy. Potem dał o sobie znać Ray Rice, który dał radę ustawić niezłą pozycję na field goala w wykonaniu Justina Tuckera. Ten nie pomylił się i wprowadził Ravens do kolejnej rundy playoffów.
Wielka niespodzianka, wielkie zaskoczenie, ale trzeba przyznać, że Ravens za swoją waleczną postawę zasłużyli na awans. Ray Lewis bryluje w obronie i tym samym przedłuża także swoją karierę o kolejne spotkania – tak długo, jak jego ekipa pozostanie w grze. Sam mecz był niesamowicie pasjonujący, żadna drużyna nie prowadziła większą ilością punktów niż siedem, a prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Pełno decyzji sędziowskich na skraju, zagrań na milimetry, a jedyną rysą są niepotrzebne flagi i kary, a także w niektórych momentach niezdecydowanie arbitrów.
Kluczowymi architektami sukcesu byli bez wątpienia Joe Flacco (18/34, 331 jardów, 3 TD), a także Ray Rice, który wybiegał 131 jardów i zdobył przyłożenie. Fantastycznymi umiejętnościami łapania piłki popisali się kilka razy Anquan Boldin i Torrey Smith. Wielką pracę w drużynie Broncos wykonywał Ronnie Hillman, który musiał biegać sporo w drugiej połowie, z powodu kontuzji Moreno. Zaliczył tym samym 83 jardy. Manning zdobył co prawda 290 jardów i 3 przyłożenia, ale wielką rysą na jego grze są dwa przechwyty, dzięki którym Ravens zdobyli razem 10 punktów – dających zwycięstwo. Na wyróżnienie zasługują ofensywny liniowi z obu stron – wykonali kapitalną robotę w blokowaniu dostępu do swoich rozgrywających, dzięki czemu ci mieli czasami niesamowicie dużo czasu na decyzję, a presja była rzadko wywierana. Co więcej w całym meczu obejrzeliśmy raptem 2 sacki. Najszczęśliwszy musiał być jednak Justin Tucker, który ma kapitalny sezon jako rookie – a co więcej potrafił przełamać widmo Billy’ego Cundiffa. Rok temu ten zawodnik wyeliminował swój zespół, pudłując field goala w meczu przeciwko New England Patriots.
„Zawsze czuję się dobrze, gdy wychodzę na boisko – mówił młody kopacz po meczu. – Niewielu ludzi potrafi tak do tego podejść. A to naprawdę kawał dobrej zabawy.”
Peyton Manning natomiast nie ukrywał rozczarowania wynkiem meczu:
„Zrobiliśmy wiele świetnych rzeczy w tym sezonie. Ale teraz ciężko jest myśleć o czymkolwiek innym, niż o tej porażce.”
„Ta porażka to moja wina – mówił zapłakany Rahim Moore, safety Broncos, który minął się z piłką w ostatniej akcji czasu regularnego. – Czułem się już za bardzo zadowolony. To było żenująco, całkowicie po mojej stronie. Za każdym innym razem, obroniłbym takie podanie.”
„W takim momencie meczu, bez time outów, z małą ilością czasu musisz po prostu podjąć ryzyko – powiedział szczęśliwy autor zwycięskiego podania Joe Flacco. – I tym razem – udało się.”
Powszechnie krytykowany po meczu Champ Bailey nie uważa jednak, by naprawdę zawalił mecz do końca:
„Pierwsze podanie było moją winą – zwyczajnie go zgubiłem. Przy drugim – zrobiłem co mogłem, ale on po prostu był lepszy i wykonał kapitalne zagranie. Dlatego właśnie gra w tej lidze.”
Ravens zmierzą się w kolejnym spotkaniu już o awans do Super Bowl. Rywal z pewnością wymagający, a zmęczenie będzie odgrywać znaczącą rolę. Ale po takim spotkaniu i takiej walecznej postawie jaką zaprezentowali w Denver, nie ma chyba kibica, który postawiłby ich na z góry przegranej pozycji.
