UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.23' for table 'nfl24_settings'
NFL 24 - Twoje centrum informacji o lidze NFL i Futbolu Amerykańskim
Wywiad z trenerem Cougars
Dodane przez Masel dnia Styczeń 15 2011 21:49:54
Wywiad z Marcinem Łazarczykiem - głównym trenerem nowego zespołu futbolu amerykańskiego w Szczecinie - Cougars
Treść rozszerzona
Poniżej pierwsza część wywiadu z Marcinem Łazarczykiem, głównym trenerem nowego zespołu futbolu amerykańskiego w Szczecinie - Cougars. W tej części rozmawiamy o sporcie i o futbolu. Druga poświęcona „projektowi Cougars‟ już za tydzień. Z Marcinem rozmawiał Łukasz Balski z portalu ligowiec.net.
Futbol amerykański to twoja ‘pierwsza miłość’ czy najpierw były inne sporty?
16 lat ćwiczyłem jujitsu. Zdobyłem czarny pas. Niestety na pewnym etapie treningi straciły w moich oczach. Przestałem się rozwijać, a brakowało mi tej intensywności, wiec zacząłem szukać innego sportu. Szukałem czegoś co będzie równie wymagające i da ten sam poziom adrenaliny. Zacząłem szukać w internecie i tam znalazłem Kaskadę. Przez jakiś czas śledziłem ich forum, ale dość szybko stwierdziłem, że tam się nie odnajdę. W końcu gdzieś w wyszukiwarce pojawiła się Husaria. Napisałem maila, poszedłem na trening, zobaczyłem zapał, zacięcie. Potem nie szło już tego zatrzymać, wciągnął mnie ten sport. Czysta magia futbolu.
Brakowało ci adrenaliny, walki, nie ciągnęło cię w kierunku MMA, K1 lub podobnych sportów?
Jakoś nie - raz że wtedy jeszcze nie było to aż tak popularne. Dwa, że ćwiczyłem to jujitsu i jakoś wpadłem w ten kanon japoński i nie pasowało mi odejście od tego czego 16 lat mnie uczono. Po tych latach znałem japońskie nazwy każdej części dżudoki, byłem na paru treningach MMA, a tam trener krzyczy “łap go za szmatę i na ziemię”. Jak dla mnie to bluźnierstwo. Nie potrafiłbym tego znieść na dłuższą metę.
Nie miałeś żadnych obaw przed futbolem?
Jednak judo to sport indywidualny i nie zdawałem sobie sprawy, że ładuję się na taką „minę”. Trochę bałem się, że nie będę potrafił dostosować się do wymogów sportu drużynowego. Jednak to kolosalna różnica - głównie w mentalności. Do tej pory przygotowywałem się do walk samodzielnie i albo zwyciężałem i byłem uśmiechnięty, albo cała wina spadała na mnie. I musiałem się z tym godzić, wyciągać wnioski i poprawiać niedociągnięcia. A sport zespołowy to jednak grupa osób. Ja mogę być najlepiej przygotowanym człowiekiem na świecie, a i tak moja drużyna przegra, bo ktoś się nie przyłoży, popełni błąd. Ostatnio w NFL był dobry przykład - jedna z lepszych drużyn straciła rozgrywającego i sromotnie przegrała z ligowym średniakiem.
Czy jest to sport dla wszystkich ? Czy taki ktoś jak ja, pomijając fakt ze muszę schudnąć 20 kilo, dałby rade?
Nawet możesz przytyć 20 (śmiech). Jest to sport dla wszystkich, ale musisz mieć pewne cechy charakteru. W ogóle jest to jedyna dyscyplina, w której najcenniejsi - mówię o realiach europejskich - są zawodnicy duzi, prawie otyli - zarówno do linii defensywnej jak i ofensywnej. To jest jedyny sport, w którym jeżeli ktoś przyjdzie i ma siłę, aby przetrwać - to witamy go z otwartymi rękami. Niestety w Polsce ludzie o większej tuszy nawet nie spojrzą na plakaty, którymi oblepimy im całą drogę do szkoły czy pracy. Po pierwsze Polska nie jest usportowionym krajem, a dwa: społeczeństwo „mówi‟, że ten gruby to się do sportu nie nadaje. Przez mój były zespół przewinęło się wielu ludzi, którzy dopiero w ten sposób odkrywali swoje możliwości. Potem nawet przychodzili i dziękowali, bo w ten sposób odzyskali wiarę w siebie. Fakt jest otyły ale jak zobaczył, że dzięki tej masie robił na boisku takie rzeczy, że inni latali 10-15 cm nad ziemią i cała widownia mu biła brawo, to była to niesamowita satysfakcja. Ogólnie ciężko przekonać takich ludzi do sportu - bo pójdzie na piłkę czy na koszykówkę, złapią go za boczek i do widzenia. A specyfika futbolu jest zupełnie inna, chłopaki ważą po 120 kilo i biegają, wytrzymują cały mecz i nie ma żadnego problemu.
