UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_settings' NFL 24 - Twoje centrum informacji o lidze NFL i Futbolu Amerykańskim Jak nie zostałem futbolistą
Dodane przez Masel dnia Październik 21 2011 21:58:01
Gdy przekroczyłem bramy stadionu ubrany w znoszone korki i dresy z lumpeksu, spojrzałem wokół i zobaczyłem podobnych do mnie. Zalęknionych chudzielców truchtających wokół mniej licznych osiłków, wyciągniętych żywcem z zawodów podnoszenia ciężarów. Gdzie ja do cholery jestem?

Pierwsze kroki

Wystarczy podać imię i nazwisko, wiek, wymiary i wcześniej uprawiane sporty. I wszystkie formalności zostaną dopełnione. Nic łatwiejszego, więc zabieram się za wypełnianie formularza i przesyłam na odpowiedni adres e-mail. Zaraz otrzymuję odpowiedź wygenerowaną automatycznie. W tym momencie dowiaduje się dlaczego Devils Wrocław są wspaniali i warto przyjść, i ubiegać się o diabelski trykot. Po oczywistej zachęcie przychodzi czas na konkrety: jakie ćwiczenia czekają na rekrutów (wraz z przykładowymi filmami), przewidywany okres trwania treningu, wjazd na parking itd. Podstawy już wiem, teraz wystarczy poczekać na niedzielę.

Lazurowe niebo, słońce i rosa na trawnikach. Niedzielny poranek nie mógł zacząć się lepiej. Po prostu wymarzona pogoda na pohasanie po boisku, choć zimny wiatr wbija szpile w ciało. Trzeba się ciepło ubrać ale myślę że dwie bluzy powinny wystarczyć. Szybkie śniadanie, kawa i spacer na tramwaj. Pół godziny podróży z kłębiącymi się myślami: czy dam radę? Od dawna nie uprawiam regularnie żadnego sportu i może być problem.

Zaraz się uspokajam. Na jednym z przystanków wsiada dwóch studentów z torbami i rozprawiają o futbolu. Nie są tacy wielcy. Zresztą gdyby byli, to co za różnica. Klamka zapadła.

„Unikaj dużych ludzi”

Przed wejściem na stadion kolejka do biurka rejestracyjnego.
- Jak się nazywasz?
- Piotr Bera
- Ten z NFL24?
- Tak. Przyszedłem się zabawić.
- Twój numer to 38

Uśmiecham się rozbrajająco i wchodzę do szatni. Tam pełno toreb, ciuchów i Łukasz Lary. Cornerback Devils puszcza do mnie oko. Przynajmniej nie zmierzył mnie wzrokiem mówiącym: to nie miejsce dla Ciebie chuderlaku.

Po wyjściu z szatni otrzymuję oświadczenie do podpisania, że jestem „świadomy niebezpieczeństwa fizycznego i psychicznego związanego z grą w futbol amerykański”. Nieźle. Szczerze przyznam, że nie spodziewałem się tego, a zwłaszcza klauzul zabraniających uprawiania szeroko rozumianych sportów ekstremalnych, stosowania używek i zaniedbania swojego ciała. Brzmi to jak etiuda do profesjonalnego kontraktu zawodowych sportowców. Poważne podejście do tematu. Lubię to.

W końcu przekraczam bramy stadionu ubrany w znoszone korki i dresy z lumpeksu, spoglądam wokół i widzę podobnych do mnie. Zalęknionych chudzielców truchtających wokół mniej licznych osiłków, wyciągniętych żywcem z zawodów podnoszenia ciężarów. Gdzie ja do cholery jestem? Na boisku futbolowym, na którym zgodnie z prośbą wybranki mam unikać dużych ludzi. Nie wiedzieć czemu przed oczami objawił mi się Reggie Bush w barwach New Orleans Saints i myślę sobie - nic prostszego, dopadną mnie dopiero w end zone.

Lekcja w-fu.