San Francisco 49ers 45:31 Green Bay Packers : Pokaz dojrzałości drugoroczniaka
Pierwsze wielkie wyzwanie w karierze Colina Kaepernicka – tak przede wszystkim określano to spotkanie. Był to zresztą rewanż, za tegoroczne spotkanie w sezonie regularnymy, gdy 49ers, dowodzeni wówczas jeszcze przez Alexa Smitha, pokonali Packers. Faworytem zdaniem bukmacherów byli gospodarze, większość kibiców uważała jednak, że to ekipa z Wisconsin ma większe szanse na awans do kolejnej rundy. Spotkanie zapowiadało się na bardzo wyrównane, a eksperci wskazywali przede wszystkim na fakt, że Kaepernickowi nie będzie tak łatwo wykorzystywać swoją drugą największą broń, a więc bieg, przeciwko tak mocnej defensywie, jaką posiadają przyjezdni. Z drugiej strony obrona 49ers, szczególnie na Candlestick Park należy do najlepszych w lidze, spodziewano się więc małej ilości punktów i wygranej którejś z ekip nieznaczną różnicą.
Kaepernick rozpoczął nerwowo – w pierwszy seriach widać było pewną tremę i presję, jaką na sobie czuje. Efekt? Przechwycone podanie w wykonaniu Sama Shieldsa, a potem 52 jardowy bieg po przyłożenie. Okazało się jednak, że ten błąd wpłynął na młodego rozgrywającego 49ers jeszcze bardziej motywująco. Od tej pory grał bardzo dojrzale, inteligentnie, dobierał odpowiednie zagrania. Jeżeli nawet popełniał błędy, to nieznaczne i prawie niezauważalne. Już kolejna seria przyniosła mu zresztą świetne przyłożenie, a z piłką w strefie końcowej zameldował się sam… Kapernick, wykonując 20 jardowy bieg. Odpowiedź Green Bay była natychmiastowa, bo jeszcze w 1 kwarcie DuJuan Harris wbiegł do end zone rywali, wyprowadzając swoją drużynę na prowadzenie. Kolejna część spotkania należała już jednak prawie w całości do gospodarzy. Dwukrotnie w strefie końcowej znalazł się Michael Crabtree, łapiąc odpowiednio 12 i 20 jardowe podania. Odpowiedzią Rodgersa było świetne, 20 jardowe podanie do Jamesa Jonesa i touchdown, ale jeszcze przed przerwą zawodnicy z San Francisco dołożyli field goala, który, mimo stosunkowo bliskiej, 36 jardowej odległości, po słabym sezonie regularnym, był prawdziwym wyzwaniem dla Davida Akersa.
Wynik 24:21 do przerwy nie odzwierciedlał chyba jednak w całości tego, co działo się na boisku. 49ers wyglądali dużo lepiej zarówno w obronie, jak i w ataku. Mimo to pierwsi w trzeciej kwarcie zapunktowali Packers. Kolejny, dotychczas świetny kopacz, z wieloma problemami w tym sezonie – Mason Crosby, trafił z 31 jardów, dzięki czemu trener McCarthy odetchnął z ulgą. Od tego momentu ofensywa gości praktycznie przestała istnieć – za to Kaepernick dał prawdziwy popis. Jego 56 jardowy bieg i przyłożenie z pewnością pokazuje nie tylko jego fantastyczne przygotowanie fizyczne, ale także bardzo inteligentny wybór zagrań na line of scrimmage. Jeszcze w 4 kwarcie poprowadził kolejne dwa drive’y, zakończone zdobyciem kolejnych czternastu punktów – tym razem po 2 jardowych biegach w strefie końcowej zameldowali się Frank Gore i Anthony Dixon. Jeszcze na koniec spotkania zawodnicy z Green Bay zdołali dołożyć kolejne 7 punktów po 3 jardowym podaniu do Grega Jenningsa, ale był to już jedynie łabędzi śpiew gości.