Treningi są ciężkie?
Treningi są bardzo ciężkie. Muszą takie być. W innych sportach sytuacja i akcja dzieje się cały czas, ale nie wszyscy są zaangażowani - albo np. obrońcy nie atakują, albo część odpoczywa na ławce. Natomiast w futbolu jest snap i przez te 3-4 sekundy wszyscy - 22 osoby starają się wykonać swoją prace na 110%. Jeżeli gdzieś zawalisz, albo nie dasz tych 110% to polegniesz ty i twoja drużyna. To są bardzo intensywne trzy sekundy, bo linia ofensywna i defensywna się ścierają. Olbrzymie napięcia, tysiące kilogramów, wszyscy na raz, trzysekundowa eksplozja energii i potem gwizdek. Wszyscy wracają na swoje miejsca, jeżeli atakujący chcą grać dynamicznie to mają 10-15 sekund na złapanie oddechu i znów jest snap i znów trzeba dać z siebie wszystko. Z boku może to wyglądać trochę dziwnie - 10-15 sekund akcji i 2 minuty reklam, ale gdyby tych przerw nie było - to nawet najlepsi zawodnicy nie zagraliby głupich 15 minut. Tego aż tak nie widać - to trzeba przeżyć - być tam w środku. Z tego powodu treningi muszą być zupełnie inne. Ostatnio mieliśmy nabory, przyszli różni ludzie - wszyscy wcześniej uprawiali różne sporty. A nie było silnych - po pierwszym treningu wszyscy wychodzili na czworakach. A przecież oni uprawiali sporty, wiedzieli co to rozgrzewka, co to trening, a jednak specyfika treningu futbolowego wykończyła ich.
Nie brzmi zachęcająco...
Na boisku wszyscy muszą rozumieć się bez słów, każde złe zagranie to bardzo duże niebezpieczeństwo przechwytu i straty punktów. Dlatego na treningach po kilkadziesiąt razy powtarzamy niektóre zagrania. Drużyna futbolu - to musi być sprawnie działająca maszyna. Niestety nie ma tam miejsca dla Cristiano Ronaldo, który nagle zaczaruje wszystkich i przedrybluje całe boisko.
Przygotowanie takiej ‘maszyny’ zapewne nie jest łatwe.
Niestety w Polsce musimy uczyć wszystkiego od podstaw, przemodelować na fizyczność niezbędną w futbolu. Dużo też zależy od tego z jakich dyscyplin wywodzą się zawodnicy - np pływacy - ręce i barki świetne, ale nogi zupełnie nieprzygotowane do takich obciążeń. Zawodnicy muszą dać się ukształtować. Nie chcemy zmieniać ludzi w roboty, ale musimy mieć pewność, że wszyscy czują o co chodzi w tym sporcie. Jeśli nam się nie poddadzą to w pewnym momencie wypadną z rytmu i zagrożony będzie wynik całej drużyny. Oczywiście mowa tu o naszym podwórku - w Stanach to są maszyny, od dziecka uczone i przystosowywane do futbolu. Tam facet ważący 130 kilo potrafi przebiec 37 metrów (40 yards) w 4,3sek. Dla porównania u nas 60 kilowi pokonują to w 5,7 sekundy.
Wydaje się, że przy takiej dynamice i masie zawodników nie ma siły, żeby wszystkie kości wytrzymały. Czy jest to kontuzjogenny sport?