Krótka przebieżka, rozciąganie i podział na kilka grup w zależności od kategorii wagowej. Ląduje w tej najniższej, do 70 kg i zmierzam razem z ok. 12- osobową grupą do pierwszej stacji. 60 yard shuttle:

5 jardów, 5 z powrotem, 10 jardów, 10 z powrotem, 15 jardów, 15 z powrotem.
Najbardziej wymagające ćwiczenie na dzień dobry. Na jednych twarzach skupienie, na innych strach. Tutaj nie liczy się tylko przyspieszenie, ale i koordynacja, zmiany kierunku biegu i wytrzymałość. Nie jest źle, bo jestem w czołówce. Drugi wynik gorszy, ale jestem zadowolony, choć mam ochotę zwymiotować i rzucić wszystko w diabły. Brak kondycji daje się we znaki. I wstyd. Koło mnie wędruje 13-letni Patryk, który bez słowa skargi wykonuje ćwiczenia w mojej grupie. Lubi futbol, a pierwszy raz miał z nim styczność podczas zeszłorocznych derbów. Rekrutacja to dla niego próba charakteru. Tak jak dla jego mamy obecnej na trybunach.

Ledwo dyszę, ale idę do namiotu ustawionego na środku boiska. Podaje nr 37, nazwę ćwiczenia i wynik. Wracam do grupy, posyłam uśmiech najmłodszemu Patrykowi i zmierzam do drugiego etapu. 20 yard shuttle:

5 jardów w jedną stronę, 10 w drugą i powrót 5 jardów.

Poszło zdecydowanie lepiej. Zerkam na moją grupę oceniając potencjalne zagrożenie i punkt odniesienia. Ten jest mocny, ten zwinny, a ten zbyt wolny. Pewnie w każdej głowie krążą podobne myśli. Czuję konkurencję i jednocześnie próbuje wymieniać uwagi. Za chwilę zacznie się handel korkami. Niektórzy przyszli w halówkach i wywijali kozła na śliskiej murawie. Szybkie pytanie o numer buta i zamiana na czas wykonania ćwiczenia. Konkurencja, ale uczciwa.
Następny przystanek: Dimos Spiropoulos. Coach Diabłów patrzy na naszą bandę, pokazuje ćwiczenie 3-cone drill i jeden po drugim idziemy w jego ślady.

- Komu się wydaje, że ma nr 37? – krzyczy Krzysztof Wydrowski prowadzący rekrutację?
Oczywiście pomyliłem cyferki. W zamian dostałem królewski numer 69.

Set! Down! Halt!

Bieg na 40 jardów, skok z miejsca i wyciskanie na ławeczce. I koniec typowego testu, który przechodził każdy uczeń w szkole ponadgimnazjalnej. Zakończone drille były niczym innym, niż testem sprawności ogólnorozwojowej. Każdy znalazł coś dla siebie i z podnieceniem wymalowanym na twarzy wyruszył do sedna rekrutacji: łapania futbolówki lub przepychania się na linii wznowienia akcji. Wybór dla mnie oczywisty. W końcu mam unikać dużych ludzi.

Ustawiamy się w dwóch rzędach po obu stronach boiska. W środku para rozgrywających wykonujących podania na jedną z prostszych i podstawowych ścieżek: drag route. Bieg kilka jardów do przodu i nagły skręt o 90 stopni do środka.

- Biegniecie na moją komendę. Set! Hut! – krzyczy Wydrowski.

– On gada po niemiecku. Halt! – śmieje się kilku rekrutów z Krzysztofa Wydrowskiego. Więc Halt i do przodu. Jedna piłka złapana, kolejne trzy upuszczone, następne odbite siatkarskim sposobem dolnym. Grupa nie wygląda najlepiej.
Hut! I start. Skręt i piłka w moich rękach. Pierwsza próba zaliczona. Później incomplete. Incomplete… Zgranie z rozgrywającym nie jest takie proste. No cóż drugi Wes Welker w mojej osobie nie objawił się.

1-tonowa winda

- Wiecie k*rwa jakie są trzy stopnie otyłości mężczyzn?

Takie i inne mądrości można było usłyszeć od najbardziej rozbawionej grupy, której nie udźwignęłaby żadna winda. Potencjalni zawodnicy z linii ofensywnej i defensywnej wpadli sobie do gustu od pierwszego wejrzenia i wielką miłość okazywali na każdym kroku. Dimos Spiropoulos z szelmowskim uśmiechem poklepał „big men” po plecach i z zadowoleniem odchodził na bok. Nic nie cieszy bardziej trenera od zgranej formacji, zwłaszcza w przypadku niedoboru „big men” w Polskiej Lidze Futbolu Amerykańskiego.

A ja? Nie zostałem futbolistą. Zostawiam to dla innych. Pisanie mi lepiej wychodzi. Chyba.

Autor: Piotr Bera
Foto: Devils Wrocław w meczu z Kraków Tigers/nfl24.pl