Bohaterem spotkania bezsprzecznie ogłoszono Colina Kaepernicka i trudno się z takimi opiniami nie zgodzić. Od momentu niefortunnego przechwytu grał bardzo dojrzale i rozważnie, zresztą nawet statystyki przemawiają znacząco na jego korzyść. Nie dość, że podał na łącznie 263 jardy (17/31), zdobywając przy tym 2 przyłożenia, to jeszcze wybiegał sam 181 jardów w 18 próbach i kolejne dwa przyłożenia – stając się tym samym także najlepszym rusherem w drużynie. Tuż za nim niezawodny Frank Gore dorzucił 119 jardów i przyłożenie w 23 próbach – bez wątpienia gra po ziemi była jednym z najważniejszych aspektów, dzięki którym gospodarze zdecydowanie zwyciężyli w tym spotkaniu. Z drugiej strony złego meczu nie miał również Aaron Rodgers, rozgrywający Green Bay Packers. 257 jardów (26/39), 2 przyłożenia i jeden przechwyt to całkiem przyzwoity wynik. Niestety dla niego i jego drużyny zabrakło silnej postawy w obronie i przede wszystkim gry biegowej, bo najlepszy w ich szeregach pod tym względem DuJuan Harris zdobył raptem 53 jardy w 11 próbach. Jak słusznie zauważyli eksperci – by pokonać taką defensywę jak 49ers potrzeba dużo więcej wykorzystywać różnych broni w ataku – a nie jedynie skupiać się na podaniach, nieważne, jak wielka gwiazda jest rozgrywającym.
Packers drugi rok z rzędu przegrywają w playoffach w Divisional Round, co kończy ich nadzieje na odzyskanie Vince Lombardy Trophy. Po przeciętnym początku sezonu i przebudzeniu się w późniejszej części oczekiwania w Wisconsin z pewnością rosły. Tymczasem stosunkowo szybko, bo już w drugim meczu playoffów nadzieje na powtórzenie sukcesu sprzed dwóch lat prysły.
„Oddaliśmy im za darmo 14 punktów po stratach, chociaż nasza defensywa grała dobrze – mówił po meczu Rodgers. – I wtedy w drugiej połowie coś pękło, nie potrafiliśmy się zorganizować. Wiedzieliśmy, że musimy zdobyć około 38 punktów lub więcej, ale to nam się po prostu nie udało.”
„Wykonywanie zagrań w read option zadziałało u 49ers kapitalnie, ale to nie był nasz największy problem – stwierdził po meczu Mike McCarthy, head coach Green Bay Packers. – Nie zrobiliśmy dostatecznie dużo, by utrzymać go w „pocket” i tym samym ograniczyć możliwości działania. Bardzo często wydostawał się z niego i zdobywał znaczne ilości jardów w kluczowych momentach.”
„Nie wiedziałem, że on [Colin Kaepernick] jest tak szybki – przyznał po meczu defensive back Packers Charles Woodson. – Przed meczem nie przywiązywałem do tego aż tak wielkiej wagi i to się zemściło – on jest niesamowicie szybki.”
Zupełnie inne nastroje panują w zwycięskim obozie ekipy z Kalifornii. Kolejny już sezon awansują do finałów konferencji, tym razem licząc już na awans do meczu o Super Bowl. Kibice dawali temu wyraz w czasie meczu, machając flagami z napisem „Quest Six”, nawiązując do możliwości zdobycia po raz 6 najważniejszego trofeum w futbolu. Pokonanie Atlanta Falcons z pewnością nie będzie należało do najłatwiejszych, Sokoły pokazały jednak, że mają znaczne problemy z koncentracją, a i ich defensywa nie funkcjonuje najlepiej w niektórych momentach. Czy Colin Kaepernick zagra kolejny świetny mecz? Póki co jest zadowolony ze swojego minionego występu:
„To świetne uczucie – stwierdził. – Jesteśmy o krok bliżej od naszego celu. Czuję, że mam sporo do udowodnienia, bo wielu ludzi wątpiło w moje umiejętności dowodzenia drużyną.”
„To niesamowite, jak on potrafi odpowiedzieć na swoje nieudane zagrania. Za każdym razem, gdy popełnia błąd, rzuca przechwyt, traci safety, odpowiada serią ofensywną zdobywając punkty. To bardzo rzadka umiejętność. Jak na razie pokazuje świetną umiejętność do zbierania się w sobie i nie załamywania się w czasie meczu. Jak na tak młodego gracza to bardzo nietypowe. I dlatego czyni go tak wyjątkowym.” - mówił po spotkaniu Jim Harbaugh, trener San Francisco 49ers.