Powiem tak - jest to kontuzjogenny sport, ale w dużej mierze zależy to od przygotowania zawodników i umiejętności technicznych obu drużyn. Bardzo dużą wagę na treningach przykładamy do tego żeby porządnie wyćwiczyć wszystkie elementy gry. Często zdarza się, że kontuzję łapie zawodnik, który niósł piłkę, a znacznie częściej - ten, który go próbował zatrzymać. Są jeszcze tzw. „gang tackle‟, czyli sytuacje gdy na jednego posiadacza piłki rzuca się kilku obrońców. Co prawda liga próbuje to ukrócić i walczyć z tym za pomocą przepisów, ale przecież nigdy nie wejdzie w życie przepis mówiący o tym jak mocno mogę uderzyć. Trenerzy zawsze będą próbowali zachować szybkość zawodnika lub ją nawet podnieść przy nie obniżaniu wagi. A prędkość razy masa to chyba każdy pamięta z lekcji fizyki. Z własnego doświadczenia - jak przygotowałem Husarię do pierwszego sezonu, to po sześciu meczach, plus treningi i przygotowania kończyliśmy z kontuzjami na poziomie zero. Rok później kończyliśmy z jedną kontuzją. Potem nastąpiły zmiany trenerów, systemu przygotowań i ostatni niedokończony sezon to 15 poważnych kontuzji.
Przyjęło się, że futbol to tłuki, że wystarczy masa, uderzyć mocno i przeć do przodu.
Tylko z boku tak to wygląda, w rzeczywistości to jest bardzo poukładany chaos. Każdy doskonale wie co w danej chwili ma robić, kogo blokować, gdzie biec, kiedy skręcić. Właśnie po to tworzone są książki gry - playbooki, one na poziomie NFL mają po 250 stron samych zagrań. Dodatkowo to wszystko zmienia się co sezon i każdy zawodnik musi „umieć‟ każde zagranie. W takiej książce są same kółka, krzyżyki i strzałeczki, potem trzeba to przenieść na boisko. Zobaczyć, które kółko to kolega, a który krzyżyk to realny przeciwnik. Jakby tego było mało na boisku trzeba „czytać grę‟ - na bieżąco dostosowywać się do przeciwników. Każdy chce każdego zaskoczyć, to naprawdę nie jest takie proste jak wygląda.
A dla kibiców czy jest to łatwy sport do oglądania?
Wystarczy kilka podstawowych zasad i już można się tym cieszyć, a jak ktoś będzie chciał bardziej wnikać - to niuansów taktyczno-regulaminowych na pewno nie zabraknie.
Nie boisz się tego, że ten sport w Polsce/Europie ma jakieś tam grono swoich zwolenników, ale nie jest i nigdy nie będzie popularny - nie będzie sportem masowym i na zawsze pozostanie niszowy.
Europejczycy są za bardzo pochłonięci piłką nożną, jesteśmy oporni na nowości. No i najważniejsze - futbol amerykański - już sama nazwa go dyskwalifikuje, bo amerykanie wszystko mają głupie i bez sensu. Na pewno w Polsce nie będzie tak, że na futbolu znają się wszyscy i każdy będzie wiedział o co chodzi. Powiem więcej - nawet w USA nie wszyscy wiedzą. Jest to „tradycyjna niedzielna rozrywka‟ i po prostu trzeba usiąść przed telewizorem, otworzyć piwo i oglądać futbol. W zeszłym roku liga wydała olbrzymie pieniądze na tour po kraju, podczas którego tłumaczyli Amerykanom zasady gry. A w Polsce - jakoś to się rozwija - jest już pierwsza i druga liga, coraz więcej osób to obserwuje i zaczyna się pasjonować, zaczęto sprowadzać trenerów, czy zawodników z zagranicy. Gra nabrała szybkości, dynamiki, brutalności - jeszcze parę lat temu wystarczała jedna karetka na mecz, a już teraz dwie to niezbędne minimum.
Nie uważasz, że ta dyscyplina w Polsce zdobyłaby znacznie większą popularność gdyby nie takie ‘amerykanizowanie’ go na siłę. Można przecież sensownie spróbować przenieść wszystko na polskie warunki i niejako tym przybliżyć ten sport większej ilości kibiców.
Sam fakt, że jest to sport amerykański powoduje, że powinniśmy dążyć do tego żeby dużo „amerykanizmu‟ w nim było. Bardzo pomaga to zawodnikom - w języku futbolowym niektóre rzeczy bardzo źle brzmią w jakimkolwiek tłumaczeniu. Są łatwe do krzyknięcia i rozumiane przez wszystkich. Kiedy przyjechał do nas pierwszy trener z zagranicy Curtis Diers miał angielski opanowany perfekcyjnie, więc te rzeczy, które zawodnicy już sobie przyswoili dzięki używaniu tych wyrażeń w codziennym treningu nie były żadnym problemem. Nawet ci gracze, którzy niezbyt znali angielski wiedzieli co trener chce przekazać, co za chwilę będą ćwiczyć, co powinni poprawić i na co zwrócić większą uwagę.