Atlanta Falcons 30:28 Seattle Seahawks : Trzeba walczyć do końca
Jedna z najlepszych ofensyw w NFL kontra czołowa defensywa ligi. To zapowiadało wielkie emocje od początku do końca. Seahawks po świetnym comeback’u i pokonaniu Washington Redskins w Wild Card Round zyskiwali coraz więcej sympatyków i popleczników. Atlanty w tym sezonie musiał obawiać się jednak każdy – bez wątpienia sam bilans 13-3 w wykonaniu Falcons mówił sam za siebie, a mieli przecież jeszcze przewagę własnego boiska. Stąd też to właśnie oni byli określani faworytami tego spotkania, które jednak zapowiadało się na bardzo wyrównane i raczej z małą ilością punktów.
Pierwsza połowa meczu nie zwiastowała w żaden sposób większych emocji i małej różnicy punktowej między drużynami. Ofensywa Seattle praktycznie nie istniała, a defensywa w żaden sposób nie przypominała tej, dzięki której Seahawks nie tylko dostali się do playoffs, ale zyskali rzesze fanów. Dwa field goale i dwa przyłożenia po podaniach Matta Ryana (1 jardowe do Tony’ego Gonzaleza i 47 jardowe do Roddy’ego White’a) zapewniły Sokołom wynik 20:0 do przerwy. Problemem gości było przede wszystkim wykończenie niezłych serii – jedna z nich zakończyła się fumblem w wykonaniu Marshawna Lyncha na 37 jardzie rywali (notabene zaraz po przechwyconym podaniu Matta Ryana), co pozwoliło odzyskać szeroko pojęte „momentum” gospodarzom. Ponadto w końcówce pierwszej połowy świetny drive Seahawks nie przyniósł nawet 3 punktów, a to wszystko z powodu złego operowania pozostałym czasem gry przez ekipę z Seattle. Falcons byli zwyczajnie skuteczniejsi i pewniejsi, dlatego znacznie prowadzili. Być może właśnie to doprowadziło do rozprzężenia szeregów i spowodowało, że to spotkanie stało się jeszcze bardzo ciekawe.
Na samym początku trzeciej kwarty goście przeprowadzili serię, zakończoną 29 jardowym podaniem do Goldena Tate’a, który zdobył pewnie 6 punktów. Falcons nie pozostali dłużni – kolejna wielka zdobycz jardowa i 47 jardowe podanie do White’a – kolejne przyłożenie zdawało się pogrzebać szanse Seahawks na nawiązanie walki. Nic bardziej mylnego. Już w czwartej kwarcie Russel Wilson przeprowadził kolejny drive, samemu meldując się w strefie końcowej. Chwilę potem wielki błąd popełnił Matt Ryan – rzucił bardzo dalekie podanie, bez problemu przechwycone przez secondary drużyny z Seattle. Otworzyło to prostą drogę dla ofensywy przyjezdnych, dzięki czemu zakończyli oni kolejną serię siedmioma punktami – tym razem 3 jardowe podanie w strefie końcowej złapał Zach Miller. Świetna postawa w defensywie doprowadziła Seahawks do odzyskania piłki. Będący na fali goście nie mieli i tym razem wielkich problemów ze znalezieniem strefy końcowej Falcons – obejmując tym samym, po 2 jardowym biegu Marshawna Lyncha, pierwsze prowadzenie w spotkaniu. Jak się okazało, 35 sekund, które zostawili na zegarze meczowym, były ich gwoździem do trumny. Matt Ryan zdołał bowiem doprowadzić w zaledwie trzech podaniach do uzyskania całkiem dobrej pozycji do kopnięcia za trzy punkty z 49 jardów. Pierwsza próba Matta Bryanta była niecelna, lecz chwilę wcześniej ze strony Seahawks wywołano prośbę o czas. Bryant uzyskał drugą szansę na kopnięcie, tym razem nie myląc się. Pomylił się za to chwilę później podczas kickoffu, dzięki któremu goście zyskali przyzwoitą pozycję na środku boiska z 8 sekundami do końca. Dwa rzuty, ostatni straceńczy – przechwycony w strefie końcowej przez White’a, nie dały rezultatu i to Falcons przełamali swoją niechlubną tradycję – w ciągu ostatnich 4 lat przegrali bowiem wszystkie swoje trzy mecze w playoffach. Tym razem, choć było blisko powtórki z lat poprzednich, udało się przełamać złą passę.
Jeśli chodzi o indywidualne występy dużo lepiej zaprezentował się raczej Russel Wilson, grający odpowiedzialniej, zdobywając 385 jardów (24/36), 2 przyłożenia i przechwyt. Matt Ryan zdobył 250 jardów (24/35), 3 przyłożenia, ale aż dwa przechwyty, z czego jeden mógł być tragiczny w skutkach. Trzeba jednak zaznaczyć, że dwa z jego podań były zdecydowanie mistrzowskiej klasy – blisko 50 jardowe, zdobywające przyłożenia. Wielką pracę wykonywał również Michael Turner na spółkę z Jacquizzem Rodgersem – w decydujących momentach potrafili biegiem zdobyć istotne jardy, pierwsze próby, zdobywając łącznie w 24 próbach 162 jardy. Kluczowym dla defensywy Falcons okazało się natomiast zatrzymanie kapitalnego RB Seahawks Marshawna Lyncha – 46 jardów w 16 próbach, to z pewnością jeden z jego najgorszych meczów w sezonie, a nawet ostatnich latach pod tym względem.
Seattle pokazało wielką wolę walki i udowodniło, że mogą powrócić do gry w każdej możliwej sytuacji w meczu. Spotkanie z Falcons z pewnością przysporzy im więcej sympatyków. W decydującym momencie, doskonałej skąd inąd , młodej defensywie zabrakło doświadczenia i pozwolili rywalom na zdobycie pozycji do wykonania field goala.
Falcons przełamali złą passę w playoffach. Pierwsza wygrana zarówno dla Tony’ego Gonzaleza jak i Matta Ryana musi znaczyć dla nich wiele. Dla samego rozgrywającego jest to tym ważniejsze, że mimo bardzo dobrych statystyk nigdy nie był brany na poważnie jako jeden z najlepszych w lidze, a to właśnie z powodu braku sukcesu w playoffach. Czy ten sezon będzie dla niego przełomowy? W finale konferencji czeka już San Francisco 49ers. Ich defensywa prezentuje poziom porównywalny do Seahawks, łatwego spotkania nie ma się co spodziewać. Kluczem okaże się zapewne gra defensywna i powstrzymanie fenomenalnego Kaepernicka, który prawie w pojedynkę zdemolował obronę Green Bay. Jak do tego wszystkiego dostosują się Falcons? Teraz albo nigdy – w tym sezonie będą musieli naprawdę pokazać dużo klasy, bo kibice mają już serdecznie dość drużyny, którą łapie ogromna niemoc już po sezonie regularnym – nieważne jak dobrze grali w nim samym. Nie są natomiast bez szans, ale muszą zaprezentować dużo wyższy poziom koncentracji i opanowania – tak, jak w ostatnich 35 sekundach spotkania z Seahawks.
„Nasz rozgrywający to wyjątkowy zawodnik – stwierdził po meczu Mike Smith, head coach Falcons. – Nazywają go „Matty Ice”, ale myślę, że mamy dwóch takich w drużynie – bo to określenie świetnie charakteryzuje także Bryanta.”
„Kiedy zdobyli przyłożenie i wyszli na prowadzenie podszedłem do chłopaków i powiedziałem: Już kiedyś to przerabialiśmy, damy radę.” – opowiadał sam kopacz.
Gonzalez, który po meczu nie powstrzymał łez przyznał otwarcie:
„Nigdy nie płakałem po porażce. Ale teraz było to wyjątkowe – gdy wyszli na prowadzenie pomyślałem : znów to samo, widać nie jest to mi pisane. A jednak udało mi się odnieść pierwszą wygraną w playoffach”.
Zawodnicy Seahawks nie kryli rozczarowania, ale są w pełni świadomi potencjału, jaki posiada drużyna. Russel Wilson stwierdził po meczu:
„Mieliśmy wielkie oczekiwania i oczywiście po takiej porażce byłem rozczarowany. Ale kiedy wszedłem do tunelu poczułem ekscytację nadchodzącym sezonem. Pokazaliśmy niesamowitą klasę w tym roku, dlatego mamy ogromne nadzieje na przyszłość.”