Wiadomo, że zespół zespołem, ale jest jeszcze publiczność im na pewno byłoby łatwiej zrozumieć i polubić ten sport gdyby postawić na edukacje. Gdyby ktoś tłumaczył co się dzieje, dlaczego stoją, biegną i dlaczego sędziowie rzucają flagi. Zdaje się dopiero na którymś z kolei meczu Husarii pojawił się ‘spiker’ i to też był chłopak, który akurat nie mógł grać.
Tak to wtedy rozwiązywaliśmy. Niestety wszystko się rozbija o pieniądze. Jasne, mógł przyjeżdżać chłopak, który w Kozłach Poznań zajmował się spikerką, puszczał muzykę, tłumaczył grę. A trzeba przyznać, że robił to perfekcyjnie. Świetnie się grało i nawet nie chcę myśleć jak dobrze musiała bawić się publiczność. Ale trzeba mu było opłacić przyjazd i inne rzeczy - ważniejsze dla nas było kupienie zamrażaczy czy sprzętu niż spiker. Wybierało się to co ważniejsze dla zawodników.
Trenerzy z zachodu to już prawie normalność w naszych klubach - coraz częściej widzi się także zawodników - to chyba dobrze. Mają oni doświadczenie, podniesie się poziom ligi i nasi gracze mają od kogo się uczyć.
Niestety nie jest tak różowo. Osobiście jestem przeciwnikiem sprowadzania zawodników. W polskich klubach powinni grać Polacy. Poziom może faktycznie się podniesie, ale tylko chwilowo - tak długo jak obcokrajowcy są na boisku tak długo jest ok. Kończą się pieniądze - „najemnicy‟ wracają do domu i drużyna gra siedemnaście razy gorzej. Dwa sezony temu graliśmy z drużyną, która miała Czechów w składzie. Wygraliśmy z nimi, ale po bardzo ciężkim boju. Potem patrzymy, a oni przegrywają ze słabszymi drużynami astronomicznie wysoko. Sprawdzamy w internecie i okazuję się, że Czesi w tym spotkaniu nie grali. Jeśli chodzi o zagranicznego trenera - tu jak najbardziej jestem za - oni wnoszą to co polskiemu futbolowi jest potrzebne - wiedzę i doświadczenie, a to zostaje na dłużej. Byłem na szkoleniu EFAF‟u (Europejska Federacja Futbolu Amerykańskiego) zorganizowanym przez naszą ligę. Przyjechali trenerzy juniorów Francji i oni tam powiedzieli jedną ważną i mądrą rzecz. Ze względu na to, że jest to sport niszowy wolą „stracić mecz niż stracić zawodnika‟. Co prawda dzisiaj przegramy, ale może za rok się uda wygrać - najważniejszy jest rozwój zawodników, którzy są związani z drużyną i z miastem. Takie sprowadzanie zawodników dla szybkich sukcesów to zła droga. Z drugiej strony trudno się dziwić sponsorom, czy władzom klubu, że mają presję na wynik - w końcu gra się by wygrywać.
W NFL wiele zagrań to akcje rzutowe, w polskiej lidze jednak większy nacisk położony jest na bieganie. Z czego to wynika?
Głównie z przygotowania rozgrywających. W Polsce mamy 2 treningi w tygodniu to zdecydowanie za mało żeby wypracować automatykę gry, żeby zawodnicy idealnie się zgrali, aby akcje rzutowe wychodziły idealnie. Bardzo ważne jest, aby rozgrywający poznał „język ciała‟ swoich kolegów z zespołu. W końcu to on musi w ułamku sekundy podjąć decyzję, gdzie rzucić i bierze za to pełną odpowiedzialność. Musi wiedzieć na ile zmęczony jest skrzydłowy i czy zdąży dobiec i poprawnie złapać piłkę. W teorii wszyscy wiedzą jak grać i gdzie kto powinien się w danym momencie znajdować. W praktyce zmęczenie weryfikuje te plany i rozgrywający musi to uwzględniać. To można wypracować tylko rzucając po 200-300 razy na każdym treningu. W Polsce niestety nie mamy, aż tyle czasu.
Widzę, że w zatraceniu się w amerykańskich klimatach poszedłeś bardzo daleko - nawet zegarek pokazuje 9pm a nie 21.
(Śmiech) No tak - taki już jestem, jak coś robię to na całość i nie uznaję dróg na skróty.
Dziękuję za rozmowę.
Na drugą część wywiadu zapraszamy za tydzień.