New England Patriots 41:28 Houston Texans : Patrioci ukrócili rogi Teksańczykom
Na zakończenie drugiej rundy playoffów czekał nas świetny mecz w Foxborough, gdzie New England Patriots mieli podjąć Houston Texans. Ekipa z Teksasu po świetnym początku sezonu spuściła nieco z tonu w końcówce, przez co stracili swoje miejsce w Divisional Round i bój w postseason musieli rozpocząć od rundy dzikich kart. Zdołali pokonać, choć nie bez problemów, Cincinnati Bengals, dzięki czemu mieli okazję podjąć dowodzoną przez Toma Brady’ego ekipę na wyjeździe. Biorąc pod uwagę aktualną formę, a także ogromne doświadczenie Patriotów faworyt spotkania mógł być tylko jeden. Texans, jako młody zespół, po raz pierwszy gościli w playoffach przed rokiem, a i wtedy zabrakło obecnego lidera – Matta Schauba. Tom Brady bez mała prowadzi swoją drużynę już od kilkunastu lat w rozgrywkach o Super Bowl i bez wątpienia należy do najlepszych rozgrywających, szczególnie w tej porze każdego roku. Mecz, mimo dosyć mylnego wyniku, od początku do końca miał jednostronny przebieg.
Zaczęło się dosyć niespodziewanie, bo Danieal Manning wykonał 92 jardowy return po kickoffie, co dało Texans kapitalną pozycję na rozpoczęcie – znajdowali się na 12 jardzie rywala. Niestety dla nich, defensywa Patriots ograniczyła ich zdobyte punkty do zaledwie trzech, po udanym kopnięciu. Od tego momentu, do samej końcówki pierwszej połowy na boisku dominowali tylko gospodarze. Bardzo mądrze przeprowadzane serie ofensywne nie tylko zdejmowały z zegara sporo czasu, ale Brady i spółka konsekwentnie zdobywali pierwsze próby. Efekt – dwa przyłożenia (najpierw Shane Vereen wbiegł z piłką do strefy końcowej po 1 jardowym rushu, a następnie złapał 8 jardowe podanie od Brady’ego) i field goal. Sytuacja na boisku podziałała na Texans nieco trzeźwiąco. Jeszcze przed przerwą obudził się nieistniejący dotychczas na boisku Arian Foster i samodzielnie (dosłownie), przeprowadził ponad 50 jardowy drive, zakończony jego 1-jardowym przyłożeniem. Jeszcze przed przerwą przyjezdnym udało się wywalczyć piłkę, a potem dobrą pozycję, w wyniku czego Shayne Graham zdobył kolejne 3 punkty kopnięciem z 55 jardów. Wynik 17:13 stawiał jednak Patriotów w dużo lepszej pozycji.
Początek drugiej połowy, a w zasadzie cała trzecia i część czwartej kwarty to już całkowita dominacja ekipy z Nowej Anglii. Trzy przyłożenia, które zdobyli w tym czasie praktycznie pogrzebały szansę Texans. Najpierw po 8-jardowym biegu strefę końcową znalazł Stevan Ridley, a następnie 5-jardowym podaniem został obsłużony Brandon Lloyd. Trzecie z przyłożeń zostało zdobyte po 33 jardowym podaniu do wspomnianego już Vereena, a miało miejsce tuż po przechwycie, kończącym nieźle zapowiadający się drive drużyny z Houston. W ostatnich minutach Teksańczycy zdobyli jeszcze dwa przyłożenia (25 jardowe podanie do DeViera Posey’a, oraz 1 jardowy bieg Fostera), ale na więcej zabrakło już czasu. Nieudana próba onside Kick, a następnie brak powstrzymania Patriots przed zdobyciem pierwszej próby (w czym wydatnie pomogli sędziowie, rzucając flagę za holding, podczas gdy Texans faktycznie zatrzymali gospodarzy w czasie trzeciej próby – dyskusyjna decyzja), zaowocował wykorzystaniem wszystkich time outów, co jednak niewiele zmieniło – Patriots kopnęli bowiem za trzy punkty, zostawiając Schaubowi nieco ponad minutę na zdobycie dwóch przyłożeń. Teksańczycy, już pełni rezygnacji, nie zbliżyli się w ostatniej serii ofensywnej nawet w pobliże strefy końcowej rywali.
Kapitalne spotkanie rozegrał Tom Brady, który kolejny już rok pokazuje, jak wielką posiada klasę i jak świetnie radzi sobie w playoffach. 344 jardy zdobyte podaniami (25/40) i 3 przyłożenia, a przede wszystkim bardzo mądra gra i dowodzenie drużyną – to mówi samo za siebie. Wyróżnić trzeba także Vereena, który zdobył nie tylko przyłożenie biegowe, ale także dwa po złapanych podaniach. Matt Schaub, rozgrywający Texans, nie miał również najgorszego dnia – 343 jardy (34/51), 2 przyłożenia i przechwyt wstydu nie przynoszą, ale to ciągle było za mało by pokonać tak dobrze dysponowaną ofensywę Patriots. Foster wybiegał 90 jardów w 22 próbach, miał także 2 przyłożenia – ale praktycznie w ciągu prawie całej pierwszej połowy nie istniał, co miało ogromny wpływ na poczynania w ataku.
Teksańczycy mimo świetnego składu i mocnej linii obronnej nie potrafili zatrzymać zaprawionych w bojach Patriotów. Jest to jednak jeszcze stosunkowo młoda i niedoświadczona drużyna. Na pewno zeszłoroczne, jak i obecne playoffy to świetne przetarcie przed kolejnymi sezonami, kiedy będą chcieli się liczyć na poważnie w walce o Super Bowl. Niemniej, zawodnicy nie ukrywali rozczarowania po porażce:
„Gdy kończy się sezon, nieważne kiedy, zawsze jest ciężko – mówił po meczu Owen Daniels, tight end Texans. – Im dalej dojdzie, tym ciężej. Niestety, tylko jeden zespół ma na koniec powody do radości. To nie będziemy my w tym roku i trudno to przełknąć.”
W obozie Patriots zapanowały dużo lepsze nastroje. Mało która drużyna równie regularnie zachodzi tak daleko i to rok w rok. Wszyscy z niecierpliwością oczekują powtórki z rozrywki, a więc spotkania z Baltimore Ravens w finale konferencji – rok temu po przestrzelonym field goalu Billy’ego Cundiffa to ekipa z New England dostała się do Super Bowl. Są to jeszcze ważniejsze playoffy dla Toma Brady’ego, który skończył 35 lat. Jeśli chce kiedykolwiek wyrównać rekord swojego idola, Joe Montany, w ilości zdobytych Vince Lombardi Trophy, musi to zrobić w tym sezonie, bo potem może być za późno. Przypomnijmy – Montana wygrał 4-krotnie, Brady 3, chociaż w zeszłym roku okazja przeszła mu koło nosa.
„Dorastałem jako fan 49ers – przyznał po spotkaniu Brady. – Joe Montana, Steve Young… to zupełnie inna kategoria rozgrywających i chciałbym im dorównać. Mam nadzieję pograć jeszcze przez kilka sezonów, ale zobaczymy, co czas przyniesie.”
Przyznał również, że w finale konferencji czeka ich pasjonujący mecz:
„Myślę, że w finale zagrają dwie najlepsze drużyny. Ravens zdecydowanie na to zasłużyli, tak samo jak my.”
„To niesamowite uczucie, grać znowu w AFC Championship Game – powiedział Vince Wilfork. – Ravens pokonali nas w tym roku, u nas, dlatego teraz chcemy się im zrewanżować i jesteśmy naprawdę podekscytowani.”
Wojciech Augusiewicz
1. Champ Bailey rozegrał jedno z najgorszych spotkań w swojej karierze, w wyniku czego dopuścił do złapania dwóch podań, a Broncos ulegli niespodziewanie Ravens / jacksonville.com
2.Colin Kaepernick był za szybki i za dokładny dla obrońców Packers / espn.go.com
3.Matt Bryant trafił w ostatnich sekundach field goala z 49 jardów, przekreślając fenomenalny comeback Seahawks / cbssports.com
4. Tom Brady i Shane Vereen - ten duet okazał się zabójczy dla Texans /bleacherreport.com